, Dunant Sarah Krew i Piękno 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Ojcze Zwięty!  krzyczy ochryple szambelan. Ojcze Zwięty?Ani dzwięku.Nic.Nikt nie mógł przeżyć pod takim zawaliskiem. Papież!  krzyczą obaj mężczyzni, gdy ktoś otwiera drzwi. Ratunku! Pomocy! Papieżnie żyje.Zatrważające słowa rozbiegają się po watykańskich korytarzach już w chwili, gdy do saliwpadają gwardziści i rzucają się ku rumowisku, gołymi rękoma rozgarniając gruz i powodując,że jeszcze więcej luznych fragmentów przemieszcza się i osuwa, aż nadchodzi kapitan i woła, byprzestali. Powoli! Po kawałku.Więcej ludzi! Sprowadzić więcej ludzi!W otwartych drzwiach stoi Burchard, ze swym wąskim, wyrzezbionym obliczem jakzwykle bez wyrazu.Odwraca się do stojącego za nim sługi i daje znak głową, a mężczyzna znikajak królik w norze. Papież nie żyje!W sąsiednim pałacu Santa Maria in Portico Lucrezia przyjmuje akurat odwiedziny Sancii. Siedzą w głównej bawialni, ze swoimi damami i małym Rodrigiem, przepędzone z ogrodu przezburzę.Słyszą krzyki, i choć nie rozróżniają słów, to wystarcza, by poderwały sięi z powiewającymi spódnicami pobiegły tajnymi korytarzami do pałacu obok. Papież nie żyje!Gdy przybywa posłaniec, kardynał della Rovere pisze właśnie meldunek do Francji.Rzuca pióro i wypada za drzwi.Kiedy wróci, znajdzie na liście rozlany kleks.Zanim w sali pojawia się Cesare (jakże Fortuna miłuje tego młodego mężczyznę: to jedenz jego pokoi  który opuścił ledwo godzinę wcześniej  przyjął na siebie główny impetzniszczenia), pomieszczenie jest już pełne gwardzistów, kardynałów i medyków.Pośrodku widaćjuż krawędzie tronu, podczas gdy mężczyzni pracują metodycznie, odrzucając kawały tynkui drewna, niektóre nadal udekorowane herbem Borgiów.Jak Bóg mógł być taki okrutny, by zabićpapieża pociskami z jego własnym nazwiskiem? Co kilka minut kapitan straży każe im sięuciszyć, po czym woła: Ojcze Zwięty! Wasza Zwiątobliwość, słyszycie nas?Za dziesiątym razem, z wyczuciem teatralności, któremu nie dorównałby sam Burchard,odpowiada mu wreszcie słaby głos.Całe pomieszczenie wybucha radosną wrzawą.Gwardziści uwijają się jeszcze szybciej,usuwając gruz, aż w końcu oczom wszystkich ukazuje się papież, sztywno wyprostowany nasiedzisku, z prawym ramieniem uwięzionym pod odłamem drewnianego legara, głowąprzysypaną gipsowym pyłem i z krwawiącym rozcięciem na policzku, lecz bezsprzecznie żywy:zbiegiem okoliczności dwie spadające belki skrzyżowały się nad jego głową i stały dzwigaremdla masy, która powinna była wycisnąć z niego ducha. Ojcze Zwięty, jesteście ocaleni! Tak  mówi, przyjmując do wiadomości czekający, oszołomiony tłum. Tak, jestem.I sławny Borgiowski uśmiech od ucha do ucha wypływa na jego twarz.Cesare wycofuje się z drzwi i znajduje za nimi Burcharda, podczas gdy korytarzemłączącym publiczne pomieszczenia pałacu z apartamentami papieża zbliża się żwawo, z morskimposzumem kardynalskich szat, wysoka, tyczkowata postać Giuliana della Rovere.Sępy, myśliCesare.W Rzymie zlatują się dzięki słuchowi, a nie powonieniu.Robi krok i zastępuje mu drogę.W ciągu miesięcy wymuszonego przebywania podjednym dachem na francuskim dworze ci dwaj wypracowali we wzajemnych stosunkach tonpełnej szczerości nieszczerości, lecz od powrotu do Rzymu skrzętnie się unikali. Mój książę  dyszy della Rovere. Przybiegłem, gdy tylko usłyszałem.Jestem& Tak, tak  przerywa głośno Cesare. Straszliwy wypadek.Sufit oberwał się wprost natron, na którym siedział. O, niechaj Pan Jezus Chrystus zmiłuje się nad nami wszystkimi.Nasz ukochany OjciecZwięty& Czy ciężko ranny?Cesare wykonuje ręką nikły, sztywny gest, jak gdyby nie mógł mówić. Nie, o, nie& chyba nie zginął?Cesare nie spieszy się z odpowiedzią, smakując jej odwlekanie jak miód. Nie, nie zginął.To istny cud.Jest doskonale żywy.Della Rovere, przez sekundę nie wiedząc, jak się zachować, żegna się znakiem krzyżai składa dłonie do modlitwy. Chwała niech będzie wszystkim świętym. I jak pięknie z waszej strony, że tak szybko przybyliście na pomoc, kardynale.Musiciemieć przy sobie ludzi obdarzonych wielką intuicją.Uśmiech della Roverego drga tylko odrobinę.Za nim Burchard usuwa się z powrotem do komnat papieża.Zciga go głos Cesarego: Czy jeszcze kogoś powinniśmy wyprowadzić z błędu?Aleksander, z paskudnie posiniaczonym ramieniem oraz różnymi rozcięciamii zadrapaniami na twarzy i całej głowie, zostaje ostrożnie przeniesiony do swojej komnatysypialnej.Gdy Cesare wchodzi do ogrodu przylegającego do papieskich apartamentów, słowo cud zaczyna już roznosić się szeptem po watykańskim pałacu.Ulewny deszcz ustał tak samonagle, jak się rozpoczął, i niebo się przeciera [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl