, Zakochany golem Anthony Piers 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Bierzwiosła i płyń.Nie mogę - odpowiedziała płaczliwie Rapunzel.- SłodkaMateczka nie pozwoliła mi.Przecież wiesz, że ona nie jest do ciebie przyjaźnie nastawio­na - przypomniał jej golem.- Chce tylko wykorzystać twe ciało.Wiem.Ale jakoś nie jestem w stanie się jej sprzeciwić.To jedynaosoba, jaką znam.Grandy stwierdził, że ma do czynienia z nadzwyczaj lojalną osóbką.Rapunzel, choć znała już całą prawdę, po prostu nie potrafiła : postąpić inaczej.Nie potrafiła zdradzić kogoś, z kun przebywała od i najmłodszych lat.Tymczasem Wiedźma wdrapała się na okno.- Teraz spuści się w dół po włosach, wtargnie do łodzi, wyrzuci]mnie i Chrapusia za burtę, a dziewczynę zabierze z powrotem dójkomnaty na szczycie Wieży z Kości Słoniowej.A gdy znów ją uwięzi, jbędzie miała wystarczająco dużo czasu, aby jej wmówić, że to, co się jprzydarzyło, to tylko zły sen i w końcu oczywiście zagarnie jej ciało.\Muszę coś zrobić! - postanowił golem.- Ale co?Był za mały, by poruszyć wielkim wiosłem.- Chrapusiu.- szepnął.- Czy dałbyś radę.?Nagle zaświecił księżyc i mały Potwór wsunął się głębiej pod ławkę.| Było za jasno.Nie mógł pomóc golemowi.Grandy spojrzał w górę.Wysoko nad rozkołysanym morzem! ujrzał małą chmrukę.To właśnie ona przesunęła się nieco w bok, i odsłaniając lico księżyca i zgadzając się na to, by świecił tak jasno, jak J tylko może.- Czyżby to był czysty przypadek? - pomyślał.- Ta chmurka!kogoś mi przypomina.Czy to nie Cumulo Fracto Nimbus? To by do!niego pasowało! Gdyby nadarzyła się taka okazja, zachowałbym sieidokładnie tak samo.Ale może mógłbym wykorzystać tę na pozór złą jsytuację? Gdyby tak udało mi się rozpętać wichurę.Wiedział, że Fracto łatwo wpada w złość.Postanowił go sprowo-1 kować.- Hej, Fracto! - zawołał.- Gdzieś tu przywędrował? To tak ]daleko od domu! Lepiej wracaj na ląd.Tam jest bezpiecznie!Chmura nadęła się.- No, w porządku.To na pewno jest Fracto - szepnął golem.Wiedźma zaczęła zsuwać się w dół.Była coraz bliżej.- Fracto! Jesteś tylko marnym worem wiatrów! - krzyknął jgolem.- Po tej burzy nad Rozpadliną już nic z ciebie nie zostało!Teraz nie stać by cię było nawet na mały sztorm.Już byś nie ocalił swej mglistej skóry.Chmura złowieszczo parsknęła.Błysnęła niewielka, próbna bły­skawica i rozległ się grzmot.- Chyba żartujesz? Nie ze mną takie numery, chmurko-gburko! -wrzasnął Grandy.- Jesteś mizernym, wacianym, nadętym, terko-czącym, obrażalskim obłoczkiem.To jedyne, co potrafisz.Nie masznawet w sobie dość siły, by dmuchnąć w tę Wieżę z Kości Sło­niowej.Chmura nadęła się, zawzięła się i dmuchnęła w stronę Wieży.- Ojej! - zawyła Hag.- Hej, ty tam, ty mokre, wstrętne zero,uważaj trochę na to, co robisz!Urażony Fracto dmuchnął znowu.Tym razem mocniej.Wiedźma zaczęła się huśtać na włosach, raz po raz uderzając o ściany.Po­konała dopiero jedną czwartą odległości.Wiatr wiał nadal, utrud­niając jej zsuwanie się w dół.Grundy'emu nagle coś przyszło do głowy.- Odczep się od mojej wstrętnej przyjaciółki - zawołał.Teraz Fracto oczywiście myślał tylko o tym, jak dopiec Hag.Zbliżył się do Wieży i zesłał w dół strumień deszczu.Wynoś się stąd, ty tępy, pusty tumanie pary! - zaskrzeczałarozwścieczona starucha.Nimbolus-kalafiorus! - dorzucił Grandy.- Rób, co ci tadama każe!Chmura rozzłościła się na dobre.Nadęła się, powiększając trzy­krotnie swe rozmiary i błysnęła, celując swe pioruny prosto w Wieżę.Wiedźma widząc, co się święci, zaczęła szybko wdrapywać się z powrotem do góry, by jak najprędzej znaleźć się znów w zacisznej komnacie.Najwidoczniej nie chciała, by burza złapała ją w pół drogi.Ale Fracto od razu zorientował się, w czym rzecz.Sypnął marznącym deszczem.Drobne kawałki lodu uderzyły o Wieżę.Były jednak małe, więc nie mogły na tyle pokryć włosów, by palce jędzy poczęły się ślizgać.- A widzisz! - dociął mu Grandy.- Powinieneś się nazywaćOgórulus-Fractulus-Nibyculus!Powietrze przeszyła błyskawica.Uderzyła w Wieżę.Lecz ta była głucha na wszelkie działania z zewnątrz.Stała nieporuszona.Hag wczołgała się do komnaty, obróciła się i zaczęła chmurze grozić pięścią.- Powiem ptakowi-olbrzymowi, by podarł cię na strzępy - za­rechotała.Tymczasem chmura nie tylko odpędziła wstrętną Wiedźmę, lecz także przysłoniła jaskrawe światło księżyca.Chrapusiu! Do dzieła! - zawołał golem.Rapunzel klasnęła w dłonie.- Grandy, jesteś taki mądry! - wykrzyknęła.Nie odpowiedział.Dziewczyna na szczęście otrząsnęła się z letargu.- Gdybym tylko dał radę zabrać ją w jakieś bezpieczne miejsce,nim ta Wiedźma zorientuje się, o co tu chodzi - westchnął.Chrapuś chwycił za wiosła.Próbował płynąć, lecz łódź stała w miejscu.Była przymocowana do brzegu.- Odwiąż ją! - wrzasnął Grandy.Sam był za mały, by rozsupłaćolbrzymi węzeł.Zwrócił się do Chrapusia, lecz jego polecenie wykonała dziew­czyna.- Zrobione! - odpowiedziała władczemu głosowi, nie zwróciw­szy uwagi na jego ton.Wypłynęli na pełne morze.Burza rozszalała się na dobre.Grad z pluskiem wpadał do wody.- Właź pod ławkę! - rozkazał Grandy, obawiając się, że lóduderzy w Rapunzel.Rapunzel przybrała rozmiar golema i wbiegła pod ławkę.Chrapuś odrzucił wiosła i też ukrył się pod siedzeniem.Po chwili dołączył do nich Grandy, gdyż grad zaczął walić o pokład, fale zaś były tak wielkie, że i tak nie dało się wiosłować.Tak prawdę mówiąc, fale były o wiele za duże.Łódź unosiła się to w górę, to w dół, tańcząc jakiś karkołomny taniec.Woda zaczęła wlewać się do środka.- Utoniemy - jęknęła Rapunzel.Grandy dobrze wiedział, że to on rozpętał tę burzę.Zrobił to po to, by powstrzymać pościg.Teraz jednak i oni sami nie byli w stanie posuwać się naprzód.A może by tak zawezwać na pomoc Morskiego Potwora -powiedział.Powinien tu gdzieś być.Jeśli tylko znajdujemy się z dala odWieży, może nas wyłowić.Grandy wdrapał się na ławkę.Uważaj! - krzyknęła dziewczyna.Co ma być, to będzie-ponuro odrzekł Grandy i odszedł na bok.Jesteś taki dzielny!Dzielny? Jestem przerażony.Mówił prawdę.Jednak nie miał innego wyjścia.Musiał robić to, co robił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl