,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Do czego?Zastanowił się przez chwilę.Porywisty wiatr targał jego włosy i brodę.- Pozwala nam poznać te wszystkie niesamowite historie z Biblii -powiedział z entuzjazmem - oraz żywoty świętych! Pełno w nichfantastycznych opisów.Wezmy taką świętą Donwen.Była urodziwąniewiastą.Podała swemu kochankowi napój, który przemienił go w bryłęlodu.- Dlaczego to zrobiła? - Zainteresował się Leofric.- Bo nie chciała wyjść za niego za mąż - powiedział Pyrlig, próbującrozładować atmosferę.Nikt jednak nie chciał słuchać opowieści olodowatej świętej Donwen i duchowny odwrócił się, by spojrzeć na północ.- Stamtąd przyjdą, tak? - Spytał.- Prawdopodobnie - odparłem.I wtedy ich zobaczyłem, a raczej tak mi się zdało.Daleko na wzgórzachcoś się działo, dostrzegłem jakieś poruszenie w cieniu rzucanym przezchmury.%7łałowałem, że nie było z nami obdarzonej sokolim wzrokiemIseult.Aby tu przyjechać, musiałaby jednak mieć konia, a niedysponowaliśmy zapasowymi końmi dla kobiet.Za to Duńczycy mieli ichtysiące - tych schwytanych w Cippanhamm, które należały wcześniej doAlfreda, i tych skradzionych podczas rajdów po całym Wessexie.Spogląda-łem teraz na grupę jezdzców, jadących po odległym wzgórzu.Prawdopodobnie byli to duńscy zwiadowcy, którzy wkrótce mieli naszobaczyć.Po chwili zniknęli.Działo się to wszystko w mgnieniu oka i takdaleko, że nie mogłem mieć pewności, co naprawdę zobaczyłem.- Może w ogóle tu nie dotrą - snułem domysły.- Może obejdą nas,kierując się na Wintanceaster albo gdzie indziej.- Co ty opowiadasz? - Sprowadził mnie na ziemię Leofric.- Przecież cidranie nam nie darują.Na pewno przyjdą.W duchu przyznałem mu rację.Duńczycy dowiedzą się, że tu jesteśmy iprzyjdą nas zniszczyć.Potem wszystko już będzie dla nich proste.Pyrlig odwrócił konia, jak gdyby zamierzał zjechać z powrotem dodoliny.Zatrzymał się jednak.- Czyli sytuacja jest beznadziejna, tak? - Spytał.- Mają nad nami znaczną przewagę.Pięciu do jednego - odparłem.- W takim razie trzeba będzie zacieklej walczyć!Uśmiechnąłem się gorzko.- Każdy Duńczyk, który przybywa do Brytanii, jest wojownikiem, ojcze -wyjaśniłem.- Rolnicy zostają w Danii, a ci wszyscy nieokrzesańcy trafiajątutaj.A my? Prawie każdy z naszych ludzi to rolnik.Tymczasem napokonanie prawdziwego woja potrzeba trzech lub czterech chłopów.- Ty jesteś wojownikiem - powiedział.- Wszyscy nimi jesteście! Jesteściewojownikami! Wiecie, jak walczyć.Możecie być dla ludzi przykładem,inspiracją, możecie ich poprowadzić i zabić wrogów.Bóg jest po waszejstronie.A któż pokona ludzi mających Boga po swojej stronie? Chcecieznaku?- Tak.Daj mi znak - zażądałem.- W takim razie patrz - powiedział, wskazując na rzekę Wilig.Odwróciłem konia i w promieniach popołudniowego słońca ujrzałemcud, którego tak bardzo potrzebowaliśmy.Zewsząd nadchodzilimężczyzni.Całe setki mężczyzn.Szli ze wschodu i z południa, tłumnieschodzili ze wzgórz.Mężczyzni z fyrdu Zachodnich Sasów przybywali narozkaz swojego króla, by ratować kraj.- Widzisz? Teraz już mamy dwóch chłopów na każdego wrogiegowojownika - skwitował z uśmiechem Pyrlig.- No to tkwimy w tym gównie po same uszy - podsumował Leofric.Ale nie byliśmy już sami.Fyrd się zbierał.ddCzęść trzeciaFYRDZRozdział dwunastyiększość mężczyzn przybywała w dużych grupach poddowództwem swych tenów, inni stawiali się w mniejszymWgronie, lecz najważniejsze było to, że wszyscy razem tworzyliarmię.Arnulf - eldorman z Suth Seaxa - przyprowadził prawie czterystumężczyzn i kajał się, że zaledwie tylu, ale na wybrzeżu pojawiły sięduńskie statki i musiał zostawić część fyrdu do ewentualnej obrony.Takjak się spodziewaliśmy, większość fyrdu ziemi Wiltunsciru zwołałWulfhere, by zasilić szeregi armii Guthruma.Jednakże tamtejszy gerafa -posępny człowiek o imieniu Osric - wyszedł z własną odważną inicjatywą iwbrew rozkazowi eldormana przeczesał południową część regionu.Wefekcie tych poczynań udało mu się zwerbować do armii Alfreda ponadośmiuset mężczyzn.Liczne posiłki dotarły z odległych części ziemiSumorsaete i dołączyły do fyrdu Wiglafa, który teraz składał się z tysiącaludzi.Połowa tej liczby przymaszerowała z Hamptonsciru, w tym takżegarnizon Burgwearda, w którym znajdowali się Eadric i Cenwulf -członkowie załogi Archanioła.Obaj uściskali mnie.Przyprowadzili ze sobąojca Willibalda, ogromnie przejmującego się całą sytuacją.Prawie wszyscyprzyszli pod Kamień Egberta pieszo, mieli podarte buty, byli do cnawyczerpani i bardzo głodni.Przynieśli za to miecze, topory, włócznie itarcze.Po południu w dolinie rzeki Wilig znajdowało się już blisko trzytysiące ludzi, a nowi wciąż nadchodzili.Zobaczyłem ich, gdy pojechałem wkierunku odległego wzgórza - tego samego, na którym tego rankanadciągający fyrd wziąłem za duńskich zwiadowców.To król życzył sobie, bym udał się tam jeszcze raz.Szykowałem sięwłaśnie do drogi, gdy podszedł do mnie ojciec Pyrlig i zaoferował swojetowarzystwo.Znajdujący się w pobliżu Alfred wydawał się zaskoczony tąpropozycją, ale po krótkim wahaniu ostatecznie na nią przystał.- Przyprowadz Uhtreda bezpiecznie z powrotem, ojcze - powiedziałprzed naszym odjazdem.Milczałem, gdy przejeżdżaliśmy przez rozrastający się obóz, lecz gdytylko wyjechaliśmy poza jego obszar, rzuciłem Pyrligowi kwaśnespojrzenie.- To wszystko było ukartowane - oznajmiłem z urazą.- Co takiego?- To, że ze mną pojedziesz.Twój koń był już osiodłany! Czego Alfred chcetym razem?Pyrlig uśmiechnął się.- %7łebym porozmawiał z tobą o nawróceniu.Król pokłada głęboką wiaręw mój dar słowa [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|