, Chmielewska Joanna Nawiedzony dom (SCAN dal 730) 4 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Pan Chabrowicz zirytował się również.Zdawało się, że jego matka była już blisko rozwiązania okropnej kwestii i rozważania zostały na­gle przerwane.Do niczego właściwie nie doszli.- Nic się nie stało - powiedział niecierpliwie.- Mamo, mówże da­lej.O co chodzi? Co to za jakaś tajemniczość?Babcia jednakże odbiegła już od tematu, zaabsorbowana nieobec­nością dziadka.Przypomniała sobie, że przecież powinna się denerwo­wać, bo stanowczo za długo go nie ma.- Co.? - spytała z roztargnieniem.- Dajcie mi spokój z tajemni­czością, ja bym chciała wiedzieć, gdzie się podział wasz ojciec! Boże drogi, może wpadł pod samochód.?- Pod nic nie wpadł, dlaczego miał wpadać, mamo, dajże spokój, nie histeryzuj!- Dawno powinien wrócić! To niemożliwe, żeby mu się nic nie sta­ło.!Zdenerwowanie babci poszło jak lawina, nie było już sposobu zmienić tematu.W chwili, kiedy wszyscy potracili głowy i gotowi byli również przypuszczać, że przytrafiło się jakieś nieszczęście, usłyszano szczęknięcie drzwi i kroki dziadka w holu.Cała rodzina rzuciła się na niego z powitaniem i tysiącem pytań.- Całe szczęście, że tatuś już wrócił! - zawołał z ulgą pan Chabro­wicz.- Mama właśnie zaczęła wymyślać katastrofę!Dziadek nie jadł jeszcze kolacji, głodny jak wilk i wyraźnie czymś przejęty.- Katastrofę, mówicie? - rzekł siadając przy stole.- Nawet dobrze trafiła, rzeczywiście katastrofa.Nie macie pojęcia, jaka afera się wy­kryła!- Jaka afera? - zainteresował się Rafał.- Jezus Maria, w co ty się wdajesz.?! - krzyknęła z niepokojem babcia.- Tatusiu, herbatę czystą czy z mlekiem? - spytała rzeczowo ciotka Monika.- Z mlekiem, dziękuję ci dziecko - odparł dziadek i odebrał od niej szklankę.Pani Krystyna podsunęła mu chleb i wędlinę.Pawełek przeniósł się na bliższe krzesło.- Dziadku, jaka afera? - dopytywał się z przejęciem.- No mów! Jaka afera?- Filatelistyczna - rzekł dziadek.Nie doceniacie tego pewnie, je­den Rafał umie mnie zrozumieć.Wyobraźcie sobie, że ktoś fałszuje nadruki na znaczkach i dziś właśnie złapaliśmy sfałszowany Hondu­ras!- Nie.! - krzyknął Rafał, okropnie poruszony.- Ten z nadru­kiem „poczta lotnicza”?- Ten właśnie.Podobno jest już kilka.I mnóstwo innych, nie będę wam teraz wyliczał.W każdym razie idzie o milionowe sumy.- No, ja myślę! - przyświadczył żywo Rafał.- Sam Honduras ko­sztuje potworne pieniądze!Cała rodzina zażądała stanowczo, żeby dziadek natychmiast wyja­śnił, co to znaczy i na czym polega.Wszyscy coś tam słyszeli, ale nikt dokładnie.Dziadek machnął widelcem w kierunku Rafała.- Powiedz im - polecił.- Ja przez ten czas spokojnie się posilę.- No wiecie, tego.- rzekł Rafał z roziskrzonym wzrokiem i wy­piekami na twarzy.- Znaczki są różne, jednych jest mało, a drugich dużo.Te, co ich jest mało, są droższe, nie? Czasami bywa, że z jakiejś okazji potrzebny jest nagle inny znaczek, z inną ceną albo z jakimś na­pisem.Nie zdąży się na poczekaniu wydrukować nowego znaczka, więc drukuje się odpowiedni napis na takim istniejącym, a nowy wy­chodzi dopiero później.I taki znaczek z nadrukiem to już jest zupełnie co innego, a jeżeli było tego mało, robi się bardzo drogi.Niektórzy specjalnie zbierają same znaczki z nadrukiem.No i ten Honduras to był taki sobie zwyczajny znaczek, tani, byle jaki, i w 1925 roku nadru­kowali na nim „poczta lotnicza”.- Po polsku? - zaciekawił się Pawełek.- Coś ty, głupi? Po portugalsku chyba.„Aereo correo”, znaczy poczta lotnicza.Całą serię zadrukowali i one od razu zrobiły się bardzo drogie, szczególnie jeden, bo go było mało.Dużo jest różnych innych, co same w sobie to nic takiego, a z nadrukiem od razu rarytas! I jeszcze zależy, z jakim nadrukiem, czarnym, czerwonym, niebieskim, do góry nogami.No i rozmaici złodzieje czasem to fałszują, biorą zwyczajne znaczki, których mają dużo, i drukują na nich napis.Prawdziwe nadru­ki są na przykład z 1918 roku i jest ich raptem tysiąc sztuk, a oni sobie dodrukowują teraz i robią z tego dziesięć tysięcy sztuk.I sprzedają za ciężkie pieniądze.Zanim się ich złapie, już sobie zarobią, naoszukują mnóstwo ludzi i zrobią okropne zamieszanie w filatelistyce.Dziadek chyba właśnie coś takiego wyłapał.- Zgadza się - przyświadczył dziadek.- Trochę on to pobieżnie przedstawił, ale chyba rozumiecie? Jest afera fałszowania nadruków.- No i co? - zainteresował się pan Chabrowicz.- Wiadomo, kto to robi?- Przeciwnie, nic nie wiadomo.To znaczy wiadomo, że ktoś to so­bie ładnie zorganizował, ale nie wiadomo, kto.Milicja podejrzewa, że jest to cała szajka, bo było dużo kradzieży znaczków, do tej pory nie wykrytych.Z tym że były to drobne kradzieże, tu trochę, tam trochę.To znaczy w sensie ilości, bo jakościowo w grę wchodziły olbrzymie sumy.Oglądaliśmy dzisiaj nie tylko ten Honduras, ale także dwa zna­czki pochodzące niewątpliwie z kradzieży.Wszyscy słuchali w skupieniu i z wielkim zaciekawieniem.- Nic na ten temat prasa nie pisała - zauważyła pani Krystyna.Dziadek westchnął.- A o czym mieli pisać, moja droga? Że jednemu starszemu panu z Radomia ktoś ukradł cztery znaczki? Albo że w Muzeum Poczt zgi­nął jeden? Może zresztą i była jakaś drobna wzmianeczka.Ta jakaś szajka jest przezorna, nie kradnie dużo na raz.No, ale kradzież to rzecz, powiedziałbym, zwykła, najgorsze te fałszerstwa nadruków.Mnóstwo oszukanych ludzi!- I co? - spytał zachłannie Rafał.- Robiłeś ekspertyzy?- No właśnie, robiłem.Wielka sensacja dziś wybuchła.Mnie się wydaje, z tego co do tej pory wiem, że na razie w handlu ukazało się ich bardzo niewiele.Ukradziono i sfałszowano znacznie więcej.Po­dejrzewam, że próbują to sprzedawać cudzoziemcom i gdzieś mają schowane.To jest moje osobiste przekonanie, wynikające z doświad­czeń.- A milicja jest jakiego zdania? - spytał pan Roman.- Nie wiem, milicja się nie wypowiada.Oni lubią mieć dowody.A ja siedzę w znaczkach pięćdziesiąt sześć lat, od piątego roku życia.Mi­licja szuka drukarni, schowka, handlarzy, nie wiem czego tam jeszcze, a ja mam swój węch.Babcia prychnęła gniewnie, bo dziadek właśnie wyjął z kieszeni fajkę.- Węch.! Dziwię się, że ci ta fajka nie zabiła jeszcze wszelkiego węchu!- Babciu, nie szykanuj dziadka teraz! -zawołał niecierpliwie Ra­fał.- Mówi bardzo ważne rzeczy!- Dziękuję ci, dziecko - rzekł dziadek dość melancholijnie.- Kie­dy indziej to już może mnie szykanować, tak?- No, tatusiu! - zniecierpliwiła się ciotka Monika.- Co ci mówi ten twój węch?- Właśnie to, co powiedziałem.Że gdzieś mają, nazwijmy to, ma­gazyn.No i warsztat pracy.Gromadzą łupy na zapas i upłynniają sukcesywnie, jeśli widzą okazję zysku.Ale kto to robi, nie mam po­jęcia.Sensacyjne wydarzenia w Centrali Filatelistycznej usunęły chwilo­wo w cień problemy mieszkaniowe.W dodatku Rafał miał znaczek, który koniecznie chciał dziadkowi pokazać.Babcia gwałtownie zapro­testowała.- Mowy nie ma! Teraz nic tu sobie nie będziecie pokazywać! Macie skończyć kolację i wybierać się spać! Najwyższy czas!- Ależ babciu, jeszcze wcześnie!- Już ja was znam [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl