, Henryk Sienkiewicz panwolodyjowski 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.z żoną. Nie ma Michała!  krzyknął jednym tchem. Szukałem wszędzie! Pan Krzycki mówił,że widział ich z Ketlingiem.Pewno się bili! Michał jest  odpowiedziała pani stolnikowa  przywiózł Ketlinga i oddał mu Krzysię!Słup soli, w który żona Lota została zamieniona, pewnie mniej osłupiałą miał minę niż wtej chwili pan Zagłoba.Czas jakiś trwało zupełne milczenie, po czym stary szlachcic przetarłoczy i spytał: Hę? Krzysia z Ketlingiem tu obok siedzą, a Michał poszedł się modlić  odrzekł stolnik.Pan Zagłoba wszedł bez chwili wahania się do izby i choć już wiedział o wszystkim, zdu-miał się powtórnie, widząc Ketlinga i Krzysię siedzących czołem w czoło.Oni zerwali się,zmieszani bardzo i nie umiejący słowa przemówić, zwłaszcza że za panem Zagłobą weszli istolnikostwo.105  %7łycia nie starczy na wdzięczność Michałowi!  rzekł wreszcie Ketling. Jego to dziełoszczęście nasze! Szczęść wam Boże!  rzekł stolnik. Michałowi nie będziem się przeciwić!Krzysia osunęła się w objęcia pani stolnikowej i poczęły płakać obie.Pan Zagłoba był jak-by ogłuszony.Ketling pochylił się do kolan stolnikowych jak syn do ojcowskich, ów zaśpodniósł go i  widać z nawału myśli albo z konfuzji  rzekł: A pana Ubysza pan Deyma usiekł! Michałowi dziękuj, nie mnie!Po chwili zaś spytał: %7łono, jak to było owej białogłowie na przezwisko? Lecz pani stolnikowa nie miała czasuna odpowiedz, bo w tej chwili wbiegła Basia, bardziej zadyszana niż zwykle, bardziej różowaniż zwykle, z czupryną opadniętą na oczy bardziej niż zwykle, przyskoczyła do Ketlinga iKrzysi i podsuwając palec to jednemu, to drugiemu do oczu, poczęła wołać: Aha! dobrze!.wzdychajcie, kochajcie się! żeńcie! Myślicie, że pan Michał sam zostaniena świecie?! Otóż nie, bo ja się za niego machnę, bo go kocham i sama mu to powiedziałam.Pierwsza mu to powiedziałam, a on spytał, czy go chcę, a ja mu powiedziałam, że go wolę oddziesięciu innych, bo go kocham i będę najlepszą żoną, i nie odstąpię go nigdy, i będziemrazem wojowali.Ja go z dawna kochałam, chociażem nie mówiła nic, bo on najzacniejszy inajlepszy, i kochany.A teraz się sobie żeńcie, a ja się za pana Michała machnę choćby ju-tro.bo.Tu zbrakło tchu Basi.Spoglądali na nią wszyscy nie rozumiejąc, czy oszalała, czy też prawdę mówi; następniezaczęli spoglądać na siebie, a wtem we drzwiach ukazał się za Basią Wołodyjowski. Michale!  spytał stolnik, gdy przytomność głos mu wróciła  zali to prawda, co my sły-szym?Na to mały rycerz z powagą wielką: Bóg cud uczynił i to jest moja pociecha, moje kochanie, mój skarb największy!Po tych słowach skoczyła znów Basia ku niemu jak sarna.Tymczasem maska zdumieniaopadła z twarzy pana Zagłoby, a natomiast biała broda poczęła mu się trząść, otworzył szero-ko ramiona i rzekł:.Dalibóg, ryknę!.Hajduczku, Michale, pójdzcie tu!.106 ROZDZIAA XXIOn ją kochał okrutnie, a ona jego, i dobrze im było razem, tylko chociaż czwarty rok jużżyli ze sobą  dzieci nie mieli.Natomiast gospodarowali zawzięcie.Wołodyjowski zakupił zaswoje i Basine sumy kilka wiosek w pobliżu Kamieńca, za które tanio zapłacił, bo już się bylipłochliwsi ludzie pod strachem nawały tureckiej radzi w tamtych stronach wyprzedawali.Wtych majętnościach ład i rygor żołnierski wprowadzał, niespokojną ludność w kluby brał, po-palone chaty wznosił,  fortalicje , to jest dwory obronne, fundował, w których tymczasowązałogą żołnierstwo stawało, słowem: jak dawniej dzielnie kraju bronił, tak teraz dzielnie go-spodarzyć począł, szabli zresztą z ręki nie wypuszczając.Sława jego imienia najlepszą była jego majętności ochroną.Z niektórymi murzami wodęna szablę lał i pobratymstwo zawarł.Innych bijał.Kupy swawolne kozackie, luzne watahyordyńskie, rozbójnicy ze stepów.i opryszkowie z odajów besarabskich drżeli na wspomnienie Małego Sokoła  więc stada jego koni i owiec, jego bawoły i wielbłądy chodziły bezpiecz-nie po stepie.Nawet sąsiadów jego szanowano.Mienie jego przy pomocy dzielnej niewiastyrosło.Otoczyła go cześć i miłość ludzka.Ziemia rodzinna przyozdobiła go urzędem, hetmango kochał, basza chocimski ustami nad nim cmokał, w dalekim Krymie, w Bachczysaraju,powtarzano ze czcią jego imię.Gospodarka, wojna i miłość  oto były trzy prządki jego żywota.Znojne lato roku 1671 zastało państwa Wołodyjowskich w dziedzicznej Basinej wsi So-kole.Sokół ów był perłą między ich majętnościami.Podejmowali tam oni huczno i dwornopana Zagłobę, któren na trudy podróży ni na wiek swój niezwykły nie bacząc, przybył do nichw odwiedziny, spełniając solenne przyrzeczenie na ślubie państwa Wołodyjowskich dane.Wszelako szumne gody i radość z drogiego gościa gospodarzy wkrótce zostały zerwanerozkazem hetmańskim nakazującym Wołodyjowskiemu objąć komendę w Chreptiowie, tam-że nad granicą mołdawską czuwać, głosów od strony pustyni nasłuchiwać, stróżować, luznymczambułom zabiegać i okolicę z hajdamaków oczyścić.Mały rycerz, jako żołnierz do posług Rzeczypospolitej zawsze chętny, wnet nakazał, abyczeladz ściągnęła stada z ługów, wywiuczyła wielbłądy i sama w zbrojnym pogotowiu stanę-ła.Rozdzierało się wszelako jego serce na myśl rozstania się z żoną, bo ją tak kochał, i miło-ścią męża, i ojca, że prawie dychać bez niej nie mógł, a brać ją w dzikie i głuche puszczeuszyckie i na niebezpieczeństwa przeróżne narażać  nie chciał.Lecz ona upierała się z nim jechać. Pomyśl  mówiła  jeżeli bezpieczniej będzie mi tu pozostać nizli tam, pod osłoną woj-ska, przy tobie zamieszkać? Nie chcę ja innego dachu, jako twój namiot, bom po to za ciebieposzła, by się z tobą i niewczasem, i trudem, i niebezpieczeństwy podzielić.Tu by mnie nie-pokój zgryzł, a tam, przy takim żołnierzu, będę się czuła bezpieczniejsza niżeli królowa wWarszawie; trzeba zaś będzie z tobą w pole wyruszyć, to wyruszę.Snu tu nie zaznam bezciebie, jadła do gęby nie wezmę, a w końcu nie wytrzymam, lecz i tak do Chreptiowa polecę,a nie każesz mnie puszczać, to będę u bram nocować i póty cię prosić, póty płakać, aż sięzlitujesz [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl