, Koonz Dean R Tunel strachu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Liz.Nagle, zupełnie niespodziewanie, wbrew temu, że zarówno ona, jak i Joey stali w obliczu niechybnej śmierci, Amy przepełniło żywe, dojmujące, niezwykle silne i niewiarygodne uczucie pewności, wiary w siebie i sympatii do własnej osoby.Nigdy dotąd nie doświadczyła czegoś podobnego.Owa fala zmyła precz wszelkie mroczne, gorzkie i niepokojące odczucia, które dręczyły ją od tak dawna.Jednocześnie doznała jeszcze jednego przebłysku deja.vu.Ogarnęło ją niezwykłe uczucie, że to wszystko już się kiedyś wydarzyło - może niedokładnie tak samo jak teraz, ale ogólny sens był taki sam.Czuła przy tym, że z naganiaczem łączy ją dużo silniejsza więź niż się tego spodziewała.Na jej barki niczym niewidzialny płaszcz opadło potężne brzemię przeznaczenia, świadomość, że jej życiowym celem i zadaniem było znalezienie się właśnie teraz w tym właśnie miejscu.Było to dziwne uczucie, jednak powitała je z radością.NIE ST”J TAK, DZIAŁAJ, BĄDŹ DZIELNA - powiedział głos w jej wnętrzu.Trzymając zardzewiały nóż przy boku i licząc, że naganiacz go nie zauważył, podeszła do Joeya.- Nic ci nie jest, kochanie? Skrzywdził cię? Nie płacz.Nie bój się.Liz pełzła w tył, na czworakach, jak ogromny pająk po piwnicznym klepisku pod Tunelem Strachu, dopóki nie natrafiła plecami na łagodnie wibrującą obudowę jakiejś ogromnej maszynerii.Przykucnęła tam, a serce tłukło jej się w piersi tak mocno i gwałtownie, jakby chciało roztrzaskać ją od wewnątrz na kawałki.Dziwoląg obserwował ją.Ściągnąwszy dziewczynę do piwnicy, cisnął ją na bok jak worek kartofli.Nie przestał się nią jednak interesować.Chciał po prostu zobaczyć, co zrobi.Igrał z nią oferując złudną szansę ucieczki, odgrywając rolę kota, podczas gdy ona była myszą.Teraz, gdy od potwora dzielił ją dystans piętnastu stóp, Liz podniosła się powoli.Nogi miała jak z wary.Aby nie upaść, musiała jedną ręką oprzeć się o obudowę buczącej maszyny.Stwór stał, na poły ukryty w cieniu, na poły w kręgu żółtego światła; jego zielone oczy pałały.Był tak wysoki, że musiał się nieco zgarbić, aby nie uderzyć głową w nisko sklepiony sufit.Liz rozejrzała się wokoło w poszukiwaniu wyjścia.Nie zauważyła żadnego.Dolny poziom Tunelu Strachu był istnym labiryntem najróżniejszych maszyn.Gdyby spróbowała ucieczki, z pewnością nie umknęłaby daleko.Stwór dopadłby ją w mgnieniu oka.Istota postąpiła krok w jej stronę.Nie - powiedziała Liz.Monstrum zrobiło kolejny krok.Nie.Stój.Powłócząc nogami istota przesuwała się naprzód, aż znalazłszy się o sześć stóp od Liz, stanęła i przekrzywiła głowę, wpatrując się w nią z jawnym zaciekawieniem.- Proszę -powiedziała Liz.- Proszę, pozwól mi odejść.Proszę.-Nie spodziewała się, że przyjdzie jej kiedyś błagać o coś kogokolwiek.Chlubiła się własną bezwzględnością i siłą.Była twarda.Teraz jednak błagała o darowanie życia i stwierdziła, że nie jest to trudne, kiedy w grę wchodzi tak wysoka stawkaDziwoląg zaczął obwąchiwać ją jak pies nową sukę.Jego szerokie nozdrza rozdały się i zadrgały, gdy prychnął z narastającym podnieceniem.Czuć dobra - powiedział dziwoląg.Liz zdziwiła się, że stwór potrafił mówić.Czuć kobieta - powiedział.W sercu Liz zatliła się iskierka nadziei.- Ładna - rzekł dziwoląg - Chcieć ładna.Mój Boże, pomyślała Liz, kompletnie oszołomiona.Czy właśnie o to mu chodzi? O seks? Czy tego pragnie? Czemu nie? Tak, do cholery, tak! Przecież dotychczas wszystkim chodziło tylko o jedno.To moja szansa.Moje wyjście.Jedyne wyjście.Stwór postąpił kolejny krok do przodu, unosząc jedną ze swych wielkich, szponiastych jak u drapieżnika łap.Delikatnie pogładził ją po twarzy.Usiłowała ukryć obrzydzenie.Ty.mnie lubisz, prawda? - zapytała.Ładna - odparł, uśmiechając się i ukazując krzywe, żółte zęby.Naprawdę mnie chcesz?Prawda zła - powiedział.- Może mogłabym być dla ciebie miła - rzuciła drżącym głosem, usilnie próbując wcielić się na powrót w rolę seksbomby, nimfomanki, kusicielki, rozrywkowej dziewczyny, laluni do wzięcia, której wizerunek szlifowała i polerowała jak deskę, dopóki nie stała się należycie gładka, pozbawiona wszelkich nierówności i drzazg.Złowieszcza dłoń zakończona długimi szponami zsunęła się po jej twarzy w dół i zatrzymała na wysokości piersi.- Tylko nie rób mi krzywdy, to może coś wspólnie wykombinujemy.Stwór oblizał czarne wargi.Język miał blady i cętkowany, nieludzki.Wsunąłjeden szpon pod jej podkoszulek i rozdarł na strzępy cienki materiał.Ostry jak brzytwa paznokieć wyorał długą, płytką bruzdę na jej prawej piersi.- Zaczekaj -powiedziała, krzywiąc się.- Zaczekaj chwileczkę.- W jej wnętrzu ponownie narastała panika.Stwór pchnął ją na buczącą maszynę.Liz skuliła się; usiłowała odepchnąć go od siebie, stwór jednak wydawał się odlany ze stali.Była wobec niego kompletnie bezsilna.Istota wydawała się znacznie bardziej podniecona nitką krwi, która zdobiła nagą pierś Liz, aniżeli jej nagością.Silnym szarpnięciem zdarła jej szorty.Liz krzyknęła.Dziwoląg wymierzył jej siarczysty policzek, niemal pozbawiając ją tym ciosem przytomności, po czym rozłożył Liz na ziemi.W minutę później dziewczyna poczuła, jak istota rozsuwa jej kolana i wchodzi w nią, a zaraz potem długie szpony stwora zaczęły rozszarpywać jej boki.Kiedy z wolna pogrążała się w chłodnej, zabarwionej na czerwono ciemności, zrozumiała, że seks rzeczywiście był odpowiedzią, zresztą tak jak zawsze.ale tym razem była to odpowiedź ostateczna.* * *Amy wydawało się, że słyszy krzyk Liz.Był to odległy dźwięk, krótki, ostry, przejmujący okrzyk grozy i bólu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl