, Zbojecka wyprawa Hodzy Nasredin Zdzislaw Nowak 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I właśnie wtenczas przystał do naszej kompanii.Na zawsze związał swój los z losem wol­nych synów gór Tien-szanu.Uzbeków, Tadżyków, Kirgizów.W ciszy, jaka zapanowała po słowach Jednookiego, słychać było tyl­ko pykanie dogasającego ogniska.- Aj, aj, zdaje się, że wiem, w jaki sposób zmusić Ałajarbeka, by porwał naszą złotonośną kokoszkę -wrzasnął nagle mędrzec bucharski i zwrócił się do naczelnika zbójców: - Każ przyjść tutaj najtęższemu z twoich ludzi.Pragnę mu się przypatrzyć.- Najtęższemu w ramionach? Najsilniejszemu?- Nie, nie.Najtęższemu nie w ramionach, lecz w pasie.Krótko mó­wiąc, najgrubszemu.Zaraz potem przy ognisku pojawił się tłuścioch grubszy od trzech be­czek łoju,- Przyjacielu, ten ci odpowiada?- Wcale niezły - Hodża Nasreddin obejrzał uważnie grubasa.- A nawet bardzo dobry.Trzeba go tylko stosownie ubrać.W szaty człeka prawdziwie zamożnego, aby nie wzbudził niczyich podejrzeń.Najlepiej w jedwabie przetykane złotą nicią.I koń pod nim musi być przedniej rasy.Wyszczotkowany i odkarmiony arab albo achałtekin.Trzy dni trwały przygotowania grubasa do wyprawy, o jakiej nie śni­ło się dotąd w górach Tien-szanu.Dobieranie wspaniałych szat, strzy­żenie i farbowanie wąsów oraz brody, nauka niełatwych zdań na pamięć wymagały wszakże niemało starania i czasu.Aż nadszedł dzień czwarty.Dla strażników Ałajarbeka nudzących się przy wejściu na mostek za­wieszony nad przepaścią bez dna dzień ten z początku nie różnił się ni­czym od poprzednich.Mało używany kubrak zdarty z pleców jakiegoś garncarza za prawo spaceru po kładce był jedyną zdobyczą od samego rana.Nic zatem dziwnego, że pojawienie się nowych podróżnych na ścieży­nie wielce uradowało zarówno starszego strażnika z capią bródką, jak i młodszego od niego wąsacza.Już z daleka widać bowiem było, iż zbliża­jący się nie należą do nędzarzy zapomnianych przez Allacha.Pierwszy jechał tłuścioch w atłasowych szatach kapiących od srebra, złota i świecących klejnotów.Gorącokrwisty dropiaty arab tańczący pod nim wart był z pewnością majątek.W odległości kilku kroków za wielmożą podążał jego krewniak lub pomocnik.Chudzielec w złoci­stym zawoju na głowie i w jedwabnym chałacie na ramionach.Ten do­siadał wesołego, o zaokrąglonych bokach osiołka.- Salam alejkum.Witaj, o dostojny wędrowcze, u przeprawy nad Diabelską Przepaścią - strażnik z kozim podbródkiem zatrzymał nadje­żdżających i wskazał uprzejmie na półmiski kopiaste od jadła.- Pan mój, czcigodny Ałajarbek, prosi cię, byś został jego gościem, chociaż przez pięć minut.Smakowite dania oczekują każdego, kto zechce prze­dostać się przez most na tamtą stronę.Przeprawa to trudna, niebezpie­czna.A z pełnymi kiszkami o odwagę łatwiej, co wie każde dziecko.- Wszyscy wiedzą, o mężny wojowniku, że zbytni pośpiech jest wy­mysłem szatana - odpowiedział mu równie grzecznie wielmoża, zezując łakomie w kierunku półmisków.- Gościnnego zaś gospodarza obrażać odmową nie wypada.Ciesz się zatem, szlachetny sługo szlachetnego pana, albowiem przyjmuję jego zaproszenie i zaraz spróbuję co nieco.Po tych słowach grubas zeskoczył z siodła ze zręcznością, o jaką nikt by go nie podejrzewał, usiadł wygodnie przed półmiskami i nie zwleka­jąc zabrał się do roboty.Słodziutkie rodzynki, chałwa wielu gatunków, pendżykencki rachat-łukum, placuszki z makiem, orzechy włoskie i migdały smażone na miodzie w błyskawicznym tempie poczęły znikać w jego brzuchu.A kiedy przypiął się do pękatego dzbana z różanym sorbetem, wkrótce nie pozostała na dnie ani kropelka.- Oho, zaraz widać, żeś prawdziwy bogacz - z uznaniem orzekła capia bródka, obserwująca uważnie tłuściocha czyniącego spustoszenie na półmiskach.- Biedacy zwykle zadowalają się garstką suszonych wi­nogron albo bryłką chałwy.I jeszcze łykiem herbaty.Bogacze żrą wszy­stko pełnymi garściami i na koniec stękają, że było to niezbyt smaczne [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl