,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potrzebował na reklamy sporego kapitału.Kilkadziesiąt tysięcy wydane na ten ceł przekształciłyby interes w istną kopalnię złota.Możliwość wzięcia udziału w przedsiębiorstwie, na którym się znał, podnieciła Cloete’a.Zrozumiałem, że wspólnik George’a palił się po prostu do tej jedynej sposobności zrobienia majątku.— Co dzień około jedenastej zjawiał się w pokoju George’a i zawracał mu głowę tą sprawą, aż George zgrzytał zębami z irytacji: „Przestań wreszcie.Po co namawiać? Nie ma pieniędzy.Wystarcza zaledwie na dalsze prowadzenie interesów, skąd wziąć tysiące na reklamę?” Nie odważyłby się nigdy zaproponować swemu bratu sprzedaży okrętu.Nie można było nawet pomyśleć o tym.Zamartwiłby się na śmierć.Byłby to dla niego koniec świata.I nigdy dla tego rodzaju interesu… „Czy uważasz to za oszustwo?” — zapytał go Cloete z drgającymi ustami.George przyznał, że nie jest to oszustwo.Byłby wierutnym osłem, gdyby tak myślał po tylu latach zajmowania się interesami.Cloete spojrzał na niego surowo.Nie myślał nigdy o sprzedaży statku.Prawdopodobnie za stary ten grat uzyskałoby się teraz połowę jego asekuracyjnej wartości.George omal nie wyskoczył ze skóry.Co znaczyły w takim razie głupie jego żarty na temat statku, które powtarzał od trzech tygodni? Dość już tego.Pienił się po prostu ze złości.Spokój opuścił jednak Cloete’a.„Ja także nie jestem osłem — odpowiedział bardzo powoli.— Nie chodzi tu o sprzedaż waszego starego «Sagamore’a».Przeklęty ten grat należy zdzielić tomahawkiem! (Podobno „Sagamore” oznacza imię wodza Indian czy coś w tym rodzaju.Figura na przedzie okrętu wyobrażała na wpół nagiego Indianina z piórem nad uchem i z siekierą za pasem.) Zdzielić go tomahawkiem!” — powtórzył.„Co chcesz przez to powiedzieć?” — zapytał George.„Że trzeba statek zatopić.Można by to zorganizować nie narażając się na żadne niebezpieczeństwo — ciągnął dalej Cloete.— Brat twój oddałby nam też swoją część asekuracji.Nie trzeba mu nawet mówić na co.Myśli, że jesteś do interesów najzdolniejszym z ludzi.Musisz dla niego zrobić majątek.” George z wściekłości schwycił obiema rękami za biurko.„Nie wyobrażaj sobie, aby mój brat był zdolny zatopić umyślnie swój statek! Nie ośmieliłbym się nawet pomyśleć o tym w pokoju, w którym by i on się znajdował — to najuczciwszy człowiek, jaki kiedykolwiek żył na świecie!” „Nie krzycz tak głośno, bo usłyszą cię na dworze” — odparł mu na to Cloete.I przyznał, że brat jego jest wzorem wszelkich cnót i że chodzi tylko o to, aby go namówić do pozostania na lądzie na przeciąg jednej podróży.Dla odpoczynku czemu nie miałby się zgodzić.„Ja już nawet mam kogoś upatrzonego, kto nam się w tej sprawie przyda…” — wyszeptał Cloete.George dławił się po prostu ze złości.„A więc przypuszczasz, że należę do tego rodzaju ludzi… Myślisz, że jestem zdolny do tego? Za kogo mnie masz?” Stracił zupełnie głowę, podczas gdy Cloete zachował cały swój spokój, tylko nozdrza mu trochę pobladły.„Za takiego, który wkrótce cienko zaśpiewa.” Podszedł do drzwi i wysłał urzędników — było ich tylko dwóch — na obiad.Powrócił.„Dlaczego się tak oburzyłeś? Czy zaproponowałem ci, abyś ograbił wdowę i sieroty? Człowieku! Lloyd to przecież towarzystwo akcyjne; nikt z tej przyczyny nie umrze z głodu.Przynajmniej czterdziestu członków towarzystwa odpowiada za wasz głupi okręt.Nikt przez to nie umrze z głodu ani nie zmarznie.Biorą przecież pod uwagę wszelkie ryzyko.Powtarzam, wszelkie ryzyko!” Tak mu dogadywał! Hm! George zanadto był wzburzony, aby odpowiedzieć, bełkotał tylko niewyraźnie, machając rękami.Tamten, grzejąc plecy przed ogniem, ciągnął dalej: „Handel miazgą drzewną o dwa palce od bankructwa.Fabryka przetworów owocowych na ostatnich nogach.Boisz się, ale przecież prawa są stworzone tylko na to, aby straszyć głupców.” Przedstawiał mu, jak bezpiecznie mogą zatopić statek.Stawki asekuracyjne były płacone od tylu, tylu lat.Nawet cień podejrzenia nie może paść na nich.Zresztą, do diabła, każdy okręt musi mieć wreszcie jakiś koniec.„Ja się nie boję, ale jestem oburzony” — odrzekł na to George Dunbar.Cloete kipiał z wewnętrznej złości [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|