, Wiatrowski Henryk Rycerz Swiatlosci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Choroba owa wytrzebiła ich co do nogi.Ostatnim z tych, co pożegnali świat, był władca Colden Sprawiedliwy.Zamykając na zawsze oczy, przepowiedział nadejście wspaniałych istot, które odmienia.życie na planecie.Przepowiednia spełniła się po jedenastu latach.Z Wyspy Słonecznej, leżącej wśród bezmiaru wód Oceanu Szczęścia, przybyli szlachetni Lorengodowie, których mądrość i dobroć należy postawić sobie jako wzór do naśladowania.Lorengodowie osiągnęli stan długowieczności.Swą cichą łagodnością sprawili, że na Aur zgasło wszelkie zło.Mając na uwadze przyszłość wszystkich ras i ludów, wybudowali pod powierzchnią globu ogromne miasta, zdolne spełniać wiele pragnień tych, którzy tam zawitają.Miasta same potrafią wydłużać istnienie w nieskończoność.Z Lorengodów w prostej linii wywodzą się Vitarowie - Dzieci Światła.Vitarowie zakończyli Okres Wielkich Przemian.Stanowiąc jakoby sumę nieustannej mieszaniny ras, zebrali całe dziedzictwo poprzednich pokoleń i postanowili przyswoić sobie z niego wszystko to, co było w nim dobre.Tak zrodziła się jedyna w swoim rodzaju cywilizacja, której obce były strach i nienawiść, wojny i niesprawiedliwość, głód i choroby.Przez wiele lat Vitarowie rozwijali i porządkowali swoją wiedzę, doskonalili swój sposób życia, wyrzucali zeń wszelkie zło.W ten sposób doszli do stanu równowagi, który miał się utrzymać przez tysiąclecia.Gdy przekonali się, że jest to jedyny możliwy i naturalny stan egzystencji, zapragnęli przenieść swoje doświadczenia na inne planety.Docierali do różnych miejsc.Byli wszędzie tam, gdzie krzewiło się życie.W mgnieniu oka pokonywali pustkę kosmiczną, tak jakby setki, tysiące i dziesiątki tysięcy lat świetlnych odległości nie istniały.Osiadali na tych globach i przybierali różną postać, by w osamotnieniu toczyć walkę o szczęście obcych im istot.Wśród wrogiej przyrody, gdzie każdy dzień krył w sobie niebezpieczeństwo, a każda noc niosła jeszcze gorsze groźby, tłumili własny lęk i odsłaniali tajniki najprostszej wiedzy, by choć trochę ulżyć doli przerażonych półzwierząt.W ich mrocznych i bezwzględnych umysłach, którymi wciąż jeszcze władały impulsy instynktów - próbowali rozniecić iskierki wiary, miłości i nadziei.Właśnie do Vitarów, klęcząc, zwracali się w bełkotliwej mowie o pomoc członkowie hordy; ich to, ze łzami w oczach, błagano o pozostanie na planecie, gdy chcieli już odejść.I pozostawali.Pod świecącymi zimno księżycami, wśród rozgwieżdżonych nocy głęboko w myślach ukrywali przejmujące uczucie nostalgii za Aur.Byli na Kanopie, na Etleem, na Seunie, na Mogorze, na Transji, na Venei, na Lyn, na Ireonie, na Holdii, na Jurr, na Xevii, na Ziemi.Tak, byli na Ziemi, nieomal od zarania człowieczych dziejów.Prowadzili niezgrabne, przygarbione małpoludy do jaskiń, uczyli je krzesać ogień, polować i dzielić sprawiedliwie upolowaną zdobycz.Ratowali je od katastrof, wraz z nimi robili pierwsze prymitywne narzędzia, powtarzali pierwsze sylaby - wrr, krra, auu, norr, yll - zaczątki mowy ludzkiej.Tłumaczyli im cały ład i porządek panujący w naturze, próbowali obudzić wyobraźnię, dać do zrozumienia, że życie nie ogranicza się tylko do jedzenia, kopulacji i wydawania na świat potomstwa.Trzymając ich sztywne, nawykłe dotąd do zabijania ręce - uczyli, jak prowadzić odłamkiem węgla drzewnego po ścianie skalnej, by z czarnych linii zrodziło się coś więcej niż chaotyczne gryzmoły.Powstawały na ścianach fragmenty wizerunków, a z tych fragmentów wyobrażenie świata, w którym żyła horda.Ci pierwsi artyści, gdy rysunek był już gotów, uderzali długimi rękoma po udach, cmokali z zachwytu i zwoływali resztę, by go oglądała.Wtedy jeszcze Vitarowie wierzyli, że mogą ukształtować świat według własnych wzorów.Jakże byli rozczarowani ci, którzy przybyli na Ziemię wiele tysiącleci później.Zło jak wezbrana rzeka opływało glob, siejąc zniszczenie, strach i nienawiść.Bogowie zabijali bogów, królowie królów, brat podnosił rękę na brata, przyjaciel na przyjaciela, dzieci na swych ojców, a ojcowie na swoje dzieci.Zdegenerowana rasa żyła krótko, nie zaznając spokoju wśród rozpaczliwego pośpiechu uciekających dni i nocy.Vitarowie próbowali to odmienić.Zdani jednak na samotną walkę, przegrywali.Prześladowano ich, torturowano, zabijano.Podobnie było na wielu innych planetach, a na niektórych jeszcze gorzej.A później przyszła porażka groźniejsza od wszystkich dotąd zło dosięgło samej Aur.Prawdziwe nieszczęścia Vitarów zaczęły się od momentu, gdy ich wysłannik dotarł do planety Guor.Glob ten krążył wokół dogorywającej gwiazdy i pogrążony był w odwiecznych mrokach.Czerwony karzeł emitował energię jedynie w paśmie pod­czerwonym, ale równocześnie stanowił źródło tajemniczych promieni Q, dzięki którym mogło istnieć życie na planecie.Ciemność była żywiołem jej mieszkańców, światło niosło im śmierć.Surowe i ponure środowisko miało swój wpływ na rozwój osobowości żyjących na Guor istot.Ich egzystencją kierowały twarde, bezwzględne prawa.Byli zimni i okrutni, zaborczy i egoistyczni, nienawidzili świata, który pełen był zabójczej energii świetlnej.Należało go zniszczyć - ta idea wżarła się w ich umysły, trawiła je i pogrążała w szaleństwie.Stała się głównym celem istnienia, któremu podporządkowali wszelkie wysiłki.Przybycie Vitara uznali za początek nowej ery.Zabijając go, zabijali wszystko to, do czego czuli wstręt i pogardę; a równocześnie rzucali wyzwanie odległym gwiazdom.Jednak, zanim zabili w nim życie, torturowali długo, by wydobyć potrzebne informacje.Potem przez wiele lat budowali statki kosmiczne i okrywali je odpowiednimi osłonami, które miały chronić przed światłem.A gdy dzieło dobiegło końca, znów wiele lat lecieli przez pustkę kosmiczną, by dotrzeć do Planety Wiecznego Dnia.Wciąż podsycana nienawiść dodawała im sił.Ci, którzy pozostali na Guor, budowali następne statki i odlatywali na poszukiwanie innych globów.Synowie Ciemności wyruszyli na podbój wszechświata.Towarzyszył im mrok, pustka i chłód, które tak bardzo lubili [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl