, Brust Steven Vald Taltos 04 Taltos 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jedna podeszła do nas.Mężczyzna nie odezwał się, tylko ukłonił każdemu z nas i poprowadził ku wej-ściu.To była długa droga, a ponieważ wyglądała na całkowicie bezpieczną, odda-łem się rozważaniu ewentualności, których dotąd wolałem nie rozważać.Kiedystanęliśmy przed wrotami, te powoli i majestatycznie się otwarły.Jakoś nie wy-warło to na mnie stosownego wrażenia.131  Ktoś ci ukradł pomysł  poinformowałem Morrolana. Raczej odwrotnie: mój zamek istnieje krócej.Ale w obu przypadkach robiwrażenie, prawda? Fakt.W Czarnym Zamku gości wita lady Teldra.Tu w otwartych wrotach stał wy-soki Dragaerianin w barwach Domu Lyorna: brązowej szacie do kostek, kaftaniei sandałach.I z mieczem na plecach.Na mój widok zmrużył oczy, po czym przyj-rzał się nam uważnie i je wytrzeszczył. Obaj żyjecie!  oznajmił zaskoczony. Skąd wiesz?  zaczynałem mieć dość powtarzania tego w kółko. Chcemy stanąć przed Władcami Sądu  powiedział Morrolan.Mężczyzna uśmiechnął się: Sądzę, że tak jest w istocie.Doskonale, chodzcie ze mną.Staniecie przednimi niezwłocznie. Doczekać się nie mogę  mruknąłem.Nie usłyszałem żadnej odpowiedzi.* * *Dwa tygodnie po zabiciu Kynna spędziłem wesoło w Candletown, odkrywa-jąc, ile radości może mieć śmiertelnie przerażony człowiek.Bo mój stan najtraf-niej oddawało właśnie to określenie.Siedziałem sobie pewnego dnia na plaży, upijając się cicho i spokojnie, gdypodszedł do mnie kelner i spytał: Lord Mawdyear?Przytaknąłem, bo taki właśnie pseudonim obrałem.Wręczył mi zalakowaną kopertę.Odwdzięczyłem się sutym napiwkiem.Odszedł, a ja otworzyłem ją.Wewnątrz była kartka papieru, na której napi-sano  Wróć.Widniał też podpis Nielara.Spędziłem sporo czasu, zastanawiającsię, czy jest autentyczny, dopóki Loiosh nie zauważył rozsądnie, że każdy, ktowiedział wystarczająco wiele, by sfałszować wiadomość i odnalezć mnie, z rów-nym powodzeniem mógł nasłać na mnie zabójcę i zaoszczędzić sobie kłopotu.Była to otrzezwiająca myśl; przykra, ale równocześnie przekonała mnie co doautentyczności informacji.132 * * *Następnego ranka teleportowałem się do mieszkania i po południu zameldo-wałem się u Nielara.Nikt nic nie powiedział o partactwie, które uznałem za zawo-dową porażkę.Potem, w ciągu paru miesięcy stopniowo odkrywałem, że nikt innytak nie sądził.Uznano to za drobny błąd, a wakacje zawdzięczałem powszechnejzasadzie, iż każdego zabójcę po wykonaniu zlecenia usuwano na pewien czasz miasta, jeśli działo się to w trakcie wojny między dwoma Jheregami.Odkry-łem też, że Candletown nie było najszczęśliwszym wyborem: odpoczywało tamzwykle tylu zabójców, że zwano je potocznie Killertown.Nigdy potem nie odwie-dziłem już tej miejscowości.Natomiast praktycznie natychmiast zauważyłem coś innego, czego tak do koń-ca do tej pory nie rozumiem.Nielar wiedział, że zabiłem.Kragar się tego domy-ślił.Reszta nawet nie podejrzewała.Pięknie.To dlaczego wszyscy mnie inaczejtraktowali?To były drobiazgi  głównie spojrzenia.Jakbym był odmiennym człowie-kiem od tego, którego znali.Kimś zasługującym na szacunek.Kimś, wobec kogolepiej zachować ostrożność.Nie żebym narzekał, wręcz przeciwnie.Natomiastbyło to zaskakujące i niezrozumiałe  i tym ostatnim pozostało.Nie wiem, czysprawiły to plotki, czy też moje zachowanie nieco się zmieniło.Być może zresztą były to oba te powody.I było też coś równie dziwnego.Pracując w organizacji, spotykałem i spoty-kam rozmaitych silnorękich pracujących dla tego, czy tamtego.Większości nieznam nawet ze słyszenia, ale w przypadku niektórych od pierwszego rzutu okawiem, że byli  na robocie.Pojęcia bladego nie mam, skąd to wiem, i nawet niemam możliwości sprawdzić, czy to wrażenie jest słuszne, ale wiem, że tak wła-śnie jest.I najczęściej ten, którego wniosek ów dotyczy, popatrzy na mnie i kiwaleciutko głową, jakby rozpoznawał we mnie coś znajomego.Miałem siedemnaście lat i byłem człowiekiem w Imperium stworzonym przezelfy.I przez lata pomiatano mną, gdy tylko trafiła się okazja.I oto przestałembyć  Wąsatym i przestało się liczyć, czy jestem człowiekiem, czy elfem.Istotnebyło, że stałem się kimś, kto spokojnie, na zimno potrafi zabić, a potem korzystaćz życia za zarobione w ten sposób pieniądze.Oczywiste było, że ktoś taki niepozwoli już sobą pomiatać.Było to wspaniałe uczucie.Dopóki trwało.133 * * *Idąc korytarzem Przedsionka Zmarłych, zastanawiałem się, czy smoki są tutakże osądzane po śmierci, gdyż nie tylko wrota wejściowe, ale także i korytarzeumożliwiały im swobodne przejście.Były tak monumentalne, że czułem się małyi nieważny.I najprawdopodobniej to chęć osiągnięcia tego efektu była głównympowodem rozmachu budowli. Loiosh, kto zaprojektował to miejsce?  spytałem niespodziewanie. Mnie się pytasz?! Pewnie bogowie. Aha.Jakbym jeszcze wiedział w końcu, co to takiego bogowie, byłbymszczęśliwy. Niedużo ci trzeba do szczęścia, szefie.Ja mam większe wymagania, chciał-bym na przykład martwą tecklę albo dwie.A zauważyłeś, że tu nie ma żadnychdekoracji ściennych? Fakt.Tylko z drugiej strony, jakie dekoracje wybrałbyś do takiego jak to miej-sca? Nie wiem.Budynek był prawie pusty, jeśli nie liczyć paru purpuratów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl