,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pewno nie była to ściana budynku.Jeszcze nie wiedział, z jakiego rodzaju zjawiskiem ma do czynienia, ale nie była to z pewnością stała konstrukcja.Jego kroków nie powtarzało echo, które na pewno pojawiłoby się w każdym budynku.W żadnym pomieszczeniu nie widziałby delikatnego blasku świtu.Zatrzymał się.Nie chciał zapaść się w tę nagłą ciemność bez choćby mglistego pojęcia, czym była.Mogła przecież okazać się równie niebezpieczna jak jaskinie Irighi.Stał obserwując dokładnie przestrzeń.Mimo że nie mógł mieć przed sobą budynku, ciągle odnosił wrażenie, że to właśnie budynek.Dwa wielkie drzewa wyglądały jak kolumny podpierające portal.Poniżej grupa drzew rosła w takim układzie, że tworzyła coś na kształt ogromnej komnaty.Bardzo daleko, wewnątrz, połyskiwały słabe światełka.Droga zniknęła spod stóp Fentona czy raczej powróciła do pierwotnego kształtu i znów wyglądała jak ścieżynka wydeptana przez zające.Czyżby była przez chwilę w jego wyobraźni?Albo straciła powód do istnienia jako droga, kiedy już dotarłem do celu.Nagle pomiędzy dwoma kolumnopodobnymi drzewami zobaczył dwie smukłe sylwetki.Z dziecięcą, szaloną radością zdał sobie sprawę, że znowu jest w krainie Alfarów.Żaden inny lud nie miał tak smukłej i proporcjonalnej budowy, żaden tak delikatnie wydłużonych twarzy.U pasów mężczyzn były widoczne vrillowe miecze, jaśniejące zielonkawym światłem.Rozmawiali cicho w swojej dziwnej, śpiewnej mowie.Jeden z nich przerwał nagle i zwrócił swoje wielkie, złote oczy w kierunku Fentona.- Chyba coś słyszałem - powiedział.- To tylko cień.Dajesz się nabrać na cień? Żaden z żelazorów nie mógłby podejść tak blisko do tego miejsca, jest doskonale strzeżone - zauważył jego towarzysz.- A myślisz, że co robili Erril i Pani całą noc? Oddział żelazorów mógłby przechodzić w odległości strzału z łuku i nic by nie zauważyły.Tak doskonale zaklęte jest to miejsce.- Wszystko jedno.Nadmiar ostrożności nikomu jeszcze nie zaszkodził - odparł pierwszy.- Po co Findhal postawiłby nas na straży? Nie wiadomo, co szwenda się po świecie w dzisiejszych czasach.Nie obchodzi mnie, co tam wygadujesz, Rimal.Coś tu jest podejrzanego.Kiedy byłem mały, żelazory napadały na nas raz, może dwa razy w ciągu Zmiany.Teraz wdzierają się, kiedy chcą.Nie tylko w czasie zrównania dnia z nocą, kiedy Bramy są otwarte, ale zawsze, kiedy im się zachce.Coś się stało z Pieczęciami i Strażnikami.Przechodnie, Cienie, żelazory wchodzą i wychodzą, kiedy tylko mają na to ochotę.Kto sprawuje władzę myśli nad Domem na Rozstajach Światów, jeśli ciągle istnieje jakiś przeciek?- Zadajesz zbyt wiele pytań - rzekł drugi.- Wielcy tego ludu wiedzą, co robią i to nie powinno interesować nas, maluczkich.Naszym zadaniem jest strzec Pani, tak jak zwykle.- Nie masz racji - upierał się malkontent.- To jest również moja sprawa, że w wyniku czyjejś manipulacji Pieczęciami i Strażnikami mogę skończyć w żołądku Irighi.Przedmioty przemieszczają się, a znaków orientacyjnych nie ma już tam, gdzie zawsze tkwiły.Coś ci powiem, Rimal, nie dawniej niż wczoraj.- Cicho! - przerwał mu Rimal.Fenton zdał sobie sprawę, że ciekawość zaprowadziła go za daleko.Odwrócił się, żeby uciec, ale było już za późno.Poślizgnął się na gałązce i w tym momencie Rimal chwycił go za ramię.- A ty co tu robisz? Węszysz w ciemnościach jak szpieg? Chodź tu bliżej do światła, żebym mógł ci się przyjrzeć.Fenton pozwolił wlec się w stronę światła.Czuł, że uchwyt Rimala jest delikatny, i gdyby tylko chciał, mógłby przeniknąć przez jego ręce i uciec.Ale nie zrobił tego, gdyż obaj Alfarowie mieli przy sobie miecze, które mogły go zranić.Po trosze również dlatego, że mimo ich pogróżek, wcale nie bał się Alfarów.- Jeden z przeklętego rodu Pentarna - stwierdził Rimal z obrzydzeniem.- Ostatnim razem kiedy Irighi porwały Panią do jaskiń i była wtedy ranna, kilku z nich kręciło się wokół.- Ale ten nikogo nie skrzywdzi.Patrz, to Cień.Źle się dzieje na świecie, kiedy takie szumowiny pętają się po bezdrożach.Ty - zwrócił się do Fentona - co tutaj robisz?- Zobaczyłem ścieżkę i przyszedłem nią aż tutaj odpowiedział Fenton, a strażnicy przyjrzeli mu się uważnie.- Jeżeli ścieżka go tu przyprowadziła, to musi być jakiś powód, dla którego znalazł się u nas - uznał Rimal.Drugi potrząsnął głową i powiedział:- Nigdy nic nie wiadomo.Teraz szpiedzy docierają wszędzie.- Zaprowadźcie mnie do Kerridis albo do Findhala, oni mnie znają - odezwał się Fenton.- Bez wątpienia, ale Pani i Findhal wolą przebywać w towarzystwie lepszym niż twoje.- Zaprowadźcie mnie więc do Irielle.- Ha! Nie mówiłem! Nie można ufać nikomu z rodu Pentarna.Pani ma ciągle zbyt łagodne serce, i nie chce oddalić swego ulubionego podrzutka [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|