, Brust Steven Yendi (SCAN dal 1002) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Innym razem, Morrolan.Przekazałem Cawti nowiny dotyczące Norathar, które, jak się należało spodziewać, pozbawiły ją radosnego nastroju, ale nie miałem innego wyjścia.Otworzyłem butelkę wina, rozlałem do kielichów i połączyłem się telepatycznie z Fentorem.- Słucham, lordzie Taltos.- Dom Lyorna - hrabina Neorenti.Dom Athyry - baronowa Tierella.Sprawdź, czy żyją, jeśli tak, to gdzie mieszkają.Jeśli nie, w jaki sposób zmarły.To pilne.- Rozumiem, milordzie.Cawti westchnęła.- Już skończyłem - zapewniłem ją.- To był tylko.- Nie o to chodzi.Po prostu żałuję, że nie mogę ci jakoś pomóc z Larisem.Problem w tym, że wszystko, co wiem, wiem od niego, a tego nie mogę ci zdradzić, nawet gdyby było ważne.- Rozumiem - powiedziałem poważnie.- Wiem, co obejmuje tajemnica zawodowa, i wiem, że musisz żyć w zgodzie z własnym sumieniem.Przytaknęła i dodała:- A jeszcze tydzień temu wszystko było takie jasne i proste! Byłam szczęśliwa.chyba.Byłyśmy bezpieczne.zabijam elfy z tych samych co ty powodów, a Norathar nienawidziła wszystkich.Poza mną, jak sądzę.Teraz.cóż, pewnie że się cieszę, że stała się tym, kim chciała, mimo że zdołała siebie przekonać, że już tego nie chce, ale.Umilkła i wzruszyła wymownie ramionami.- Wiem - powiedziałem, starannie ważąc słowa.Miałem ochotę zapewnić ją, że teraz ja będę zawsze obok, a nawet że ją kocham, ale nie mogłem tego powiedzieć.A to z tego prostego powodu, że wszystko faktycznie wskazywało na to, iż w niedługim czasie w ogóle mnie nie będzie.Laris miał więcej środków niż ja, a co ważniejsze wiedział, gdzie mnie znaleźć, o czym ja, jeśli chodzi o niego, nie miałem pojęcia.W tych warunkach nie mogłem powiedzieć nic, co obudziłoby w niej nadzieje na przyszłość i wiązało ją ze mną.Dlatego tylko potrząsnąłem głową i nic nie powiedziałem.Spojrzałem na nią i zauważyłem, że przygląda się czemuś ponad moim ramieniem i leciutko kiwa głową.- Loiosh!- Co, szefie?- Coś ty jej właśnie naopowiadał, gadzino?- To, co sam powinieneś jej powiedzieć, gdybyś nie miał zakutego łba, szefie.Skoczyłem ku niemu, ale odleciał, cholernik, na żyrandol.Właśnie się rozglądałem za miotłą, żeby go strącić przy minimalnych stratach dla oświetlenia, gdy poczułem na ramieniu delikatny dotyk.- Vladimir - zaproponowała spokojnie.- Chodźmy do łóżka.Cóż, była to zdecydowanie atrakcyjniejsza propozycja niż skręcenie karku łuskowatemu cwaniakowi o niewyparzonej gębie.Rozdział 13„A uważasz, że niby co zrobię? Pocałuję go czy co?!”- Lordzie Taltos?- O co chodzi, Fentor?Przy okazji rozbudziłem się na dobre i przytuliłem mocniej Cawti.- Odnalazłem hrabinę Neorenti.- Dobra robota! A co z tą drugą?- Milordzie, jest pan pewien, że to właściwe nazwisko? Baronowa Tierella?- Tak mi podano.Mogę sprawdzić, ale w czym problem?- Sprawdziliśmy wszystkie archiwa i to naprawdę dokładnie.W Domu Athyry nigdy nie było nikogo nazwiskiem Tierella.Westchnąłem, nie pierwszy raz zastanawiając się, dlaczego życie musi być tak cholernie skomplikowane.- Dobrze, Fentor.Będę się tym martwił jutro.Prześpij się.- Mam taki zamiar, milordzie.Zakończyliśmy rozmowę, ale Cawti i tak zdążyła się obudzić.- Co się stało, Vlad? - spytała.- Nowe kłopoty.Ale będziemy się nimi martwić później.- Mmmmm - mruknęła.- Loiosh?- Co, szefie?- Prowizorycznie ci się upiekło.- Niby dlaczego prowizorycznie?!Kilka krótkich miłych godzin później byliśmy na nogach i w pełni sprawni.Cawti zaprosiła mnie na śniadanie, ale zanim wyszliśmy, rozejrzała się po kątach, skrytykowała tanią reprodukcję doskonałego szkicu Katany przedstawiającego Górę Dzur, cztery tandetne podróbki wschodnich wyrobów z kryształu i kontynuowałaby to pewnie z pół dnia, gdybym w końcu nie oświadczył:- Poinformuj mnie, jak skończysz inspekcję, bo jestem głodny.- Hm.Co? O, przepraszam - rozejrzała się raz jeszcze po mieszkaniu.- Tak jakoś nagle poczułam się jak w domu.Coś mnie złapało za gardło, więc chwyciłem Cawti i poprowadziłem ją zdecydowanie ku drzwiom.- Vladimirze, gdzie pójdziemy coś zjeść?- Jest takie miejsce parę domów stąd.Małe, czyste i dają klavę, którą da się pić; nie trzeba kroić.- Brzmi zachęcająco.Loiosh zajął miejsce na moim ramieniu i zeszliśmy na ulicę.Była dopiero czwarta po świcie, wiec ruch panował niewielki, a okolica zaczynała się budzić.Zaprowadziłem Cawti do knajpki „U Tsedika”, gdzie zafundowała mi dwie parówki, parę pieczonych nóg kurczaka i stosowną do popicia ilość klavy.Dla siebie zamówiła to samo.Zajęliśmy się posiłkiem i dopiero po zaspokojeniu pierwszego głodu powiedziałem:- Właśnie sobie uświadomiłem, że jeszcze ani razu nie przygotowałem ci posiłku.- Tak się zastanawiałam, kiedy o tym wspomnisz - uśmiechnęła się.- Skąd wiesz, że gotuję? Cholera, ta skleroza mnie kiedyś dobije.Muszę się zainteresować twoją przeszłością, żeby wyrównać szansę.- Opowiedziałam ci jej większą część wieczorem.- To się nie liczy.Poza tym nie chodzi o historię, tylko o przyzwyczajenia, umiejętności i tak dalej.Nic nie odpowiedziała.A ja zorientowałem się, która godzina, i stwierdziłem, że najwyższy czas popracować.Przeprosiłem Cawti i skontaktowałem się telepatycznie z Morrolanem.- Tak, Vlad?- Ta Athyra, co mi podałeś, to jej nie ma.- Przepraszam, nie rozumiem, prawda?- Ona nie należy do Domu Athyry.- To do czego, jeśli wolno spytać?- Z tego co na razie wiem, może w ogóle nie istnieć.W archiwum Domu Athyry nie ma śladu po kimś, kto nosiłby takie nazwisko.Kiedykolwiek.Zapadła cisza.- Sprawdzę to i poinformuję cię, jak tylko czegoś się dowiem - obiecał w końcu Morrolan.- Dobrze.Westchnąłem.Reszta śniadania upłynęła w ciszy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl