, Forbes Colin Stacja nr 5 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Rozmawiał z Wrońskim, znajdującym się w innej maszynie, dużo dalej na po-łudnie.Ponieważ porozumiewali się przez radiotelefon, pytając o  Elroya posłu-giwał się kodem. Jest w kanapce  odparł Wroński.Papanin wyłączając urządzenie chrząknął i zapatrzył się w lód pod śmigłow-cem.Rozgrywka zdawała się zbliżać do punktu zwrotnego.Chciał być na miejscui sam kierować akcją. Będziemy ich mieli przed północą  powiedział. Jeszcze ich nie znaleziono  zaoponował jak zwykle pesymistycznie Kra-mer.Papanin grymasem na twarzy nakazał mu milczenie, bo w słuchawkach rozle-gły się trzaski.Słuchał przez chwilę, z kamienną twarzą przyjmując nową wiado-mość, potem spojrzał na pilota. Czy to gówno lata?  zapytał zimno. Czymoże jesteśmy przykuci do lodu?  Obrócił się do tym i popatrzył na Krameraprzycupniętego na składanym fotelu w tyle kabiny. Powiedziałem, że przedpółnocą.Właśnie zlokalizowano cel.* * * Keith, ten sukinsyn będzie lądował!139  Spodziewałem się tego. Beaumont ze szczytu torosa obserwował nisz-czyciela łodzi podwodnych.Patrzył, jak opadał, rotory obracały się coraz wolniej,maszyna schodziła pionowo w dół nad najbliższym skrawkiem poziomego lodu około ćwierć mili od miejsca, gdzie kulił się Beaumont.Zostali zlokalizowani.Zmigłowiec, który właśnie lądował, dwukrotnie prze-latywał nad ich głowami i teraz siadał pomiędzy nimi a zlodowaciałym statkiem.Anglik podniósł do oczu noktowizor.Papanin nigdy o niczym nie zapominał: dru-gi śmigłowiec zastygł nad inkrustowaną lodem sylwetką statku zawieszony tużnad lądowiskiem, tak że Schmidt nie mógł wysłać swojej maszyny. A już się czułem, jakbym tam był  stwierdził z żalem Grayson, kucającobok Beaumonta. Jeszcze parę godzin i udałoby nam się. O czym tu gadać, kilka godzin czy kilka setek.I tak nas uprzedzili  od-parł Langer przycupnięty z drugiej strony Beaumonta.Szybko ześlizgnął się z po-wrotem na dno wąwozu, by uspokoić szarpiące się psy.Głośny warkot schodzą-cego śmigłowca budził echo pomiędzy torosami przecinającymi pak bezładnymlabiryntem.Maszyna dotknęła gruntu, rotory nadal wirowały.Otwarto drzwi i nalód zaczęli zeskakiwać mężczyzni z karabinami.Futrzane zakapturzone postacieruszyły ławą w stronę lodowych korytarzy.Beaumont po raz wtóry zaskoczonybył szybkością takiej operacji. Nie miałem pojęcia, że tylu się ich mieści w jednej maszynie  stwierdziłponuro Grayson. Wiecie, co macie robić  przypomniał im Beaumont. Nie spuszczajcieGorowa z oczu.Nie chcę, żeby wpadł w panikę w decydującym momencie. Masz zamiar popełnić samobójstwo. Jeżeli na nich zaczekamy, umrzemy na pewno.Chcą Gorowa, a my jeste-śmy dla nich niewygodnymi świadkami.Ciągnąc za sobą karabin Beaumont zsunął się ze wzniesienia i ruszył truchtemwzdłuż wąwozu.Pozostali patrzyli za nim przez chwilę, poderwał ich wreszcieszorstki rozkaz Graysona.Mimo, że ściany ciągnące się po obu stronach górowałynad Beaumontem, biegł pochylony, ignorując miękki lód, modląc się o twardygrunt.W tej niebezpiecznej sytuacji zmęczenie chwilowo ustąpiło.Miał siłę, byporuszać nogami i w głowie jasny plan.Nic dziwnego, że Grayson nazwał jegoplan samobójstwem  Beaumont biegł na spotkanie Rosjan.W rzeczywistości nie było to tak szalone, jak się mogło wydawać na pierw-szy rzut oka.Chciał zobaczyć, ilu ludzi wysiądzie z maszyny.Zbliżali się właśniedo strefy wyniesień, a Beaumont biegł w sam środek półkola utworzonego przezniewidocznych za lodowymi ścianami mężczyzn.Nie zmieniając szyku zamierza-li wejść w labirynt torosów, by w odpowiednim momencie zwierając się w kołookrążyć ściganych.Plan Beaumonta opierał się na jedynej szansie: ostatnia rzecz,jakiej spodziewa się dowódca oddziału, to ta, że jeden z ludzi, na których polują,ruszy na nich.140 Beaumont biegł wężowym parowem możliwie najciszej, mijał kolejne zakrę-ty.Obserwując teren ze szczytu torosu zapamiętał kształt wąwozu tak daleko, jakmógł sięgnąć wzrokiem.O ile dobrze się orientował, to ten właśnie prowadziłbezpośrednio na otwarty lód.Miejscami korytarz pogrążał się w cieniu, niekiedyzalewało go światło księżyca.Po chwili Anglik uznał, że musi zwolnić, ponieważwedług jego przewidywań zbliżał się do miejsca, gdzie weszli w labirynt Rosja-nie.Przez cały czas słyszał w oddali słaby, stłumiony przez lodowe ściany pulsu-jący pomruk śmigłowca [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl