, Zimmer Bradley Marion Dom swiatow (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na pewno nie była to ściana budynku.Jeszcze nie wiedział, z ja­kiego rodzaju zjawiskiem ma do czynienia, ale nie była to z pewnością stała konstrukcja.Jego kroków nie po­wtarzało echo, które na pewno pojawiłoby się w każ­dym budynku.W żadnym pomieszczeniu nie widziałby delikatnego blasku świtu.Zatrzymał się.Nie chciał zapaść się w tę nagłą ciem­ność bez choćby mglistego pojęcia, czym była.Mogła przecież okazać się równie niebezpieczna jak jaskinie Irighi.Stał obserwując dokładnie przestrzeń.Mimo że nie mógł mieć przed sobą budynku, ciągle odnosił wra­żenie, że to właśnie budynek.Dwa wielkie drzewa wy­glądały jak kolumny podpierające portal.Poniżej grupa drzew rosła w takim układzie, że tworzyła coś na kształt ogromnej komnaty.Bardzo daleko, wewnątrz, połyski­wały słabe światełka.Droga zniknęła spod stóp Fento­na czy raczej powróciła do pierwotnego kształtu i znów wyglądała jak ścieżynka wydeptana przez zające.Czyż­by była przez chwilę w jego wyobraźni?Albo straciła powód do istnienia jako droga, kiedy już dotarłem do celu.Nagle pomiędzy dwoma kolumnopodobnymi drze­wami zobaczył dwie smukłe sylwetki.Z dziecięcą, sza­loną radością zdał sobie sprawę, że znowu jest w krainie Alfarów.Żaden inny lud nie miał tak smukłej i propor­cjonalnej budowy, żaden tak delikatnie wydłużonych twarzy.U pasów mężczyzn były widoczne vrillowe mie­cze, jaśniejące zielonkawym światłem.Rozmawiali ci­cho w swojej dziwnej, śpiewnej mowie.Jeden z nich przerwał nagle i zwrócił swoje wielkie, złote oczy w kie­runku Fentona.- Chyba coś słyszałem - powiedział.- To tylko cień.Dajesz się nabrać na cień? Żaden z żelazorów nie mógłby podejść tak blisko do tego miejsca, jest doskonale strzeżone - zauważył jego to­warzysz.- A myślisz, że co robili Erril i Pani całą noc? Oddział żelazorów mógłby przechodzić w odległości strzału z łuku i nic by nie zauważyły.Tak doskonale zaklęte jest to miejsce.- Wszystko jedno.Nadmiar ostrożności nikomu jeszcze nie zaszkodził - odparł pierwszy.- Po co Findhal postawiłby nas na straży? Nie wiadomo, co szwenda się po świecie w dzisiejszych czasach.Nie ob­chodzi mnie, co tam wygadujesz, Rimal.Coś tu jest podejrzanego.Kiedy byłem mały, żelazory napadały na nas raz, może dwa razy w ciągu Zmiany.Teraz wdzierają się, kiedy chcą.Nie tylko w czasie zrównania dnia z nocą, kiedy Bramy są otwarte, ale zawsze, kiedy im się zachce.Coś się stało z Pieczęciami i Strażnikami.Przechodnie, Cienie, żelazory wchodzą i wychodzą, kiedy tylko mają na to ochotę.Kto sprawuje władzę myśli nad Domem na Rozstajach Światów, jeśli ciągle istnieje jakiś przeciek?- Zadajesz zbyt wiele pytań - rzekł drugi.- Wiel­cy tego ludu wiedzą, co robią i to nie powinno interesować nas, maluczkich.Naszym zadaniem jest strzec Pani, tak jak zwykle.- Nie masz racji - upierał się malkontent.- To jest również moja sprawa, że w wyniku czyjejś manipulacji Pieczęciami i Strażnikami mogę skończyć w żołąd­ku Irighi.Przedmioty przemieszczają się, a znaków orientacyjnych nie ma już tam, gdzie zawsze tkwiły.Coś ci powiem, Rimal, nie dawniej niż wczoraj.- Cicho! - przerwał mu Rimal.Fenton zdał sobie sprawę, że ciekawość zaprowadziła go za daleko.Odwrócił się, żeby uciec, ale było już za późno.Poślizgnął się na gałązce i w tym momencie Ri­mal chwycił go za ramię.- A ty co tu robisz? Węszysz w ciemnościach jak szpieg? Chodź tu bliżej do światła, żebym mógł ci się przyjrzeć.Fenton pozwolił wlec się w stronę światła.Czuł, że uchwyt Rimala jest delikatny, i gdyby tylko chciał, mógłby przeniknąć przez jego ręce i uciec.Ale nie zro­bił tego, gdyż obaj Alfarowie mieli przy sobie miecze, które mogły go zranić.Po trosze również dlatego, że mimo ich pogróżek, wcale nie bał się Alfarów.- Jeden z przeklętego rodu Pentarna - stwierdził Rimal z obrzydzeniem.- Ostatnim razem kiedy Irighi porwały Panią do jaskiń i była wtedy ranna, kilku z nich kręciło się wokół.- Ale ten nikogo nie skrzywdzi.Patrz, to Cień.Źle się dzieje na świecie, kiedy takie szumowiny pętają się po bezdrożach.Ty - zwrócił się do Fentona - co tutaj robisz?- Zobaczyłem ścieżkę i przyszedłem nią aż tutaj ­odpowiedział Fenton, a strażnicy przyjrzeli mu się uważnie.- Jeżeli ścieżka go tu przyprowadziła, to musi być jakiś powód, dla którego znalazł się u nas - uznał Rimal.Drugi potrząsnął głową i powiedział:- Nigdy nic nie wiadomo.Teraz szpiedzy docierają wszędzie.- Zaprowadźcie mnie do Kerridis albo do Findhala, oni mnie znają - odezwał się Fenton.- Bez wątpienia, ale Pani i Findhal wolą przebywać w towarzystwie lepszym niż twoje.- Zaprowadźcie mnie więc do Irielle.- Ha! Nie mówiłem! Nie można ufać nikomu z ro­du Pentarna.Pani ma ciągle zbyt łagodne serce, i nie chce oddalić swego ulubionego podrzutka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl