, Alistair Maclean Tabor (6) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Kanał jest tu głęboki.Czy musimy go ze sobą ciągnąć?- Dopóki nie stwierdzimy, że tym razem powiedział prawdę - po­wiedział ponuro książę.- Arii chwili dłużej.Zapadł już zmrok, gdy zatrzymali się na parkingu w pobliżu wejścia do jaskiń.Wielki książę, który wraz z El Brocadorem jechał z Czerdą w szoferce, wysiadł, przeciągnął się i polecił:- Żony naukowców zostają tutaj, pod strażą Masaine'a.Reszta idzie z nami.- Po co nam wszyscy inni? - zdziwił się Czerda.- Mam swoje powody - de Croytor tym razem nie bawił się w wy­jaśnianie.- Kwestionujesz moje decyzje?- Teraz? Skądże!- W takim razie bądź łaskaw dopilnować ich wykonania.Kilka minut później całą grupą weszli do ponurego labiryntu jaskiń.Było ich w sumie jedenaścioro: Czerda, Ferenc, Searl, El Brocador, trzech naukowców, Cecile, Lila, Bowman i wielki książę.Część niosła latarki, których światło odbijało się w upiornie białych ścianach.Prowa­dził Czerda.Szedł pewnie, nie klucząc, jakby doskonale znał okolicę.Wkrótce stanęli u stóp skalnego usypiska w jaskini z dziurawym stro­pem.Czerda podszedł do wzniesionego u jej podstawy kamiennego kopca i o§wiadczył:- To tutaj.- Jesteś pewien? - książę przejechał światłem latarki po ścianach.- Jestem pewien - Czerda skierował swoją latarkę tak, że oświet­liła kopiec.- Niewiarygodne, nie? Ci idioci z policji jeszcze go nie znaleźli!De Croytor także oświetlił kopiec.- Masz na myśli.- Aleksander.Tu właśnie go pochowaliśmy.- Aleksander nie jest już naszym zmartwieniem - mruknął książę i zwrócił się do Bowmana.- Pieniądze.- A, tak.Pieniądze - Bowman wzruszył ramionami i uśmiechnął się.- Obawiam się, że to koniec wycieczki.Tu nie ma żadnych pie­niędzy.- Co? - wielki książę odwrócił się błyskawicznie i dźgnął go lufą pod żebra.- Żadnych pieniędzy?- Są bezpieczne w banku w Arles.- Oszukiwałeś nas? - w głosie Czerdy było czyste niedowierzanie.- Pokonali§my całą tę drogę.Przedłużyłeś sobie życie o pół godziny!- Dla kogoś skazanego na śmierć to bardzo wiele - Bowman uśmiechnął się spoglądając na Cecile.Następnie zwrócił się do Czerdy: - Ale też bardzo mało.Cygan był bardziej zdziwiony niż wtedy, gdy dowiedział się, że pie­niądze przepadły.Uniósł broń.Wielki książę złapał go za nadgarstek i zmusił do opuszczenia ręki.- To mój przywilej! - warknął ponuro.- Jak pan sobie życzy - zgodził się Cygan.De Croytor wycelował w Bowmana, po czym wskazał bronią na pra­wo.Ten przez chwilę się wahał, lecz tylko wzruszył ramionami i skie­rował się ku wejściu do sąsiedniej jaskini.Wielki książę poszedł za nim, trzymając broń w pogotowiu.Obaj zniknęli za załomem skalnym i po paru sekundach od §cian odbił się echem huk pojedynczego wystrzału, po którym nastąpił łoskot padającego ciała.Naukowcy byli przerażeni i całkowicie załamani.Zaś Czerda i jego gromadka spoglądali na siebie z m§ciwą satysfakcją.Lila i Cecile odruchowo przytuliły się do siebie, blade jak płótno i zapłaka­ne.Po chwili rozległy się ciężkie, miarowe kroki i wszyscy jak na ko­mendę odwrócili się ku wylotowi sąsiedniej jaskini, w której zniknęli obaj mężczyźni.Nagle przed zebranymi ukazali się wielki książę i Bowman.Obaj mieli pistolety w rękach.- Lepiej nie próbujcie - ostrzegł Bowman.- Całkowicie się z tym zgadzam - dodał de Croytor.Lecz gdy minął szok, Ferenc i Searl spróbowali.Huknęły dwa strzały, wrzasnęły dwie osoby, po czym rozległ się łoskot padających na ziemię pistoletów.Obaj Cyganie zostali trafieni w ramię, zaś Searl został ranny w tę samą rękę.Bowman wcale mu nie współczuł, gdyż to właśnie on skatował Tinę.- Niektórzy nigdy się niczego nie nauczą - podsumował krótko.- Rzeczywiście, niektórych nie można niczego nauczyć - potwier­dził książę.Po czym spojrzał na Czerdę z miną dobitnie świadczącą, że wolałby patrzeć na coś bardziej atrakcyjnego.- Z prawnego punktu widzenia nic na ciebie nie mieliśmy - wyjaś­nił de Croytor.- Ani śladu dowodu, ani §wiadka.Nic.Aż do chwili, kiedy osobiście i bez przymusu przyprowadziłeś nas do grobu Alek­sandra i publicznie przyznałeś, że tu go pochowałeś.Teraz wiesz, po co byli mi potrzebni ci wszyscy ludzie i dlaczego Bowmanowi tak zależało,by przedłużyć swoje życie o pół godziny.Tak na marginesie, Neil, to gdzie w końcu są te pieniądze?- W torebce Cecile w skrytce rolla-royce'a.Obie dziewczyny zbliżyły się niepewnie.f;zy im zdążyły obeschnąć , ale widać było, że nadal niczego nie rozumieją.Bowman schował broń i objął je.- Teraz to rzeczywiście koniec - oznajmił, podnosząc lekko głowę Lili, aż spojrzał jej w oczy.- Książę de Croytor jest rzeczywiście księ­ciem de Croytor, a w dodatku od wielu lat moim szefem.Epilog Hotel Baumaniere - oaza spokoju w dzikiej okolicy Les Baux - tonąłw promieniach księżyca.Bowman upił łyk wina i uniósł brew widząc, jak wychodząca na taras Cecile potknęła się o przewód telefoniczny.Jednak bezpiecznie dotarła do fotela i usiadła z westchnieniem ulgi.- Dwadzieścia cztery godziny - powiedziała.- Tyllco dwadzie§cia cztery godziny.Nie mogę w to uwierzyć.- Wiesz, przydałyby ci się okulary - zauważył spokojnie.- Mam okulary.- W takim razie dobrze by było, gdyby§ je nosiła - dodał miękko.- Wolałbym, żebyś się nie zabiła na prostej drodze.Poza tym męża już znalazłaś.- Och, bądź cicho! Co z tą dziewczyną?- Tina jest w szpitalu w Arles.I pozostanie tam przez ładnych parę dni.Jej ojciec i madame Zigair są wraz z nią, a Hobenautowie i Tan­govecowie jedzą gdzieś kolację.Może nie jest to okazja do balu, ale z pewnością czują dużą ulgę.A Pierre des Jardins powinien już dotrzeć do domu w Le Grau-du-Roi.- Nadal nie mogę w to uwierzyć.Bowman przyjrzał się jej podejrzliwie i dopiero wtedy dotarło do niego, że słuchała go tylko częściowo, my§ląc o czymś zupełnie innym.Jak się okazało, miał rację.- On.on naprawdę jest twoim szefem?- Charles? Naprawdę.Jeśli o niego chodzi, to nikt w nic nie wierzy.Jestem eks-oficerem wywiadu wojskowego i eks-attachć wojskowym w Paryżu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl