,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nawet w moim wieku - Dżurakuł uśmiechnął się, lecąc myślami ku wspomnieniom z przeszłości, i ruszył ku wyjściu.- Dopóki Usman-aka nie powróci, pozwólcie, że zaprzątnę wasze myśli opowieścią świadczącą, iż niewiasty są wszędzie jednakie, niezależnie od słońca, które je oświeca.Znam bowiem i ja, o czcigodni, historię - z inną co prawda małżonką i z inną budowlą, ale z Dżurakułową mającą wiele wspólnego - przerwał chwilę ciszy Junus Sulejman, doświadczony przewodnik karawan od czterdziestu lat przemierzający ścieżki tego świata na czele sznura objuczonych wielbłądów.I rozpoczął:- Działo się to za Czerwonymi i Czarnymi Piaskami, a nawet za Morzem Czerwonym, w kraju bardzo odległym, który odwiedzałem z kupcami tyle razy, że zabrakłoby mi palców u rąk i nóg, gdybym chciał zliczyć owe wyprawy.W Egipcie, bo o nim właśnie mówię, widziałem na własne oczy niepojęte dziwy budownictwa, zwane tam piramidami.Olbrzymie, zbudowane z kloców kamiennych spiczaste wzgórza, stawiane na cześć wielkich władców starego Egiptu, kryły w swych wnętrzach baśniowe bogactwa i zwłoki tych, którzy je wznieść kazali.Największa piramida, jaką ujrzałem, nosiła imię dawnego monarchy Egiptu, Cheopsa.A od fellachów, prostych mieszkańców kraju uprawiających chudą ziemię, usłyszałem o niej taką oto opowieść.Kiedy przed bardzo wielu laty Cheops rozpoczął budowę dzieła, które miało uwiecznić jego imię w pamięci ludów afrykańskich, nie zdawał sobie sprawy - mimo że był to władca niezmiernie bogaty - ile go to będzie kosztować.Armia niewolników sznurami wciągała kamienie na kamienie, układała je w ciągu dnia, a także nocą przy świetle księżyca albo pochodni.Przy okazji, jak zwykle w podobnych sytuacjach, bogacili się różni spryciarze, hieny w ludzkiej skórze, dostarczający na plac budowy ciosane kamienie i nie zawsze najzdrowszych niewolników.Ale ponieważ nie ma na świecie takiego źródła, które by kiedyś nie wyschło, pewnego dnia w skarbcu władcy pokazało się dno.Wtedy Cheops spieniężył resztki klejnotów rodzinnych, potem sprzedał wszystko, co przedstawiało jakąkolwiek wartość.I tego jednak na długo nie wystarczyło.Do wierzchołka piramidy ciągle jeszcze brakowało niemało kamieni.Przepełniony pychą, nakazującą mu dokończenie budowli za wszelką cenę, Cheops zmusił swą najmłodszą cudownej urody małżonkę, aby zarobiła brakujące pieniądze.Cóż miała czynić nieszczęsna królowa, nie znająca żadnego rzemiosła? Poszła na bazar, gdzie pozwalała się całować handlarzom, kupującym, strażnikom, a nawet poganiaczom bydła, od każdego żądając za pocałunek monetę dla męża i kamień dla siebie.Mężczyźni dziwowali się wielce, ale że niewiasta była niezwykłej piękności, znosili i pieniądze, i głazy kamienne.Za uciułane przez małżonkę drachmy Cheops dokończył wreszcie budowę piramidy.I taką, z wierzchołkiem ostrym pod chmurami, widziałem ją w Egipcie - Junus Sulejman po tych słowach przyłożył rękę do serca, co miało oznaczać, iż wątek jego opowieści zasługiwał na wiarę.Wtedy posypały się pytania:- Zajmująca to niezwykle historia, Junusie, ale czy nie dowiedziałeś się od tamtejszych fellachów, po co małżonce pyszałkowatego Cheopsa potrzebne były zwyczajne kamienie? Rozbudziłeś naszą ciekawość, a nie spieszysz jej nasycić.Czyżby opowiadanie twoje nie miało zakończenia?- A miało, o czcigodni, miało.Piramida Cheopsa to jeszcze nie wszystko z niezwykłości, jakie widziałem w Egipcie.Niedaleko wielkiej piramidy władcy Egiptu stoi bowiem druga, nieco tylko od niej mniejsza.Jest to właśnie piramida pięknej małżonki tyrana zbudowana z kamieni za pocałunki.Gromki wybuch śmiechu żegnający ostatnie słowa Sulejmana przywitał powracającego Dżurakuła.- Weselicie się, czcigodni? Słusznie.Albowiem przed kwadransem po raz czterdziesty zostałem dziadkiem.Oto wiadomość, dla której musiałem opuścić zacne grono.I przerwać opowieść o Bibi-Chanym.A na czym to ja skończyłem, czcigodni, bo nie pomnę? Wiek coraz dłuższy, pamięć coraz krótsza.I to niechaj mnie przed wami usprawiedliwi.- Na rozstaniu się opiekuna żon emirowych z orszakiem władcy - podpowiedział młody łbaud.- Opuściłeś nas w momencie, gdy Timur wraz z małżonką i świtą podążył do Samarkandy.Zaś machram czmychnął w przeciwnym kierunku.- Aha.Domyślacie się zapewne, że Bibi nie udało się zbyt długo ukrywać niezwykłej zmiany przed wzrokiem emira.Wkrótce Timur zauważył płomienne znamię poznał przyczynę, która je zrodziła.Rozgniewany natychmiast wysłał straż, aby przyniosła mu głowę architekta.Popędzili sarbazowie z szablami w garści do komnat zamieszkanych przez wielkiego budowniczego.Jednakże kiedy wpadli z wrzaskiem do środka, ujrzeli szeroko otwarte okno i sługę rozkładającego ręce.- Za późno przybywacie, o wojownicy.Pan mój przed chwilą przypiął sobie skrzydła i uleciał do Meszhedu.Powrócili sarbazowie z niczym.Nie mogąc dosięgnąć twórcy, gniew okrutnego Timura obrócił się przeciwko jego dziełu - świątyni.Pod karą gardła władca zabronił mieszkańcom Samarkandy wstępu na teren budowli.W nie dokończonym, opuszczonym przez ludzi meczecie zalęgły się potem węże i skorpiony.Następne stulecia także nie najlepiej obeszły się z dziełem zakochanego architekta.Pozostawione bez opieki mury poczęły kruszeć, odpadająca mozaika utworzyła na ścianach przeogromne liszaje.Dzisiaj pomnik wielkiej miłości odwiedzają już tylko ludzie bardzo ciekawi lub bardzo zakochani.Usman Dżurakuł zakończył opowieść.Cisza zaległa komnatę.Cień nieszczęśliwego architekta unosił się nad sjestującymi.Chwile zadumy przerwało dopiero wniesienie ozdoby męskiej uczty, tradycyjnego tłustego płowu, potrawy z ryżu, baraniny, zieleniny i aromatycznych korzeni, po którym Uzbekom dalej jeść już nie wypada.Cudowny zapach wypełnił izbę.Pojaśniały oblicza mężczyzn.- Hodżo-aka, teraz pora na ciebie.Czas już bowiem najwyższy na dawno zapowiedzianą przez gospodarza zagadkę Nasreddinową - młody Małłabek kciukiem podrzucił zręcznie na język ryżową kulkę z kawałkiem mięsa, przełknął i dokończył myśl zaczętą: - Pochylamy teraz uszy ku tobie, afandi.Jesteś przecież mistrzem tajemnych opowieści, a twoja sława dawno przekroczyła granicę krainy Uzbeków i Tadżyków.Hodża uśmiechnął się rozbawiony i odpowiedział:- O, tym razem wyręczył mnie znakomicie czcigodny Usman , Dżurakuł.Opowiedział zagadkę, której - jak mi się wydaje - nawet nie zauważyliście.Senior garncarzy spojrzał zaskoczony na mędrca i wyjąkał:- Ja? Zagadkę? Żartujesz chyba ze swego oddanego sługi i przyjaciela, afandi [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|