, [4 2]Erikson Steven Dom Lancu Konwergencja 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Być może to wspomnienie jest niedoskonałe, tak jak wiele innych.Osric zaczął opadać i L’oric nagle ujrzał otchłanną, białą pustkę, jakby wznosząca się przed nimi góra została przecięta wpół.Zbliżali się do tej właśnie krawędzi.Smok skierował się na stosunkowo płaski, pokryty śniegiem skrawek terenu.Jego południową granicę stanowiło strome urwisko.Północną.nieprzejrzysta pustka.Osric zawisł na chwilę w powietrzu z łopotem skrzydeł, wzbijając białe obłoki, po czym wypuścił L’orica.Wielki mag wylądował po pas w śniegu.Z przekleństwem na ustach poruszył gwałtownie nogami, by znaleźć punkt oparcia.Ogromny smok wylądował obok niego, miażdżąc pod sobą biały pył.Osric szybko przybrał postać Liosan i podszedł do syna.Wiatr targał jego włosami.Nieopodal zanikającego brzegu wspomnienia było widać.jakieś stworzenia.Niektóre z nich poruszały się niemrawo.Osric ruszył ku nim, brnąc w głębokim śniegu.– Wyłażą stamtąd różne istoty – mówił.– Wzdłuż całej granicy można znaleźć podobne.Większość z nich szybko ginie, ale niektóre czepiają się życia.– A co to za stworzenia?– Głównie demony.Osric zmienił nieco kierunek, zbliżając się do jednej z istot.Z ciała stwora buchała para.Poruszał czterema kończynami, rozdrapując pazurami otaczającą go breję.Ojciec i syn zatrzymali się przed nim.Demon przypominał gada.Był wielkości psa, miał cztery dłonie, podobne do małpich, szeroką płaską głowę o wielkich ustach, dwie szczeliny zamiast nozdrzy oraz czworo wodnistych, lekko wyłupiastych oczu ustawionych w romb.Ich źrenice były pionowe i zaskakująco szerokie, biorąc pod uwagę ostry blask śniegu i nieba.– Ten mógłby pasować do Kurald Thyrllan – stwierdził Osric.– Co to za rodzaj demona? – zapytał L’oric, spoglądając z góry na stwora.– Nie mam pojęcia – odparł Osric.– Sięgnij do niego.Przekonaj się, czy jest skory do współpracy.– Zakładając, że w ogóle posiada umysł – mruknął L’oric, kucając obok istoty.Słyszysz mnie? Rozumiesz?Czworo oczu skierowało się na niego, mrugając.Demon odpowiedział.– Czarodziej.Deklaracja.Rozpoznanie.Powiedziano nam, że przyjdziesz, ale tak szybko? Retoryczne pytanie.Nie jestem stąd – wyjaśnił L’oric.– Mam wrażenie, że umierasz.– Czy to właśnie jest to uczucie? Zaskoczony.Chciałbym ci zaoferować alternatywę.Masz jakieś imię?– Imię.Potrzebujesz takich rzeczy.Spostrzeżenie.Oczywiście.Zrozumienie.Umowa, duchowa więź.Moc od ciebie, moc ode mnie.W zamian za moje życie.Nierównoprawny układ.Pozycja pozbawiona wpływu.Nie, i tak cię uratuję.Wrócimy do mojego świata, w cieplejsze miejsce.– Ciepło? Zastanowienie.Ach, powietrze, które nie kradnie mojej siły.Analiza.Ocal mnie, czarodzieju, a o tym sojuszu porozmawiamy potem.L’oric skinął głową.– Zgoda.– Zrobione? – zapytał Osric.Jego syn wyprostował się.– Nie, ale demon pójdzie z nami.– Bez więzi nie będziesz miał nad nim kontroli, L’oric.Gdy tylko wrócisz na Raraku, może się zwrócić przeciwko tobie.Lepiej poszukajmy bardziej uległego stworzenia.– Nie, zaryzykuję to.Osric wzruszył ramionami.– Jak sobie życzysz.Musimy teraz wrócić nad jezioro, w miejsce, w którym się pojawiłeś.Oddalił się od L’orica, a potem zatrzymał i przybrał postać smoka.– Eleint! – zakrzyknął demon w umyśle wielkiego maga.– Zdumienie.Twój towarzysz to Eleint!Mój ojciec.– Twój ojciec! Zachwyt i ekstaza! Chęć do współpracy.Jestem Szara Żaba, zrodzony z Lęgu Błotnej Sadzawki w Dwudziestej Porze Ciemności.Pełen dumy.Spłodziłem trzydzieści jeden lęgów.A jak tu trafiłeś, Szara Żabo?– Nagłe przygnębienie.Jeden skok za daleko.Smok podleciał do nich.*Szara Żaba wylazł na gorący piasek.L’oric odwrócił się, ale brama już się zamykała.Odnalazł ojca, lecz rozstali się równie nagle, jak się spotkali.Osric potraktował go nie tyle obojętnie, co.z brakiem uwagi.Interesował się tylko sobą samym i swymi sprawami.Umysł L’orica wypełnił tysiąc różnych pytań, które powinien był zadać.– Żal?Wielki mag spojrzał na demona.– Odzyskujesz już siły, Szara Żabo? Mam na imię L’oric.Czy porozmawiamy teraz o naszej spółce?– Czuję zapach surowego mięsa.Jestem głodny.Jeść.Potem rozmawiać.Stanowczość.– Jak sobie życzysz.Jeśli chodzi o surowe mięso.znajdę ci coś odpowiedniego.Istnieją zasady mówiące, co ci wolno zabijać, a czego nie.– Wyjaśnij mi je.Ostrożny.Nikogo nie urazić.Ale głodny.– Zgoda.*Zemsta wypełniała jej żyły już od bardzo dawna, a teraz, za kilka dni, miała spojrzeć siostrze w twarz, doprowadzić tę grę do końca.To była okrutna gra, niemniej jednak pozostawała grą.Sha’ik wiedziała, że to ona trzyma w ręku wszelkie możliwe atuty.Legiony Tavore były niedoświadczone, znajdowały się na terytorium sha’ik, a jej Armia Apokalipsy składała się z weteranów buntu i miała przewagę liczebną.Bogini Tornada czerpała moc z pradawnej groty – co sha’ik uświadomiła sobie dopiero niedawno – która mogła nie być czysta, lecz była odporna na działanie otataralu lub przynajmniej poddawała się mu z trudem.Jedynymi magami Tavore było dwoje wickańskich czarnoksiężników o złamanym duchu, natomiast kadra sha’ik składała się z czterech wielkich magów i około dwudziestu szamanów, czarownic i czarodziejów, w tym również Fayelle i Henaras.Porażka wydawała się niemożliwa.Mimo to sha’ik była przerażona.Siedziała samotnie w centralnym pomieszczeniu ogromnego namiotu o wielu przedziałach, który był jej pałacem.Stojące obok tronu piecyki koksowe dogasały powoli i ze wszystkich stron otaczały ją cienie.Chciała stąd uciec.Ta gra była zbyt twarda, za bardzo niebezpieczna, a to, co obiecywała, było zimne, zimniejsze, niż jej się dotąd zdawało.Żądza zemsty jest marnotrawnym uczuciem, a ja pozwoliłam, żeby mną zawładnęła.Przekazałam ją bogini niczym dar.Te strzępki jasności umysłu więdły już jednak niby kwiaty w zimie.Bogini Tornada trzymała jej duszę w coraz silniejszym uścisku.Siostra sprzedała mnie w zamian za zaufanie cesarzowej, chcąc przekonać Laseen o swojej lojalności.I wszystko po to, by zaspokoić ambicję.W nagrodę otrzymała pozycję przybocznej [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl