, Auel Jean M Wielka wedrowka (SCAN dal 1070) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.S'Amodun przyglądał mu się podejrzliwie.- Zastanawiam się, czy ty wiesz coś, o czym nam nie mówisz.Tak czy inaczej, namówię ich, żeby przyszli i obserwowali, jak pracujesz.Poprzedniego wieczoru Jondalar pracował na zewnątrz, żeby ostre odłamki krzemienia nie padały na ziemię w jedynym schro­nieniu, jakie mieli.Wybrał miejsce za stertą kamieni, niedaleko miejsca na odchody.Ze względu na smród strażniczki omijały ten kraniec ogrodzenia i był on najmniej pilnowany.Podłużne wióry, które szybko odłupał z rdzenia, były co naj­mniej czterokrotnie dłuższe niż szersze, miały zaokrąglone końce i stanowiły tylko półprodukt.Z nich dopiero miał zrobić narzę­dzia.Krawędzie w miejscu, gdzie były odłupane od rdzenia, były tak ostre, że przecinały twardą skórę, jakby była zgęstniałym tłuszczem.Często trzeba było je stępiać, żeby można było po­sługiwać się narzędziem bez obawy pokaleczenia dłoni.Rano, już pod zadaszeniem, Jondalar przede wszystkim wybrał miejsce pod pęknięciem dachu, żeby mieć wystarczającą ilość światła do pracy.Następnie odciął kawał skóry ze swojego pro­wizorycznego okrycia i rozłożył ją na podłodze, by na nią spa­dały ostre kawałki i odpadki krzemienia.Otoczony obu chłopca­mi i wieloma innymi mężczyznami, zaczął pokazywać, jak uży­wać twardego owalnego kamienia i kilku kawałków kości do zrobienia narzędzi z krzemienia, którymi z kolei można formo­wać i wytwarzać rzeczy ze skóry, drewna i kości.Chociaż mu­sieli bardzo uważać, żeby nie zwrócić uwagi na to, co robili -wstając od czasu do czasu, jak to zazwyczaj czynili, wracając potem i kuląc się razem dla ciepła, co pomagało również zasłonić Jondalara przed wzrokiem strażniczek - wszyscy patrzyli zafa­scynowani.Jondalar podniósł jeden wiór i krytycznie mu się przyjrzał.Chciał zrobić wiele różnych narzędzi i próbował zdecydować, które z nich wyjdzie najlepiej z tego właśnie wióra.Jedna długa, ostra krawędź była niemal prosta, druga nieco falista.Rozpoczął od stępienia falistej krawędzi przez przeciągnięcie po niej kilka razy kamiennym młotkiem.Drugą krawędź zostawił bez obróbki.Potem długim, zaostrzonym końcem złamanej kości goleniowej wyretuszował okrągły czubek, ostrożnie odłupując maleńkie ka­wałki, aż uzyskał szpic.Gdyby miał ścięgno, klej lub żywicę czy jakikolwiek inny materiał, którym mógłby go przyczepić, dodałby uchwyt, ale i tak miał w ręku dobry nóż.Przekazywano go z rąk do rąk, wypróbowywano na włosach lub kawałkach skóry, a Jondalar podniósł kolejny wiór.Obie krawędzie schodziły skosem do przewężenia w środku.Ostroż­nym naciskiem zaokrąglonego końca kości odłamał z obu stron tylko najostrzejsze kawałki krawędzi, co nieznacznie je stępiło, ale za to wzmocniło.Tego narzędzia można było używać jako skrobaczki do obróbki i wygładzania kawałka drewna czy kości.Pokazał, do czego to służy, i również puścił w koło.Następny wiór stępił z obu stron, żeby łatwo było posługiwać się narzędziem.Dwoma wymierzonymi uderzeniami odbił parę okruchów, zostawiając ostry, podobny do rylca, koniec.Pokazał, do czego to służy, przez nacięcie rowka w kości, który pogłębiał, produkując małą kupkę strużyn.Wyjaśnił, jak można wyciąć trzon, uchwyt czy grot, a potem wykończyć drapaczem czy wy-gładzaczem.Pokaz Jondalara był dla patrzących niemal rewelacją.Żaden z chłopców ani młodszych mężczyzn nigdy nie widział pracy wytwórcy narzędzi, a kilku tylko spośród starszych widziało kiedykolwiek takiego mistrza.W tych kilka chwil poprzedniego wieczoru udało mu się odłupać niemal trzydzieści półproduktów z jednej buły krzemienia, zanim został rdzeń zbyt mały do dal­szej obróbki.Następnego dnia większość mężczyzn używała jed­nego lub więcej narzędzi, które dla nich zrobił.Potem próbował opisać broń myśliwską, którą chciał im po­kazać.Niektórzy zrozumieli natychmiast, chociaż powątpiewali, czy rzeczywiście można tak celnie i daleko rzucać oszczepy takim miotaczem, jak Jondalar twierdził.Inni zdawali się zupeł­nie nie rozumieć, ale to nie miało znaczenia.Zdatne do użytku narzędzia w ręku i praca nad czymś pożytecznym dawały lu­dziom poczucie sensu.A robienie czegokolwiek, co sprzeciwiało się życzeniom Attaroi i warunkom, w jakich zmuszeni byli we­getować, podniosło ich na duchu i dawało nadzieję, że kiedyś będzie możliwe odzyskanie panowania nad własnym losem.W ciągu następnych kilku dni Epadoa i jej strażniczki wy­czuły zmianę nastroju w Zagrodzie i były pewne, że coś się tam dzieje.Mężczyźni zdawali się chodzić sprężyściej i za dużo się uśmiechali, ale niezależnie od tego, jak dokładnie się przypatry­wały, nie widziały żadnych konkretnych powodów tej zmiany.Mężczyźni bardzo starannie ukrywali nie tylko noże, drapacze i rylce, które zrobił Jondalar, ale i przedmioty sporządzone przez nich samych oraz wszystkie odpadki [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl