, Graham Masterton Wojownicy Nocy t.1 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co to było? - Mimo, że nieznajomy zachowywał się tak bezceremonialnie, wydawał się Henry'emu przyjacielski i spokojny.Wyglądał na kogoś, kto z łatwością mógłby stać się jego bliskim znajomym, z którym można wypić wieczo­rem drinka, porozmawiać o filozofii i posłuchać uwertur Rossiniego.Kogoś, kto nie pyta o nic, prócz tego, jakie jest twoje zdanie na jakiś temat i na jaki alkohol masz ochotę.Paul pociągnął gwałtownie fajkę.Gdy się rozpaliła, podjął:- Mówiłeś o świecie będącym całkowitą sumą naszych możliwości życiowych.- Zgadza się.Cytowałem Ortegę y Gasseta.- No właśnie.Przyszło mi wtedy do głowy.- Rozej­rzał się wokoło, tak jakby usłyszał, że ktoś go woła i próbował właśnie odnaleźć tego kogoś wzrokiem.- Zresztą, wydaje mi się, że to nie jest najlepsze miejsce i czas, co? - Spojrzał na Henry'ego.- To znaczy, żeby dys­kutować o filozofii.Do tego trzeba czegoś dobrego do zjedzenia, butelki wina i miłej atmosfery.Wtedy dopiero można czerpać z filozofii przyjemność, nie sądzisz? Umysł nabiera lotności.Nie to, co tutaj.Środek dnia, szum fal i ci przeklęci amatorzy joggingu.- Minęło już kilka lat, odkąd mój umysł stracił lotność - rzucił Henry.- Może zatem powinien ją odzyskać.Posłuchaj, wiem, że nie brakuje mi tupetu.Może być i tak, że nie masz ochoty mnie oglądać albo uważasz mnie za jakiegoś nudziarza lub ekscentryka.Byłoby mi jednak miło porozmawiać z tobą jeszcze trochę o Gassecie.Byłeś tak przekonany o tym wszystkim, gdy wykładałeś nam filozofię na zajęciach! Henry poczuł się mile połechtany.- No dobrze.Co proponujesz?- Może mógłbym zaprosić cię dziś wieczór na kolację.Znasz „Bully's North”? Mają tam wspaniałe żeberka, a i bar jest na poziomie.- Jasne, że znam.- Możemy się spotkać tam.powiedzmy, o siódmej? Henry przemyślał to i skinął głową.- Dobrze.- Pomysł spędzenia wieczoru na jedzeniu, popijaniu i rozmowach o filozofii wydał mu się atrakcyjny i nieodparcie kuszący.Ton głosu Paula Springera był jednym z tych, których Henry słuchał z przyjemnością.Jego twarz też robiła dobre wrażenie.Przypominał mu trochę ojca.Miał w oczach coś przenikliwego i życzliwego.- Dobrze - powtórzył.- Zobaczymy się o siódmej.Paul Springer oddalił się.Doszedłszy do pierwszej ścieżki schodzącej z promenady ku Camino del Mar, obejrzał się i pomachał ręką.Henry odwzajemnił gest.Odwrócił się i wznowił niespieszny spacer, kierując się na północ.Wiatr przeganiał piasek w poprzek ścieżki, sze­leszcząc nim z cicha, nad jego głową nieustannie krążyły mewy.Ktoś powiedział kiedyś, że są to zagubione dusze tych, którzy utonęli w morzu, skazane na poszukiwanie bez końca zostawionych na lądzie ukochanych bliskich.To dlatego wołają z takim smutkiem.Doszedł prawie do wąskich, betonowych stopni, prowa­dzących do domu, gdy ujrzał idącą ku niemu dziewczynę.Blady, bawełniany szal owijał jej głowę tak szczelnie, że nie dawało się dostrzec jej twarzy.Uderzyło go, że dziewczyna była mokra.Nawet szal był mokry, ona zaś zostawiała na ścieżce wilgotne ślady.Powoli uniósł głowę i spojrzał ku plaży.Słońce świeciło teraz znad morza, musiał osłonić oczy dłonią.Plaża nadal była zamknięta.Przy każdym wejściu rozstawiono zapory, a strażnicy w jeepach krążyli tam i z powrotem, by rzeczy­wiście nikt nie wszedł.Mógł dojrzeć skupisko policjantów oraz grupę ludzi w bawełnianych koszulkach i dżinsach, prawdopodobnie biologów z Instytutu Scrippsa.Dostrzegł również cynamonowy garnitur Salvadora Ortegi.Skoro plaża była zamknięta i obowiązywał zakaz kąpieli, to jakim sposobem ta dziewczyna się zamoczyła?Henry odwrócił się.Nagle jakby dwieście dwadzieścia woltów strzeliło go od koniuszków włosów do stóp.Dziew­czyna zniknęła, lecz jej ślady prowadziły do miejsca, w któ­rym rozstał się z nim Paul Springer.Było w niej coś znajomego.Biel jej skóry, sposób, w jaki piasek przylgnął do jej łydek.I coś jeszcze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl