,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszedł z tym wyrazem oficjal-nym i uroczystym, z jakim wchodził doń sekundant Dołochowa, a zamknąwszy za sobą drzwii przekonawszy się, że w pokoju prócz Pierre'a nie ma nikogo, zwrócił się do niego. Panie hrabio, przybyłem z poleceniem i propozycją oświadczył nie siadając. Osobi-stość bardzo wysoko postawiona w naszym bractwie zabiegała o to, żeby pan został przyjętydo stowarzyszenia przed terminem i zaproponowała mi, żebym został pańskim poręczycie-lem.Uważam za swój święty obowiązek spełnić wolę tej osoby.Czy życzysz sobie, paniehrabio, wstąpić za moją poręką do społeczności wolnych mularzy?Zimny i surowy ton człowieka, którego prawie zawsze widywał na balach uprzejmieuśmiechniętego, w towarzystwie najświetniejszych kobiet, zaskoczył Pierre'a. Tak, życzę sobie rzekł Pierre.Willarski pochylił głowę. Jeszcze jedno pytanie, panie hrabio powiedział na które, proszę, byś mi nie jakoprzyszły mason, ale jako uczciwy człowiek (galant homme) odpowiedział z całą szczerością:czyś się wyrzekł swych dawnych przekonań, czy wierzysz w Boga? Pierre zastanowił się. Tak.tak, wierzę w Boga oświadczył. W takim razie. zaczął Willarski, lecz Pierre przerwał mu: Tak, wierzę w Boga oświadczył jeszcze raz. W takim razie możemy jechać oznajmił Willarski. Moja kareta jest do pańskich usług.Przez całą drogę Willarski milczał.Na pytanie Pierre'a, co ma robić i jak odpowiadać,Willarski odrzekł tylko, że bracia godniejsi niż on doświadczą go, a Pierre'owi pozostaje tylkomówić prawdę.Wjechali w bramę dużego domu, w którym mieściła się loża, a przeszedłszy ciemnymischodami, weszli do niewielkiego, oświetlonego przedpokoju, gdzie bez pomocy służby zdjęlifutra.Stąd weszli do innego pokoju.Przy drzwiach ukazał się jakiś człowiek w dziwnymstroju.Willarski podszedł do niego, powiedział coś cicho po francusku i zbliżył się do niedu-żej szafy, w której Pierre zauważył ubrania, jakich jeszcze nie widział.Willarski wyjął z szafychusteczkę, zasłonił nią Pierre'owi oczy i zawiązał z tyłu na węzeł, przy czym boleśnie zagar-nął w węzeł jego włosy.Po czym nachylił go ku sobie, ucałował i wziąwszy za rękę gdzieśpoprowadził.Włosy zaciągnięte supłem sprawiały Pierre'owi ból, krzywił się więc i uśmie-chał, jakby czymś zawstydzony.Niepewnymi, bojazliwymi krokami posuwała się za Willar-skim jego ogromna postać ze spuszczonymi rękami, z twarzą skrzywioną i uśmiechającą się.Przeprowadziwszy go z dziesięć kroków Willarski zatrzymał się.302 Cokolwiek by się z panem stało oznajmił powinieneś wszystko znieść mężnie, jeśliśpostanowił wstąpić do naszej społeczności.(Pierre odpowiadał twierdząco pochyleniem gło-wy.) Kiedy usłyszy pan stukanie do drzwi, rozwiążesz sobie oczy dodał Willarski. %7łyczępanu męstwa i powodzenia. Uścisnąwszy Pierre'owi rękę Willarski wyszedł.Pozostawszy sam, Pierre wciąż jeszcze się uśmiechał.Ze dwa razy wzruszył ramionami,podnosił rękę do chusteczki, jak gdyby pragnął ją zdjąć, i znowu rękę opuszczał.Pięć minut,które przebył z zawiązanymi oczyma, wydały mu się godziną.Ręce mu zdrętwiały, nogi sięuginały, wydawało mu się, że jest zmęczony.Doznawał nader złożonych i różnorodnychuczuć.Czuł strach wobec tego, co ma się z nim stać a jeszcze bardziej, żeby nie zdradzić lęku.Ciekaw był dowiedzieć się, co się z nim stanie, co się przed nim odsłoni, przede wszystkimjednak cieszył się, że nadeszła chwila wejścia na drogę odrodzenia i życia czynnego, cnotli-wego, o jakim marzył od czasu spotkania się z Osipem Aleksiejewiczem.Rozległo się mocnestukanie do drzwi.Zdjął przepaskę i rozejrzał się wokół.W pokoju było czarno i ciemno: tyl-ko w jednym miejscu płonęła lampa w czymś białym.Podszedł bliżej i zobaczył, że lampastała na czarnym stole, na którym leżała otwarta księga.Była to Ewangelia; to białe, w czympłonęła lampa, było ludzką czaszką z jej otworami i zębami.Przeczytawszy pierwsze słowaEwangelii: Na początku było Słowo, a Słowo było u Boga , Pierre obszedł stół i zobaczyłdużą i otwartą skrzynię, czymś wypełnioną.Była to trumna z kośćmi.Bynajmniej nie zdzi-wiło go to, co ujrzał.Mając nadzieję rozpocząć całkiem nowe życie, całkiem różne od po-przedniego, spodziewał się, że wszystko będzie niezwykłe, jeszcze bardziej niezwykle niż to,co widział.Czaszka, trumna, Ewangelia wydawało mu się, że tego wszystkiego się spo-dziewał, a nawet spodziewał się jeszcze więcej.Rozglądając się dokoła starał się obudzić wsobie uczucie rozrzewnienia. Bóg, śmierć, miłość, braterstwo ludzi mówił sobie wiążąc ztymi słowami mętne, lecz radosne wyobrażenie czegoś.Drzwi się otworzyły i ktoś wszedł.Wsłabym świetle, do którego Pierre jednakże zdołał już przywyknąć, ukazał się niewysokiczłowiek.Człowiek ów, który widocznie ze światła wszedł w ciemność, zatrzymał się; potemostrożnymi krokami zbliżył się do stołu i położył na nim nieduże ręce w skórkowych ręka-wiczkach.w niewysoki człowiek miał na sobie biały skórzany fartuch, zasłaniający mu piersi iczęść nóg, na szyi coś w rodzaju naszyjnika, a spoza naszyjnika wystawał wysoki, biały ża-bot, otaczający jego podłużną twarz, oświetloną z dołu. Po coś tu przyszedł? zapytał przybysz, kiedy na szmer uczyniony przez Pierre'a zwróciłsię w jego stronę. Dlaczegoś tu przyszedł nie wierząc w prawdę światła i nie widząc światła,czego od nas żądasz? Najwyższej mądrości, cnoty, oświecenia?W tej chwili kiedy się drzwi otworzyły i wszedł nieznajomy człowiek, Pierre doznał po-dobnego uczucia lęku i czci, jakiego doznawał w dzieciństwie podczas spowiedzi: poczuł, żejest oko w oko z człowiekiem całkowicie obcym pod względem warunków życiowych, a jed-nocześnie bliskim ze względu na braterstwo ogólnoludzkie.Z biciem serca, zapierającymoddech, Pierre zbliżył się do retora (w masonerii tak nazywano brata, który przygotowywałpetenta do wstąpienia do społeczności).Kiedy Pierre podszedł bliżej, poznał w retorze zna-jomego, Smolaninowa, ale przykra była dlań myśl, że ten, który wszedł, był człowiekiemznajomym: przybyły był tylko bratem i cnotliwym nauczycielem.Pierre długo nie mógł wy-rzec słowa, toteż retor był zmuszony powtórzyć swe pytanie. Tak, ja.ja.pragnę się odrodzić wypowiedział z trudem Pierre. Dobrze oświadczył Smolaninow i natychmiast ciągnął dalej: Czy wyobrażasz sobie,jakimi sposobami nasz święty związek pomoże ci osiągnąć ten cel?. rzekł retor spokojnie iszybko. Ja.spodziewam się.kierunku.pomocy.w odrodzeniu się rzekł Pierre głosemdrżącym i z trudem znajdując słowa.Wynikało to i ze wzruszenia, i z braku przyzwyczajeniado mówienia po rosyjsku o rzeczach abstrakcyjnych.303 Jakie masz pojęcie o wolnomularstwie? Domyślam się, że wolnomularstwo to fraternit367 i równość między ludzmi mającymicnotliwe cele rzekł Pierre wstydząc się, w miarę gdy mówił, że jego słowa nie odpowiadająuroczystości chwili. Domyślam się. Dobrze oświadczył retor spiesznie, widać całkiem zadowolony z tej odpowiedzi.Czyś szukał kiedy w religii środków do osiągnięcia swego celu? Nie, uważałem ją za niesprawiedliwą i nie postępowałem według niej odpowiedziałPierre tak cicho, że retor nie usłyszał i zapytał go, co mówi. Byłem ateistą odpowiedziałPierre [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|