,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Powiedzmy, że jako czarownik usiłowałem poznać mowę zwierząt.Nie udało mi się, więc chociaż sprawiłem że klacz rozumie to co się do niej mówi.Odpiął cugle a potem ściągnął uzdę.- No cóż - powiedział.- Marika, ile to będzie dwa dodać dwa?Klacz stuknęła cztery razy kopytem w ziemię.- Sprytna sztuczka - zauważyła Monika.Klacz parsknęła z urazą.- To nie sztuczka.Udowodnić ci?- Proszę bardzo.- Dobrze.zadaj jej dowolne pytanie z dziedziny matematyki.Tylko bez mnożenia.Nie zdołałem jej tego nauczyć.Studentka uśmiechnęła się.- Powiedz no koniku, ile ja mam lat?Klacz popatrzyła na nią uważnie po czym zaczęła stukać kopytem w ziemię.Stuknęła osiemnaście razy.- Prawie ci się udało - pochwalił ją Jakub.Ta dama ma dwadzieścia lat.Popraw się.Klacz stukała dłuższą chwilę.Równo dwadzieścia uderzeń.Monika pobladła.- Ona.Koniku, rozumiesz wszystko co mówimy?Klacz pokiwała głową.- Przynieś szczotkę i zgrzebło - polecił Jakub.- Są w skrzynce pod stołem.Przynieś do stajni.Poklepał klacz po szyi.- Do domu - polecił.Podeszła do wrót obórki.Otworzył jej.Weszła do środka.Nasypał jej do żłobu siana i owsa i postawił wiadro wody na podorędziu.Zaraz też przyszła dziewczyna.Przyniosła co trzeba.- To jest zgrzebło - powiedział wyjmując jej z ręki dziwne metalowe urządzenie.-Czeszemy w bok włosa, tak, aby wyczesać spomiędzy sierści paprochy i wypadnięte włosy.W tym akurat przypadku omijaj te miejsca bardziej łyse.Po przejechaniu zgrzebłem doczyszcza się tą szczotką.Zbierz dwie garście sierści i tych wyczesanek - podał jej papierową torbę - i przynieś do mnie.Poczarujemy sobie trochę.Klacz zarżała jakby z urazą.- Wie, że ksiądz mi zabronił - wyjaśnił.- Słuchaj, Marika, nie bądź źrebakiem.Jak długo jeszcze ma trwać ta paskudna zima?Klacz pokiwała głową.Może na znak aprobaty?- Gdyby jeszcze potrafiła mówić - westchnął.- Ale nie chce.W Wigilię miałem nadzieję, że może.Ale też nic nie powiedziała.Monika popatrzyła na niego nieco zdezorientowana.Czary z koniem były niepojęte, ale staruszek sprawiał wrażenie nieco obłąkanego.Wszedł i przed oborą zaczął kreślić coś patykiem na ziemi.Skończyła po półgodzinie.Było już prawie ciemno.- No, nie daję gwarancji, najlepiej to wychodzi o wschodzie słońca - powiedział.- Ale możemy spróbować.Masz ten swój kajet?- Mam.- By spowodować ocieplenie rysujesz na ziemi takie znaki.- Chyba je znam.Ten jeden to egipska korona atef.Dalej jest symbol oznaczający słońce i pióro bogini Maad.- To egipskie symbole? - zdziwił się.- Jasne.Takie same są w piśmie hieroglificznym.Chodziłam na zajęcia ze sztuki Egiptu.- Nu, nieważne, ale aż ciekawe.Mnie nauczył tego taki jeden czarownik.Ale on już nie żyje, więc nie powie dlaczego takie a nie inne.Daj te zmiotki.Podała mu torebkę.Wyjął z wewnętrznej kieszeni kurtki buteleczkę spirytusu i polał dokładnie sierść i paprochy.Położył je na środkowym znaku.- Uhr Hakau Seczech - powiedział i podpalił.Gdy wypaliły się zadeptał starannie pozostałości ogniska i zatarł znaki ręką.- Pozostaje nam czekać na efekty.Chcesz spać w kuchni, czy może w obórce razem z Mariką?- W nocy będzie chyba dość chłodno.- Możliwe.Podłożyłem sporo słomy.Przytulisz się do niej i nie zmarzniesz.- Chyba jednak wolę w kuchni.- Wobec tego chodźmy spać.A jutro od rana pouczę cię dalej.Pół godziny później oboje spali już jak zabici.Monika w kuchni na ławie, a Jakub w swoim łóżku.Spali już gdy przez ich podwórze przebiegł niewielki szary wilk.Klacz zarżała przez sen, ale nie obudziła się.Minęło wiele lat od kiedy konie w tych stronach czuły woń tego zwierzęcia.Praktycznie żaden nie wiedział już co oznacza ten zapach.I nie bały się.*Iwan Iwanowicz Iwanow dotarł do Uhań zaraz po południu.Znacznym wysiłkiem umysłowym zmienił nieco swój wygląd.Dla postronnego obserwatora, przynajmniej dla takiego podatnego na sugestię, wyglądał obecnie jak trzydziestoletni terenowy działacz partyjny.Postarał się nawet o odpowiedni garnitur i czerwony krawat.Zaraz koło kościoła napotkał starszą kobietę.- Dobry.Gdzie tu mieszka niejaki Karwowski?- Coś pan, już trzy lata jak pochowany.- Nie żyje?- A pewnie.Wychlał ponoć trzy litry bimbru za jeden raz.I wyzionął ducha.I chwała Bogu.Żyć się nie dawało.Tylko ktoś go obraził zaraz rzucał urok.A to grad, a to świerzb.Wytrzymać się nie dało.A ten bimber to dostał ponoć od takiego z Wojsławic, jak mu tam.Wędrowycza.- A gdzie mieszkał póki żył?- A tam na górze za pałacem.Znajdziecie drogę wysadzaną kasztanami, potem będzie pałac i zaraz za pałacem stoi jeszcze resztka z jego chałupy.Taka polepiona gliną.- Dziękuję bardzo.Ruszył drogą.Gdy tylko zniknął kobiecie z oczu zrezygnował z kamuflażu.Znowu był złośliwym staruszkiem o chytrych oczkach.Gwizdnął przez zęby.Psy pojawiły się z powietrza.W rzeczywistości były tam cały czas, tyle tylko, że niewidzialne [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|