, Bartoszewski Władyslaw Warto być przyzwoitym 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Przeciwnie: należy do gronaludzi zawsze czynnych i obecnych w służbie publicznej. Najdonioślejszą dziedziną jego działań w owym czasie jest udział w tak zwanej akcjipruszkowskiej, to jest w kierowanym przez dyrektora Muzeum Narodowego StanisławaLorentza, zakrojonym na szeroką skalę przedsięwzięciu ratowania najcenniejszych dóbrkultury z opustoszałego i systematycznie niszczonego miasta.Akcja ta, prowadzona oficjalniew płaszczyznie dopuszczonej przez Niemców - w zamiarze ocalenia części zbiorów polskichtylko w celu wywiezienia ich do Niemiec - w płaszczyznie nielegalnej zdążała w intencjachjej polskich organizatorów i uczestników do ewakuowania z Warszawy maksimum cennychmuzealiów, archiwaliów i zbiorów bibliotecznych i zabezpieczenia ich dla przyszłości.Działanie nielegalne odgrywało naturalnie szczególnie doniosłą rolę i dało bardzo poważnewyniki: zdołano między innymi wywiezć i ukryć poza Warszawą wiele bezcennych dóbrkultury narodowej.Głównym odcinkiem akcji nielegalnej kierowali dr arch.Jan Zachwatowicz, drStanisław Herbst i dr arch.Bohdan Guerquin - informuje rzeczowo Stanisław Lorentz16.-Dysponowali oni przepłaconym niemieckim samochodem ciężarowym.Wywiezli m.in.bezcenne zbiory varsavianów B.W.Korotyńskiego i zbiory zdjęć pomiarowych zabytkówarchitektonicznych, w tym warszawskich, z Wydziału Architektury PolitechnikiWarszawskiej.Nastąpiło to niemal w ostatniej chwili przed spaleniem gmachu przezBrandkommando.Zdjęcia pomiarowe były potem bezcennym materiałem przy odbudowieWarszawy.Inny zasłużony uczestnik akcji pruszkowskiej, Tadeusz Makowiecki, pisał w swychpowojennych wspomnieniach, relacjonując przebieg prac ratowniczych na terenie BibliotekiUniwersyteckiej17:  Duchem właściwej pracy w bibliotece był przede wszystkim prof.Borowy, a dalej Herbst i Korzeniewski.Opowiada też Makowiecki o codziennym ichtrudzie:Najcięższym koszmarem wyjazdów [.] była pogoda.Listopad, grudzień i połowastycznia najpierw deszcz ze śniegiem, a potem śnieg i mróz, codzienny przejazd otwartąciężarówką co najmniej dwie godziny, a przeważnie, z postojami, trzy albo cztery rano idrugie tyle wieczorem, razem zawsze było sześć godzin na zimnie i słocie, śniegu i wichurze ico ważniejsze - bez ruchu na platformie auta.A była to tylko podróż; w tych lodowatychramach przejazdu mieściła się praca w zimnych, ogromnych gmachach, bez szyb, w mrozytrzaskające, gdy przeciągi wyrywały nam papiery z rąk; bez szklanki gorącego płynu przezcały dzień.I tak przez dwa i pół miesiąca.(.) Z tysiąca różnych dzieł można było wybrać i dać szansę ocalenia trzem czypięciu.Resztę przeznaczało się na zagładę.Trzeba to dobrze pojąć - to napięcie wewnętrzne, gdy każdy z nas musiał ratować 50 lub 100 tysięcy, ale też musiał skazać milion na spalenie;od jego decyzji zależało, co może ocaleć, ale i co najpierw zginie.To biorę - ale dlaczegotamto ma zostać zniszczone?A dając świadectwo pracy niesłychanej, ponad siły niemal w ówczesnych warunkachtak wątłego fizycznie człowieka, jakim był Wacław Borowy, Makowiecki dodaje:Podobny w żarliwej nieustępliwości był Herbst, z okiem przewiązanym chustką, zdrugim czerwonym, zawsze chętny, obrotny, pierwszy (.) Zimna, przebiegła zaciekłość byłaobok pośpiechu drugą naszą bronią.Zacytować by można większą ilość takich świadectw o Stanisławie Herbście.Ograniczę się tu jednak do jednego jeszcze tylko wspomnienia, pióra Jana Zachwatowicza18:Wyjechaliśmy po raz pierwszy z Brwinowa o 7 rano 2 listopada.Wstępując doPiastowa i Pruszkowa dotarliśmy na Wolę o 9.35 i tam przed Komendą oczekiwaliśmy dwiegodziny na załatwienie przez Karstena niezbędnych formalności i dokumentów.Wreszciewyszedł z budynku Karsten z żandarmem, wsiedli do szoferki i ruszyliśmy.JechaliśmyWolską i Chłodną, potem chyba %7łelazną do Alej Jerozolimskich, Alejami doMarszałkowskiej i Marszałkowską do Placu Zbawiciela.Droga była tylko środkiem jezdnioczyszczona wśród barykad i rowów.Na Marszałkowskiej płonęły liczne domy, nie spalonew czasie Powstania.Widoczne były na narożnikach bloków świeżo pomalowane czerwonecyfry, jak się okazało oznaczające system wypalania i wysadzania miasta.Widzieliśmy teżniewielkie grupki żołnierzy niemieckich z miotaczami ognia.Przy wjezdzie na Plac Zbawiciela Herbstowi wyrwał się okrzyk grozy.Na roguMokotowskiej (nr 17) palił się dom, w którym na III piętrze w mieszkaniu jego teścia,Brunona W.Korotyńskiego, znajdował się znakomity - największy zbiór varsavianów.Paliłosię płomieniem V piętro i dym już buchał z okien IV [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl