, Wójcicki Kazimierz Władysław Klechdy Starożytne Podania i Powieœci Ludowe 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Upadł bez siły, a gdy rano ciepło słońca go zbudziło, sprzęty, jakieuniósł, były połamane i potłuczone, odzienie podarte, pokarm zepsuty.Poznał, że nie ktoinny jak homen tyle mu psot wyrządził i, dziękując Bogu, że choć z życiem ocalał, poszedłdalej szukać przytułku i jadła.16.GOREJCE PALCEZa borem, za lasem murowany dwór, a w tym dworze mieszkał szlachcic, pan dużychwłości i tego boru, i tego lasu.Sute sprawiał imieniny, więc sąsiedzi i krewniacy, każdy je-chał to na koniu, to z niewiastami kolasą.Z ciemnego boru wyszedł jakiś człowiek, miał strzelbę na ramieniu, nóż za pasem.Patrzałjak wilk, jak lis się czaił ku piaszczystej drodze i za gęstym krzakiem usiadł w ukryciu.Kiedysąsiedzi do murowanego dworu jechali, rachował każdego i policzył ich dwunastu.Z zielonego lasu wyszedł drugi człowiek, miał strzelbę na ramieniu, dwa noże za pasem.Patrzał jak wilk, jak lis się czaił ku gościńcowi, stanął za gęstym krzakiem jałowcu, racho-wali każdego krewniaka, co jechali do murowanego dworu i policzył ich czterech.I obaj ci ludzie, co patrzeli jak wilcy, zeszli się razem, pogadali z cicha, potem poszli podmiasto, kędy na wzgórzu za murami wisiał wczorajszy wisielec; odegnali stado wron i kru-ków, ucięli mu rękę z pięciu palcami po zgięcie i śpiesznie uszli do lasu.Huczno obchodził swoje imieniny pan murowanego, dworu, goście i krewniacy weselilisię rado.O północy podochoceni rozeszli się na spoczynek; sąsiadom posłano we dworze,32 krewniacy poszli do odległej oficyny, jeden z nich miał żonę, pobożną i cnotliwą niewiastę, ita z mężem poszła razem.W dużej izbie nasłano woniejącego siana, pokryto bogatymi kobiercami, a niewiasta naprzypiecku legła.Czterej krewniacy rozmarzeni prędko usnęli; włożywszy pasy ładownezłotem pod głowy, ale ona zasnąć nie mogła, mówiła pacierze, gdy puchacz zahuknął na da-chu.Dreszcz ją zimny przejął, tym więcej, słysząc w pobliskiej alkowie ciche stąpanie iszepty.Po chwili rozwarły się drzwi, jasność wielka uderzyła ją w oczy i wszedł pierwszy onczłowiek ze spojrzeniem wilka, trzymając rękę trupią ze czterema zapalonymi palcami.Go-rzał każdy palec jak pochodnia.Płomień niebieskawy to jasnosiwy ćmił błyskiem oczy.Zanim szedł drugi, ze spojrzeniem wilka, z dwoma nożami za pasem i wniósł na misce czteryszklanek.Gdy stanęli na progu komnaty, pierwszy wniósł w górę gorejące palce trupa, drugidmuchnął w każdą szklankę i postawił dnem do góry.Zpiący razem westchnęli ciężko, rzucili ciałem, jeden sięgnął ręką po karabelę leżącą przykobiercu, ale żaden zbudzić się nie mógł; przyświecili im rozbójnicy takim światłem, któresen nierozbudzony kładzie na oczy każdego.Uskoczył od każdego anioł stróż w tej chwili,załamał ręce i patrzał boleśnie na śpiących, którym godzina ostatnia już biła, a żaden modli-twą duszy swej zbawić nie mógł.A niewiasta jakby przykuta klęczała, stanęły jej oczy ko-łem, krew w żyłach z przestrachu zamarzła.Ona usnąć nie mogła, bo zbójcy nie zapalili pią-tego palca, nie chuchnęli w piątą szklankę! Przeznaczyli ją na świadka mordu i dla ocaleniasiebie.Teraz drugi zbójca dobył noża zza pasa i szedł śmiało do śpiących.Niewiasta obłąkanymwzrokiem ścigała każde stąpienie mordercy.Pierwszy leżał jej mąż; chciała krzyknąć, aległos zgrozy, boleści, rozpaczy, szarpał jej serce, rozparł piersi i w gardle utonął.Zbójca uto-pił w piersiach głęboko nóż, trysnął strumień krwi szeroki, zalał oczy mordercy, ale je prędkootarł wyciągniętym trzosem ze skóry łosiej.Trzech innych podobnie zabił, a gdy zabrał trzo-sy pełne złota, z nożem skrwawionym zbliżył się do patrzącej niewiasty.Drugi zbójca zaświecił jej przy twarzy: oblicze jej było blade jak chusta, usta czarne, oczykołem stały.Ręce na piersiach złożone jakby do modlitwy.Wtedy nóż jej skrwawiony w rękęwłożył, a krwią ciepłą oblicze i szaty pomazał.Dał znak, ręka trupia upadła na ziemię, zaga-sła, a ciemność zaległa całą komnatę.Nazajutrz dzień długo spali biesiadnicy, ale gdy w kościele oddzwoniono na mszę świętą,gospodarz wezwał gości swoich na śniadanie, by po nim wszyscy poszli do kościoła.Zeszlisię sąsiedzi, ale krewniaków nie widać; gospodarz wysyła pachołka, ten zastaje drzwi poza-mykane.Wysłany hajduk drzwi wybił, okiennice roztworzył, lecz ujrzawszy cztery trupy ikrwią oblane kobierce, z krzykiem przestrachu ucieka.Na ten głos trwogi zbiegają wszyscy,okrzyk zgrozy i zemsty podnosi każdy.Na przypiecku klęczała niewiasta zbroczona we krwi,trzymając w ręku nóż morderczy.Była blada jak chusta, oczy stały kołem, usta czarne jakwęgiel przygryzała w milczeniu; był to znak jedyny, że żyje.Porywają ją, ściągają, niektórzy krzyczą: to zbójczyni! drudzy: chyba ją bies opętał! Jedengospodarz zawołał: to być nie może, zacna to i poczciwa białogłowa, ale szatańska jest w tymsprawa.Ale obrona jego była daremną, ujęta z nożem, nie wyrzekłszy słowa na swoją obronę, ska-zaną została na ścięcie.Na podwórzu tego dworu w tydzień potem wzniesiono rusztowanie, wokoło czystym usy-pano piaskiem.Sprowadzony kat z miasta zrzucił płaszcz pąsowy, zawinął od takiejże kurtyrękawy, dobył szerokiego miecza i czekał na swoją ofiarę.Nieszczęśliwa niewiasta w świętej spowiedzi pierwszy raz przemówiła, kapłan ze drże-niem słuchał jej opowiadania., wierzył wprawdzie, ale ją zbawić nie mógł.Długo potemrozmawiał z gospodarzem domu, który ruszył ze znacznym orszakiem czeladi dworskiej i33 sąsiadów; od wczoraj oczekiwano go na próżno.Kat się niecierpliwił, schował miecz do po-chwy, narzucił płaszcz na ramiona, ale nie schodził z rusztowania, bo godzina dozwolonajeszcze przez sąd, co czekał na powrót dziedzica, wkrótce uderzy.Od boru i lasu tuman kurzawy powstaje, pierwszy gospodarz sadzi na koniu, co wyskoczy,za nim drużyna sąsiadów, czeladz otacza jakiś wóz z dobytymi szablami.Godzina naznaczana bije, prowadzą skazaną niewiastę na rusztowanie.Kat zrzuciłpłaszcz, dobył miecza [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl