, Zdzislaw Nowak Niezwykle przygody Hodzy Nasred (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet w moim wieku - Dżurakuł uśmiechnął się, lecąc myślami ku wspomnieniom z prze­szłości, i ruszył ku wyjściu.- Dopóki Usman-aka nie powróci, pozwólcie, że zaprzątnę wa­sze myśli opowieścią świadczącą, iż niewiasty są wszędzie jedna­kie, niezależnie od słońca, które je oświeca.Znam bowiem i ja, o czcigodni, historię - z inną co prawda małżonką i z inną budo­wlą, ale z Dżurakułową mającą wiele wspólnego - przerwał chwilę ciszy Junus Sulejman, doświadczony przewodnik karawan od czterdziestu lat przemierzający ścieżki tego świata na czele sznura objuczonych wielbłądów.I rozpoczął:- Działo się to za Czerwonymi i Czarnymi Piaskami, a nawet za Morzem Czerwonym, w kraju bardzo odległym, który odwie­dzałem z kupcami tyle razy, że zabrakłoby mi palców u rąk i nóg, gdybym chciał zliczyć owe wyprawy.W Egipcie, bo o nim właś­nie mówię, widziałem na własne oczy niepojęte dziwy budowni­ctwa, zwane tam piramidami.Olbrzymie, zbudowane z kloców kamiennych spiczaste wzgórza, stawiane na cześć wielkich wład­ców starego Egiptu, kryły w swych wnętrzach baśniowe boga­ctwa i zwłoki tych, którzy je wznieść kazali.Największa pirami­da, jaką ujrzałem, nosiła imię dawnego monarchy Egiptu, Cheopsa.A od fellachów, prostych mieszkańców kraju uprawiających chu­dą ziemię, usłyszałem o niej taką oto opowieść.Kiedy przed bardzo wielu laty Cheops rozpoczął budowę dzieła, które miało uwiecznić jego imię w pamięci ludów afrykańskich, nie zdawał sobie sprawy - mimo że był to władca niezmiernie bogaty - ile go to będzie kosztować.Armia niewolników sznura­mi wciągała kamienie na kamienie, układała je w ciągu dnia, a także nocą przy świetle księżyca albo pochodni.Przy okazji, jak zwykle w podobnych sytuacjach, bogacili się różni spryciarze, hieny w ludzkiej skórze, dostarczający na plac budowy ciosane kamienie i nie zawsze najzdrowszych niewolników.Ale ponieważ nie ma na świecie takiego źródła, które by kiedyś nie wyschło, pewnego dnia w skarbcu władcy pokazało się dno.Wtedy Cheops spieniężył resztki klejnotów rodzinnych, potem sprzedał wszyst­ko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość.I tego jednak na długo nie wystarczyło.Do wierzchołka piramidy ciągle jeszcze brako­wało niemało kamieni.Przepełniony pychą, nakazującą mu dokończenie budowli za wszelką cenę, Cheops zmusił swą najmłod­szą cudownej urody małżonkę, aby zarobiła brakujące pieniądze.Cóż miała czynić nieszczęsna królowa, nie znająca żadnego rzemio­sła? Poszła na bazar, gdzie pozwalała się całować handlarzom, kupującym, strażnikom, a nawet poganiaczom bydła, od każdego żą­dając za pocałunek monetę dla męża i kamień dla siebie.Mężczy­źni dziwowali się wielce, ale że niewiasta była niezwykłej piękno­ści, znosili i pieniądze, i głazy kamienne.Za uciułane przez mał­żonkę drachmy Cheops dokończył wreszcie budowę piramidy.I ta­ką, z wierzchołkiem ostrym pod chmurami, widziałem ją w Egipcie - Junus Sulejman po tych słowach przyłożył rękę do serca, co miało oznaczać, iż wątek jego opowieści zasługiwał na wiarę.Wtedy posypały się pytania:- Zajmująca to niezwykle historia, Junusie, ale czy nie do­wiedziałeś się od tamtejszych fellachów, po co małżonce pyszałkowatego Cheopsa potrzebne były zwyczajne kamienie? Rozbudzi­łeś naszą ciekawość, a nie spieszysz jej nasycić.Czyżby opowiada­nie twoje nie miało zakończenia?- A miało, o czcigodni, miało.Piramida Cheopsa to jeszcze nie wszystko z niezwykłości, jakie widziałem w Egipcie.Niedaleko wielkiej piramidy władcy Egiptu stoi bowiem druga, nieco tylko od niej mniejsza.Jest to właśnie piramida pięknej małżon­ki tyrana zbudowana z kamieni za pocałunki.Gromki wybuch śmiechu żegnający ostatnie słowa Sulejmana przywitał powracającego Dżurakuła.- Weselicie się, czcigodni? Słusznie.Albowiem przed kwadran­sem po raz czterdziesty zostałem dziadkiem.Oto wiadomość, dla której musiałem opuścić zacne grono.I przerwać opowieść o Bibi-Chanym.A na czym to ja skończyłem, czcigodni, bo nie po­mnę? Wiek coraz dłuższy, pamięć coraz krótsza.I to niechaj mnie przed wami usprawiedliwi.- Na rozstaniu się opiekuna żon emirowych z orszakiem wład­cy - podpowiedział młody łbaud.- Opuściłeś nas w momencie, gdy Timur wraz z małżonką i świtą podążył do Samarkandy.Zaś machram czmychnął w przeciwnym kierunku.- Aha.Domyślacie się zapewne, że Bibi nie udało się zbyt długo ukrywać niezwykłej zmiany przed wzrokiem emira.Wkrótce Timur zauważył płomienne znamię poznał przyczynę, która je zrodziła.Rozgniewany natychmiast wysłał straż, aby przynio­sła mu głowę architekta.Popędzili sarbazowie z szablami w garści do komnat zamieszkanych przez wielkiego budowniczego.Jednak­że kiedy wpadli z wrzaskiem do środka, ujrzeli szeroko otwarte okno i sługę rozkładającego ręce.- Za późno przybywacie, o wojownicy.Pan mój przed chwilą przypiął sobie skrzydła i uleciał do Meszhedu.Powrócili sarbazowie z niczym.Nie mogąc dosięgnąć twórcy, gniew okrutnego Timura obrócił się przeciwko jego dziełu - świątyni.Pod karą gardła władca zabronił mieszkańcom Samar­kandy wstępu na teren budowli.W nie dokończonym, opuszczo­nym przez ludzi meczecie zalęgły się potem węże i skorpiony.Na­stępne stulecia także nie najlepiej obeszły się z dziełem zakocha­nego architekta.Pozostawione bez opieki mury poczęły kruszeć, odpadająca mozaika utworzyła na ścianach przeogromne liszaje.Dzisiaj pomnik wielkiej miłości odwiedzają już tylko ludzie bar­dzo ciekawi lub bardzo zakochani.Usman Dżurakuł zakończył opowieść.Cisza zaległa komnatę.Cień nieszczęśliwego architekta unosił się nad sjestującymi.Chwi­le zadumy przerwało dopiero wniesienie ozdoby męskiej uczty, tradycyjnego tłustego płowu, potrawy z ryżu, baraniny, zieleniny i aromatycznych korzeni, po którym Uzbekom dalej jeść już nie wypada.Cudowny zapach wypełnił izbę.Pojaśniały oblicza męż­czyzn.- Hodżo-aka, teraz pora na ciebie.Czas już bowiem najwyższy na dawno zapowiedzianą przez gospodarza zagadkę Nasreddinową - młody Małłabek kciukiem podrzucił zręcznie na język ry­żową kulkę z kawałkiem mięsa, przełknął i dokończył myśl zaczę­tą: - Pochylamy teraz uszy ku tobie, afandi.Jesteś przecież mi­strzem tajemnych opowieści, a twoja sława dawno przekroczyła granicę krainy Uzbeków i Tadżyków.Hodża uśmiechnął się rozbawiony i odpowiedział:- O, tym razem wyręczył mnie znakomicie czcigodny Usman , Dżurakuł.Opowiedział zagadkę, której - jak mi się wydaje - nawet nie zauważyliście.Senior garncarzy spojrzał zaskoczony na mędrca i wyjąkał:- Ja? Zagadkę? Żartujesz chyba ze swego oddanego sługi i przyjaciela, afandi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl