, Drapiezcy 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jej widok sprawił, że o mało nie postradałem zmysłów.Poczułem, jak szczęki za-ciskają mi się z przerażenia, a ciało pokrywa gęsią skórką.Powiedz, że to nieprawda  powtarzał mój umysł. Powiedz, że to nieprawda!Ale to była prawda.Na stosie szmat, poplamionych materaców i porozdzieranych poduszek leżała po-twornie spuchnięta naga kobieta.Jej brzuch wydął się do olbrzymich rozmiarów; a co jeszcze bardziejprzerażające, skóra na nim bez przerwy poruszała się i zmieniała kształt, tak jakby jej łono skrywało ja-kąś dużą, szukającą dróg ucieczki istotę.Olbrzymie były również piersi  z pewnością nie zdołałbymunieść nawet jednej z nich na mojej taczce.A szyja nabrzmiała do tego stopnia, że malutka twarz przy-pominała maskę marionetki.Tuż obok, z twarzą zamaskowaną brudnymi gałganami, klęczał na stosie kości osobnik, z którym Ke-zia Mason spłodziła ponoć Brązowego Jenkina  król podziemnych doków, Mazurewicz.Oblepionymibrudem, obnażonymi rękoma karmił potwornie wzdętą kobietę kawałami przypalonego mięsa, włókni-stych błon i ciepłego tłuszczu, a ona brała to wszystko do drobnych ust i nie przeżuwając, nieprzerwaniei chciwie połykała.I im więcej pochłaniała pokarmu, tym wścieklej poruszał się jej brzuch.Niedaleko niej stał młody pan Billings  odziany nie w czarny frak, ale w proste białe prześciera-dło, tak że w bezsensowny sposób przypominał Marka Antoniusza w  Juliuszu Cezarze.Nie przyszedłemchwalić Cezara, ale go pogrzebać.Miał zamknięte oczy i podniesione w górę ramiona, i wciąż zawodził,bez końca powtarzając tę samą okropną frazę. Tekeli-li! Tekeli-li! Kurwa mać  stwierdził detektyw sierżant Miller. Przepraszam za moją łacinę  dodał pochwili. Gdzie jest Danny?  zapytałem. Widzisz gdzieś Danny ego?Uniósł głowę nieco wyżej nad parapet. Tam  powiedział. Na dole, w rogu, blisko ściany.Wydaje się, że na razie jest zdrów i cały.Trzy-ma go Brązowy Jenkin. Może czekają, aż wpierw upieką się te wszystkie nieszczęsne dzieciaki  stwierdziłem.To, co zoba-czyłem, do tego stopnia wytrąciło mnie z równowagi, że musiałem się pochylić i przycisnąć dłoń do czo-ła.Nie wiedziałem, czy jestem przerażony, załamany czy pełen nadziei.Nie wiedziałem, czy w ogóle jesz-cze coś odczuwam.233 Detektyw sierżant Miller odsunął się od okna i zbliżył do mnie. Posłuchaj  powiedział. Im szybciej będziemy działać, tym lepiej.Zastosujemy taktykę brygadyantynarkotycznej.Wpadniemy tam razem, obaj wrzeszcząc jak oparzeni.Naprawdę musimy się wydzie-rać, to powinno zbić ich z tropu.Ja skoczę na prawo, tak jakbym miał zamiar złapać tego faceta w bia-łej nocnej koszuli.Ty szoruj na lewo, łap Danny ego i cofaj się do drzwi.Ja postaram się wyskoczyć przezokno.Potem wiej, jakby ci się palił tyłek. A co z Brązowym Jenkinem?  zapytałem. Kopnij kutasa prosto w jaja.Oczywiście jeżeli w ogóle jakieś ma.Nie wahaj się.Nie przestawaj sięwydzierać.I nie czekaj na mnie, bo ja nie będę czekał na ciebie. Dobrze  powiedziałem i przełknąłem ślinę.Przez okno i szpary w drzwiach błysnęły kolejneświatła i nagle zatrzęsła się gwałtownie ziemia.Usłyszałem potworny głuchy odgłos poruszonych wstrzą-sami pustych czaszek, które potoczyły się w dół po stosie kości.Stanęliśmy ramię przy ramieniu przed drzwiami kaplicy.Czułem takie przerażenie, że brakowało mitchu.W dodatku powietrze było tak zanieczyszczone, że bez przerwy chciało mi się kaszleć.Chcąc po-zbyć się drażniącego drapania w gardle musiałem co parę sekund chrząkać. Gotów?  zapytał detektyw sierżant Miller.Obróciłem się i zmierzyłem go wzrokiem.Uświadomiłem sobie nagle, że przez cały czas nie miałemnajmniejszego pojęcia, kim jest naprawdę ten człowiek  a teraz znalezliśmy się tutaj razem w jakiejśtrudnej do wyobrażenia przyszłości, ryzykując życie, żeby stawić czoło najbardziej ohydnej istocie, jakązdarzyło mi się kiedykolwiek widzieć. Tak, jestem gotów  powiedziałem  i dziękuję.Pociągnął nosem i wytarł go palcem. Drobiazg  odparł. To należy do moich obowiązków.Rycząc jak opętani pchnęliśmy obaj drzwi kaplicy.W tej samej chwili ogłuszający piorun wstrząsnąłmurami i oślepiła nas błyskawica, która trafiła w podłogę kaplicy.Leżące na niej dachówki i kości wzbiłysię w powietrze, fruwając jak szrapnele.Zatrzymałem się na chwilę skonsternowany, ale potem wrzasnąłem znowu i sadząc długimi skokamipo dachówkach pomknąłem w stronę Danny ego i Brązowego Jenkina.Ten ostatni ściągnął już z chłopcakoszulkę i poprawiał długim prętem węgle w najbliższym koszu.Widziałem lśniące na policzkach Dan-ny ego łzy. Aadny ogień, oui? Podoba ci się ładny ogień?Nie sądzę, żeby Brązowy Jenkin zauważył, że nadchodzę, ale na pewno dostrzegł mnie Danny.Wy-rwał się gwałtownie z uścisku Jenkina i podczas gdy ten bezsensownie wyciągnął rękę, żeby go złapać,pomknął ku mnie, tak jakby biegł w ostatniej zmianie sztafety podczas niedzielnych zawodów. Ahhhhhhhh!  zaskrzeczał Jenkin i rzucił się za nim w pogoń, powiewając połami płaszcza i skro-biąc pazurami po dachówkach.Danny dosłownie wpadł w moje ramiona.Złapałem go mocno i puściłem się biegiem do drzwi, omi-jając palące się kosze, przecinając gęstą smugę dymu, którą wydzielały przypiekane dzieci, i miażdżąc bu-tami kości, dachówki i ludzkie resztki.Zapomniałem krzyczeć, ale ponieważ dzwigałem Danny ego, i takzabrakłoby mi oddechu.234  Bastardzie, bastardzie, wyrwę ci wszystkie flaki!  wył biegnący za mną zakosami Jenkin.Zatrzy-małem się na sekundę, postawiłem Danny ego na ziemi i przewróciłem kopnięciem ostatni z koszy.NaBrązowego Jenkina posypał się grad rozpalonych węgli, tlącego się drewna i na pół upieczonych szcząt-ków niewinnych ofiar.Jego płaszcz zajął się ogniem i Jenkin zaczął walić połami o ziemię, klnąc, plująci szczerząc zęby.Byłem teraz w miarę bezpieczny.Znajdowałem się w połowie drogi do drzwi i nikt nie miał szan-sy mnie złapać.Trzymałem mocno Danny ego i skacząc po dachówkach słyszałem, jak ciężko dyszę.Aledobiegając do drzwi, obejrzałem się tuż przed przestąpieniem progu za siebie i zobaczyłem, że detektywsierżant nie miał tyle szczęścia.Mazurewicz zsunął się ze stosu kości i złapał go.Trzymał teraz detektywasierżanta za włosy i przyciskał swój długi rzeznicki nóż do jego gardła. Uciekaj!  krzyknął detektyw sierżant Miller. Na miłość boską, Davidzie, uciekaj!Powoli postawiłem Danny ego na podłogę. Posłuchaj  powiedziałem. Musisz teraz pobiec z powrotem do domu.Nie oglądaj się na niko-go.Wdrap się po drabince przeciwpożarowej i wróć przez świetlik na strych.Zbiegnij na dół, znajdz Cha-rity i trzymaj się blisko niej.Pod żadnym pozorem nie rozmawiaj z Liz.Liz jest zła.To nie jej wina, ale takjuż jest.Trzymaj się blisko Charity. Słyszysz mnie, Davidzie?  zawołał detektyw sierżant Miller. Uciekaj! Chyba tutaj nie zostajesz?  zapytał przerażony Danny. Nie na długo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl