, Colin Dexter Ktokolwiek widzial 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ktoświdział panią na Kempis Street.I jeśli zechciałaby pani powiedzieć, co tam ro-biła, zaoszczędziłoby to wiele czasu i energii.Jeśli mi pani tego nie powie, będęzmuszony.Przerwała ten potok słów i krzyknęła: Powiedziałam panu! Nie wiem, o czym pan mówi! Jest pan głuchy, czy pantego nie rozumie? Nie-wiem-o-czym-pan-mówi!Morse z niewzruszoną miną rozparł się w fotelu.Rozejrzał się po pokojui jeszcze raz jego wzrok spoczął na zdjęciu dyrektora z żoną, które wisiało naddużym biurkiem.Pózniej spojrzał na zegarek. Kiedy dzieci wracają do domu?Powiedział to spokojnym, niemal przyjacielskim tonem i pani Phillipson po-czuła nagły przypływ strachu.Także spojrzała na zegarek i odpowiedziała drżą-cym głosem: Będą o czwartej. Mamy godzinę, pani Phillipson.To wystarczy.Samochód czeka.Niechpani włoży płaszcz  najlepiej ten różowy. Podniósł się z fotela i zapiął guzikmarynarki. Przekonamy się, czy pani mąż wie, że.Zrobiła kilka kroków w kierunku drzwi, lecz gdy przechodził obok niej, po-czuł dotknięcie na ramieniu. Niech pan usiądzie, panie inspektorze.Przyznała się, że istotnie wyszła.Musiała tam pójść.Tak jakby człowiek naglezdecydował się napisać list, zadzwonić do dentysty albo w ogóle załatwić coś, codługo nie dawało spokoju.O opiekę nad dziećmi poprosiła panią Cooper z prze-ciwka i powiedziała, że za godzinę będzie z powrotem.Dwadzieścia po dziewiątej126 odjechała autobusem z przystanku przed domem.Wysiadła na Cornmarket, prze-szła przez Gloucester Green i mniej więcej za kwadrans dziesiąta znalazła sięna Kempis Street.We frontowym pokoju domku Bainesa paliło się światło i po-nieważ nigdy tam nie była, musiała zebrać całą swoją odwagę.Zapukała.Niktnie otworzył.Zapukała znowu, nie było odpowiedzi.Wówczas przeszła wzdłużokien i delikatnie stuknęła w szybę.Nic nie usłyszała i nie dostrzegła żadnego ru-chu za tanimi, żółtymi zasłonami.Podeszła więc raz jeszcze do drzwi, czując sięjak uczennica, którą nauczycielka złapała na ściąganiu.Nic się nie działo.W po-dobnych okolicznościach dawała za wygraną, tym razem jednak zdobyta się nanastępny ruch: nacisnęła klamkę.Drzwi były otwarte.Uchyliła je na tyle, abywłożyć głowę i zawołać:  Panie Baines?  i nieco głośniej   Panie Baines! ,lecz nikt nie odpowiadał.W domu było dziwnie cicho i jej głos odbijał się od na-gich ścian wysokiego przedpokoju.Trzęsła się cała, bo czuła, że on jest tuż przyniej i tylko obserwuje.Nagle nie wytrzymała i z biciem serca wybiegła na jasnooświetloną ulicę, przebiegła przez dworzec kolejowy i tam starała się zapanowaćnad nerwami.Na St.Giles złapała taksówkę, a do domu przyjechała parę minutpo dziesiątej.Oto jej historia, opowiedziana przygnębionym głosem.Wszystko zdawało siębyć jasne i przejrzyste, w niczym nie przypominało Morse owi zagmatwanychpoczynań mordercy.Poza tym wiele osób można było przesłuchać: opiekunkędziecka, konduktora z autobusu lub kierowcę taksówki.Morse był pewien, żerelacje potwierdzą czas, który w przybliżeniu podała pani Phillipson.Szkoda, żenie można sprawdzić jej opowiadania o tym, gdy stała pod drzwiami Bainesa.Czy weszła? Jeśli tak, co się wydarzyło? Była morderczynią? Argumenty niecoświadczyły na korzyść pani Phillipson. Dlaczego chciała się pani z nim zobaczyć? Chciałam z nim porozmawiać, to wszystko. Niech pani mówi dalej. Trudno to wyjaśnić.Sama nie wiedziałam, co chcę mu powiedzieć.Byłuosobieniem zła.Podły, mściwy i wyrachowany.Sprawiało mu radość oglądaniecudzego cierpienia.Nie mam nic konkretnego na myśli i tylko przypuszczam, żebył taki, ale od kiedy Donald został dyrektorem, on tylko czekał, aż coś się niepowiedzie mężowi.Był okrutnym człowiekiem, inspektorze. Nienawidziła go pani?Skinęła głową z rezygnacją. Tak, chyba tak. Motyw dobry jak każdy inny. Morse spochmurniał. Właściwie tak [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl