,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Samolot zadrżał.- Panie Rourke! - krzyknęła Mandy Richards.- To nie ja.To eksplozja na ziemi.- Rourke kontrolował maszynę i nabierał prędkości.- Niech pani ogłosi przez mikrofon, żeby wszyscy zajęli miejsca i zapięli pasy.Podejdziemy do góry, zanim ten wybuch nas ugotuje!Pani Richards wzięła mikrofon do ręki, po czym zapytała:- Czy to kolejna rakieta?- Nie, przelatywaliśmy właśnie nad rafinerią, która jak sądzę, wybuchła.- Kiedy kończył zdanie, samolot zatrząsł się ponownie.Rourke zacisnął pięści na drążkach i powiedział głośno.- Niech pani zrobi to, o co prosiłem.ROZDZIAŁ XXIVSarah Rourke przylgnęła do drzwi stodoły, w prawej ręce trzymając strzelbę, lewą obejmując dzieci.- Kto to, mamo? - szepnął Michael.- Cicho - rzuciła, obserwując podwórko pomiędzy domem i stodołą.Nieoczekiwanymi przybyszami byli czterej mężczyźni i kobieta.Wszyscy jeszcze przed trzydziestką.Stali wokół jednego z nowszych modeli minibusa, z rozbitym przednim zderzakiem.Mieli broń.Rozpoznała karabin, wojskowy M-16.Był podobny do tego, którego używał jej mąż.- Hej, tam w środku, cześć! - krzyknęła kobieta.Annie powiedziała do matki.- Mamo, ona krzyczała cześć - i zaczęła się śmiać.Zanim Sarah zdołała zakryć ręką usta dziewczynki, piątka na podwórzu już ją usłyszała.Kiedy Sarah zwróciła wzrok z powrotem na podwórko, ubyło dwóch mężczyzn.Pozostali dwaj patrzyli w jej kierunku.- Hej, jest tam kto?Jeśli krzyknie, bez względu na to, co im powie, zrozumieją, że nie ma z nią żadnego mężczyzny.A co jeśli nie odezwie się wcale?- Kto jest w stodole? - głos pytającego był coraz bardziej ostry i wściekły.- Ja.Jeden z nich zapytał.- Kim jesteś?- Jestem kobietą, mam broń.Zbliż się, to zobaczysz kim jestem.- Sarah była zdziwiona własnymi słowami.Nagle usłyszała głos za plecami.- Rzuć broń, albo zastrzelę dzieciaki.Odwróciła się na kolanach, wypuszczając z ramion syna i córkę.Lewą rękę oparła na strzelbie.Michael wstał na nogi.- Michael, zostań na miejscu! - krzyknęła.Mężczyzna, który z nią teraz rozmawiał, stał na poddaszu stodoły, trzymając w ręku wojskowy karabin.Za nim czaił się następny.- Rzuć strzelbę.Nie zrobimy ci krzywdy.Chyba, że zaczniesz strzelać.- Zostawcie mamę w spokoju! - krzyknął Michael, głosem jeszcze młodszym i bardziej niepozornym niż myślała Sarah.Usłyszała za sobą kroki.Potem kobiecy głos.- Otoczyliśmy cię.Rzuć broń i zjeżdżaj stąd.Z poczuciem gorzkiej klęski, Sarah wypuściła z rąk strzelbę.- W porządku - powiedział mężczyzna z poddasza.- Odsuń się od dzieciaków.- Nie.- Szybko, bo oberwą.Sarah spojrzała na niego.- Proszę, nie.- Nagle poczuła złość.Wiedziała, że John nie chciałby, żeby błagała tych ludzi o litość.Wiedziała, że tego nie zrobi.Zaczęła przesuwać się do drugiego końca stodoły, kącikiem oczu obserwując Michaela, który zrobił krok w kierunku bagaży.Nikt go nie widział.- W porządku, na ziemię - rozkazał mężczyzna z poddasza.- Co zamierzasz zrobić, Eddie? - zapytała kobieta.- Ugryźć sobie kawałek.Potem zobaczę.- Nie przy dzieciach, Eddie!- Dlaczego? Może im się spodoba.- Sarah patrzyła mu w oczy.- Dobra, na kolana.- Uklękła, ze wzrokiem wciąż utkwionym w napastniku, który schodził teraz po drabinie.Michaela straciła z oczu, ale w rogu stodoły, jakieś trzy metry od niej, dostrzegła widły.- W porządku, Eddie, ja, Pete i Al idziemy sprawdzić dom.Sarah widziała odchodzących mężczyzn i kobietę.Potem ponownie spojrzała przed siebie.Człowiek z karabinem zszedł już z drabiny i zbliżał się do niej.- Dawno nikt mi nie obciągał fiuta.Może zaczniemy od tego.Zostań na kolanach, bo oberwą dzieciaki.- Mężczyzna podszedł do niej, ale jej wzrok wędrował gdzie indziej, ku widłom.Kiedy podniosła głowę, aby spojrzeć na jego twarz, krzyknął: - Cholera.- i upadł na nią.Sarah zaczęła odpychać od siebie ciało, niemal całkowicie ją przykrywające.W prawym boku mężczyzny zobaczyła wbity po rękojeść nóż.Ten, który zabrała z kuchni.Chwilę później, miejsce napastnika zajął Michael.- Weź pistolet taty, mamo! - krzyknął.Sarah wyciągnęła dłoń.Trup wciąż unieruchamiał jej nogi.Spojrzała na poddasze.Drugi mężczyzna był już na drabinie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|