, Sienkiewicz Henryk Ogniem i mieczem 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Jak nie mam całować - odpowiedział rycerz - gdy mi miód nietak słodki, jako usta twoje? Myślałem też, że już mi uschnąćprzyjdzie bez ciebie, aż mnie sam książę tu wyprawił.- To książę wie?- Powiedziałem mu wszystko.A on jeszcze rad był, na kniaziaWasyla wspomniawszy.Ej, chybaś ty mi co zadała, dziewczyno,że już i świata za tobą nie widzę!- Aaska to boża takie zaślepienie twoje.- A pamiętasz jeno ten omen, który raróg uczynił, gdy nam ręceku sobie ciągnął.Znać było już przeznaczenie.- Pamiętam.- Jakem też od tęskności chodził w Aubniach na Sołonicę, tom cięHenryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem 107tak prawie, jako żywą, widywał, a com wyciągnął ręce, toś nikła.Ale mi więcej nie umkniesz, gdyż tak myślę, że nic nam już niestanie na wstręcie.- Jeśli co stanie, to nie wola moja.- Powiedzże mi jeszcze raz, że mnie miłujesz.Helena spuściła oczy, ale odrzekła z powagą i wyraznie:- Jako nikogo w świecie.- %7łeby mnie kto złotem i dostojeństwy obsypał, wolałbym takiesłowa twoje, bo czuję, że prawdę mówisz, choć sam nie wiem,czym na takowe dobrodziejstwa od ciebie zarobić mogłem.- Boś miał litość dla mnie, boś mnie przygarnął i ujmował się zamną, i takimi słowy do mnie mówił, jakich wprzódy nigdy niesłyszałam.Helena zamilkła ze wzruszenia, a porucznik począł na nowocałować jej ręce.- Panią mi będziesz, nie żoną - rzekł.I przez chwilę milczeli, tylko on wzroku z niej nie spuszczał chcącsobie długie niewidzenie nagrodzić.Wydała mu się jeszczepiękniejszą niż dawniej.Jakoż w tej ciemnawej świetlicy, w grzepromieni słonecznych rozłamujących się w tęczę na szklanychgomółkach okien, wyglądała jak owe obrazy świętych dziewic wmrocznych kościelnych kaplicach.A jednocześnie biło od niejtakie ciepło i życie, tyle rozkosznych niewieścich ponęt i urokówmalowało się w twarzy i całej postaci, że można było głowęstracić, rozkochać się na śmierć, a kochać na wieczność.- Od twojej gładkości chyba mi oślepnąć przyjdzie! - rzekłnamiestnik.Białe ząbki kniaziówny wesoło błysnęły w uśmiechu.- Pewnie panna Anna Borzobohata ode mnie stokroć gładsza!- Tak jej do ciebie, jako właśnie cynowej misie do miesiąca.- A mnie imć Rzędzian co innego powiadał.- Imć Rzędzian wart w gębę.Co mnie tam po onej pannie! Niechinne pszczoły z tego kwiatu miód biorą, a jest ich tam niemało.Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem 108Dalszą rozmowę przerwało wejście starego Czechły, którenprzyszedł witać namiestnika.Uważał go on już za swegoprzyszłego pana, więc kłaniał mu się od proga, oddając muwschodnim obyczajem salamy.- No, stary Czechły, wezmę i ciebie z panienką.Już też jej służdo śmierci.- Niedługo jej czekać, wasza miłość, ale póki życia, póty służby.Bóg jeden!- Za jaki miesiąc, gdy z Siczy wrócę, ruszymy do Aubniów - rzekłnamiestnik zwracając się do Heleny - a tam ksiądz Muchowieckize stułą czeka.Helena przestraszyła się:- To ty na Sicz jedziesz?- Książę posyła z listami.Aleć się nie bój.Osoba posła i u poganświęta.Ciebie zaś z kniahinią wyprawiłbym choć zaraz doAubniów, jeno drogi straszne.Sam widziałem - i koniem niebardzo przejedzie.- A długo w Rozłogach zostaniesz?- Dziś jeszcze na wieczór do Czehryna ruszam.Prędzej pożegnam,prędzej powitam.Zresztą służba książęca: nie mój czas, nie mojawola.- Proszę na posiłek, jeśli amorów i gruchania dosyć - rzekławchodząc kniahini.- Ho! ho! policzki ma dziewczyna czerwone,snadz nie próżnowałeś, panie kawalerze! No, ale się wam niedziwię.To rzekłszy poklepała łaskawie Helenę po ramieniu i poszli naobiad.Kniahini była w doskonałym humorze.Bohuna odżałowała jużdawno, a teraz wszystko składało się tak dzięki hojnościnamiestnika, że Rozłogi  cum boris, lasis, graniciebus et coloniismogła już uważać za swoje i swoich synów.A były to przecie dobra niemałe.Namiestnik wypytywał o kniaziów, czy prędko wrócą.Henryk Sienkiewicz Ogniem i mieczem 109- Lada dzień się już ich spodziewam.Gniewno im było z początkuna waćpana, ale potem, zważywszy twoje postępki, bardzo cięjako przyszłego krewniaka polubili, bo prawią, że takiej fantazjikawalera trudno już w dzisiejszych miękkich czasach znalezć.Po skończonym obiedzie namiestnik z Heleną wyszli do saduwiśniowego, który tuż do fosy za majdanem przytykał.Sad był,jako śniegiem, wczesnym kwieciem obsypany, za sadem czerniaładąbrowa, w której kukała kukułka.- Na szczęśliwą to nam wróżbę - rzekł pan Skrzetuski - ale trzebasię popytać.I zwróciwszy się ku dąbrowie pytał:- Zazulu niebożę, a ile lat będziem żyć w stadle z tą oto panną?Kukułka poczęła kukać i kukać.Naliczyli pięćdziesiąt i więcej.- Dajże tak, Boże!- Zazule zawsze prawdę mówią - zauważyła Helena.- A kiedy tak, to jeszcze będę pytał! - rzekł rozochoconynamiestnik.I pytał:- Zazulu niebożę, a siła mieć będziem chłopczysków?Kukułka, jakby zamówiona, zaraz poczęła odpowiadać i wykukałani mniej, ni więcej, jak dwanaście.Pan Skrzetuski nie posiadał się z radości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl