, Clancy Tom Zeby tygrysa 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Poza tym nie było to znowu tak trudne.– John Patrick Ryan junior sączył kawę i zastanawiał się, jak się sprawy potoczą.– Chcemy zaproponować ci pracę na stanowisku niewymagającym doświadczenia – powiedział prosto z mostu eks-senator.Nigdy nie owijał w bawełnę i między innymi dlatego dobrze dogadywał się z Ryanem seniorem.– Co dokładnie będę robić? – spytał Jack, bacznie mu się przyglądając.– Co wiesz o Hendley Associates?– Tylko to, co już panu powiedziałem.– W porządku.Niczego, co ci teraz powiem, nie możesz nigdzie powtarzać.Nigdzie.Rozumiemy się?– Tak jest, sir.– I od razu wszystko było jasne jak słońce.Dobrze odgadłem, pomyślał Jack.A niech mnie.– Twój ojciec był jednym z moich najbliższych przyjaciół.Mówię „był”, bo już nie możemy się widywać i bardzo rzadko rozmawiamy.Tylko wtedy, kiedy tu dzwoni.Ludzie tacy jak on nigdy nie odchodzą na emeryturę, w każdym razie nie do końca.Twój ojciec był jednym z najlepszych szpiegów w historii.Dokonał rzeczy, które nigdy nie zostały spisane – przynajmniej nie oficjalnie – i prawdopodobnie nigdy nie zostaną.W tym przypadku „nigdy” oznacza jakieś pięćdziesiąt lat.Pisze pamiętniki.Dwie wersje – jedną do publikacji za kilka lat i drugą, która nie ujrzy światła dziennego przez parę pokoleń.Zostanie opublikowana dopiero po jego śmierci.To jego życzenie.Jacka uderzyło, że ojciec planuje, co ma być po jego śmierci.Jego tata.umrze? Ciężko było przyjąć to do wiadomości, dobrze, że to tylko odległa przyszłość.– OK – zdołał tylko wykrztusić.– Czy mama o tym wie?– Chyba.nie, prawie na pewno nie.Niektórych z tych informacji może nie być nawet w Langley.Rząd robi czasem rzeczy nieutrwalane na papierze.Twój ojciec często miał w tym swój udział.– A pan? – zagadnął junior.Hendley rozparł się w fotelu i stwierdził filozoficznie:– Problem w tym, że bez względu na to, co robisz, komuś się to nie spodoba.To tak jak z dowcipem.Może być bardzo śmieszny, a i tak ktoś poczuje się nim urażony.Ale na wyższym poziomie, kiedy ktoś poczuje się urażony, to zamiast powiedzieć ci to w twarz, idzie się wypłakać do prasy i rzecz przedostaje się do wiadomości publicznej, zazwyczaj z nieprzyjemnym komentarzem.Najczęściej to karierowiczostwo unosi swój ohydny łeb – karierowicz pnie się w górę po trupach zwierzchników, którym wbił nóż w plecy.Ale dzieje się tak również dlatego, że ludzie na wysokich stanowiskach chcą postępować zgodnie z własnym rozumieniem dobra i zła.To ego.Problem w tym, że każdy rozumie inaczej, co dobre, a co złe.Poglądy niektórych są po prostu szalone.Weźmy na przykład obecnego prezydenta.Kiedyś w toalecie senatu Ed zwierzył mi się, że jest tak zaciekłym przeciwnikiem kary śmierci, że nie mógłby znieść nawet egzekucji Adolfa Hitlera.Było to po paru głębszych, kiedy pije, staje się bardziej rozmowny, a tak się nieszczęśliwie składa, że pije trochę za dużo, gdy ma po temu okazję.Kiedy mi to powiedział, żartowałem sobie z tego.Poradziłem, żeby tego nie umieszczał w przemówieniu – żydowscy wyborcy mają dużą siłę głosu, a mogliby to potraktować mniej jako głębokie przekonanie, a bardziej jako kamień obrazy.Na abstrakcyjnym poziomie wiele osób sprzeciwia się karze śmierci.I w porządku, szanuję to, chociaż się z tym nie zgadzam.Ale taka postawa ma jedną wielką wadę – nie możesz stanowczo postępować z ludźmi, którzy wyrządzają innym krzywdę, czasem bardzo poważną, bez pogwałcenia swoich ideałów.Niektórym sumienie lub wrażliwość polityczna nie pozwala tak postępować.Nawet jeśli smutna prawda jest taka, że procesy sądowe nie zawsze są skuteczne, często dlatego, że odbywają się poza naszymi granicami.ale czasem nawet i u nas w kraju.No dobra, a jaki to ma wpływ na Amerykę? CIA nie zabija ludzi, nigdy.Przynajmniej od lat pięćdziesiątych.Eisenhower bardzo sprytnie używał CIA.Prawdę mówiąc, tak kapitalnie wykorzystywał swą władzę, że ludzie nigdy nie wiedzieli, co się dzieje, i mieli go za tumana, bo nie odstawiał tańców wojennych przed kamerami.Ale wracając do tematu.wtedy świat był inny.Dopiero skończyła się druga wojna światowa i pomysł masowego zabijania ludzi, nawet niewinnych cywilów, nie był tak niezwykły.głównie z powodu bombardowań.Taka była po prostu cena interesów.– A Castro?– To sprawka prezydenta Johna Kennedy’ego i jego brata Roberta.Strasznie się napalili, by go załatwić.Większość ludzi myśli, że to z powodu wstydu, jaki przyniosło im fiasko operacji w Zatoce Świń.Ale ja uważam, że raczej za dużo się naczytali Jamesa Bonda.Wtedy mordowanie ludzi miało swój urok.Dziś nazywamy to socjopatią – kwaśno stwierdził Hendley.– Problem w tym, że po pierwsze, fajniej się o tym czyta, niż to robi, a po drugie, niełatwo to zrobić bez świetnie przeszkolonego i zmotywowanego personelu.Cóż, chyba sami się o tym przekonali.A potem, kiedy przedostało się to do opinii publicznej, udział Kennedych jakoś zatuszowano, a za wykonywanie – i to kiepskie – rozkazów urzędującego prezydenta zapłaciła CIA.Dekret prezydenta Forda położył temu kres.I tak CIA nie zabija już celowo ludzi.– A John Clark? – spytał Jack, przypominając sobie wyraz jego oczu.– To pewnego rodzaju odstępstwo od normy.Tak, zabijał ludzi niejednokrotnie, ale był zawsze na tyle ostrożny, by robić to tylko wtedy, kiedy w danym momencie było to taktycznie niezbędne.W końcu Langley pozwala ludziom na działanie w obronie własnej podczas pracy w terenie.A on miał dar robienia z tego taktycznej konieczności.Spotkałem Clarka kilka razy.Wiem, jaką ma opinię.Ale to wyjątek.Teraz, kiedy odszedł na emeryturę, może napisze o tym książkę, ale i tak nie będzie w niej całej prawdy.Clark gra według reguł, jak twój tata.Czasem je nagina, nic jednak nie wiem o tym, żeby je kiedykolwiek złamał, przynajmniej nie jako pracownik federalny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl