,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Twój wuj Azzie.- Cieszę się, że tu jesteś, wuju.Możesz mnie stąd wy dostać?- Nie bezpośrednio.Ale mam dla ciebie kilka drobiazgów.Po pierwsze - zaczarowany sztylet; pozwoli ci się uwolnić z więzów.- A po drugie?-Opończa-niewidka.Dzięki niej możesz niepostrzeżenie wydostać się z tarapatów, w które wpadłeś.- Dzięki, wuju! Odwdzięczę ci się kiedyś!- Mocno w to wątpię - mruknął Azzie.Wymierzywszy dokładnie, rzucił sztylet.Nóż wbił się wpniak, o który oparty był Czaruś.- Mam go! - powiedział więzień.- Dobry chłopiec - pochwalił go Azzie.- A teraz peleryna.Przeczytaj uważnie instrukcję.A przede wszystkim, nie zostawiaj ich nigdzie pod odpowiedzialnością karną.Powodzenia! Niedługo zobaczymy się znowu.Czaruś usłyszał, jak z cichym psyknięciem coś miękko ląduje obok niego.Musiała to być opończa-niewidka.Po tym, jak zaczarowany sztylet przeciął jego więzy, Czaruś rozejrzał się za okryciem, ale niczego nie dostrzegł.Mógł to przewidzieć, stwierdził; nie będzie łatwo znaleźć pelerynę-niewidkę - szczególnie w ciemną noc.ROZDZIAŁ 6Demoniczni rycerze wrócili, śpiewając:Wstrętna jest sprawiedliwośća chleb to śmierć.Kładź mu do głowypuree grochowei napchaj mu brzuchodaktylami przez ucho,by jak Jack Fitzimons miał pysk.Nikt nie był w stanie wyjaśnić, co znaczyły te rymy.Były bardzo stare i pochodziły z czasów, kiedy ludzie uważali ciemnotę za wygodny sposób na życie.Rycerze legli porozwalani po całym obozowisku, chrząkając, przeciągając się, cmokając i ziewając.Wśród przypadkowych beknięć i sporej ilości czochrań ułożyli się wreszcie do snu.Czaruś zajął się opończą.Jak jej nie było, tak nie było.Nagle pochwycił kątem oka widok niewielkiej naszywki z fosforyzującym napisem, który głosił: NIE ODRZUCAĆ TEJ PLAKIETKI POD GROŹBĄ KARY BOSKIEJ.PRZECZYTAJ INSTRUKCJĘ ZNAJDUJĄCĄ SIĘ NA DRUGIEJ STRONIE.Czaruś spróbował zastosować się do polecenia, ale ten drugi napis miał tę przykrą właściwość, iż nie świecił w ciemnościach.Wcale, a wcale.Ubrał opończę, otulając się nią najlepiej, jak umiał i ruszył ostrożnie pomiędzy leżącymi pokotem grupami wojowników.Nieznaczna nierówność terenu spowodowała, że potknął się nagle, delikatnie muskając jedną ze śpiących postaci.- Hola! - jakaś niepewna dłoń sięgnęła w ciemność i schwytała Czarusia.- Chłopcy, widzita może, com złapał?- A czemuż to trzymasz na wpół zaciśniętą pustą pięść, Angus? - zapytali towarzysze.- Ponieważ trzymam w niej, przyjaciele, niewidzialnego szpiega.- Nie jestem szpiegiem! - rozdarł się Czaruś.- Ale jesteś niewidzialny.Nie zaprzeczysz chyba temu, co?Czaruś wyrwał się i uciekł.Rycerze powstali i pogonili za nim, budząc resztę głośnymi gwizdami i pohukiwaniami.Uciekinier słyszał za sobą ich wrzaski, którym odpowiadały nawoływania od przodu.Z początku Czaruś sądził, że było to echo, ale potem fakt, iż krzyki przed nim stawały się coraz głośniejsze, przywrócił mu rzeczywisty obraz sytuacji.Demony otaczały go, poruszając się nad wyraz szybko, żeby odciąć mu drogę ucieczki.Czaruś widział wyraźnie, że będzie zmuszony przedrzeć się przez ich szeregi.Przystanąwszy w celu poprawienia niewidzialnej opończy, zafascynowany był widokiem swych znikających dłoni, gdy tylko płaszcz-pałatka je zakrywała.Czaruś widział poprzez swój strój i wskroś okrytych nim rąk, dostrzegając grunt pod sobą.Oczywiście, samotne dłonie wystające z rękawów były widoczne jak zwykle; faktycznie nawet bardziej, ponieważ wyglądając na bezkrwawo i ukośnie ucięte, podkreślały swym niedorzecznym istnieniem brak ramion.Szybko udrapował na sobie opończę i ruszył biegiem dalej.Wpadł na szerokie, trawiaste pole.Ścigający go jeźdźcy pojawili się na jego skraju w świetle księżyca.Jeden z nich pomachał ręką, wskazując kierunek.- Tam, gdzie trawa jest rozdzielona! Tamtędy musiał uciekać!Czaruś odskoczył wstecz między drzewa, znajdując płytką jaskinię, która skryła go na tyle długo, by zdołał rozerwać podszewkę niewidzialnej opończy.Jak się tego spodziewał, podbicie, choć cienkie, miało identyczne właściwości, co i sama peleryna; w związku z tym Czaruś mógł sprokurować sobie maskę osłaniającą całą jego głowę, dzięki czemu stawał się zupełnie niewidzialny.Nie umiał natomiast nic poradzić na ruch zdradzający jego przejście.Każdy jego krok znaczony był poruszeniem liści oraz przygięciem małych gałązek i traw.Mimo to osłonięcie niewidzialnym woalem głowy opłaciło się istotnie, czyniąc jego znalezienie znacznie trudniejszym.Śpieszył się, nie dbając nawet o to, że pozostawia za sobą widoczny ślad.Docierało do niego, że uczyniłby lepiej, gdyby zaczął poruszać się powoli i ostrożnie, gdyż w ten sposób łatwiej by mu było wymknąć się swoim prześladowcom, kiedy znajdowali się w pobliżu.Była to metoda, jakiej mógłby z powodzeniem użyć książę z bajki, ale zupełnie nie nadająca się dla niego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|