, Watson Ian Lowca Smierci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.O ile zamysły Weinbergera spalą na panewce, umierający człowiek odarty54 zostanie ze swych absurdalnych fantazji, co w ostatecznym rozrachunku okaże się dlańzbawienne.Tak więc Jim wcale nie oszukiwał Menottiego określając całą sprawę jakorodzaj eksperymentalnej terapii. Co to znaczy:  nie umierając naprawdę ? To dotyczy grozby związanej z mimikrą śmierci  odparł pogodnie, choć pogo-da była czymś absolutnie przeciwnym temu, co czuł naprawdę. Straciłem w Grac-chus najlepszego przyjaciela.Nazywał się Mike Mullen.Też symulował śmierć: niezbytmądrze, ale za to skutecznie.Umarł.To był rzeczywisty powód przerwania przez Domw Gracchus studiów nad życiem pozagrobowym.Dlatego też zostałem przeniesiony doEgremont. Kolego, ja nie umrę.A jeżeli nawet, to nie w tym łożu.O nie!  Weinberger pocią-gnął silnie Jima za łokieć, obracając go w swoją stronę.Spojrzał mu uważnie w oczy: Zdaję sobie sprawę, jak ci zależy na tym, bym nie umarł przed wyznaczonym ter-minem.Puszczając rękę Jima dotknął dzwigni na konsoli aparatury medycznej.Igła strzy-kawki ze środkiem pobudzającym drgnęła kierując swe ostrze do wnętrza klatki.Nienapotykając jednak ludzkiego ciała na swej drodze, cofnęła się nie wystrzeliwując daw-ki narkotyku.Weinberger zatarł ręce. Dobry sprzęt  pochwalił. A dzięki tym twoim dodatkom jest lepszy odwszystkiego, co sam obmyśliłem i zbudowałem.Miałeś rację: eksperyment u mnie wdomu byłby bardzo ryzykowny  chociaż miałbym pomocnika.Mojego kumpla.Po tozresztą jest ten peryskop.Lecz nie sądzę, by tak naprawdę człowiek ten przydałby mi sięna coś.Fachowiec, to co innego. urwał uśmiechając się. A swoją drogą to niezwykłe, że Zmierć zostanie pochwycone i zniszczone w swo-im własnym Domu  dodał na koniec.Biedny człowiek, pomyślał Jim.Biedny, otumaniony człowiek.Ale w końcu w tymswoim wodnym łożu nauczy się żeglować po bezkresnym, wiekuistym oceanie jedno-ści.Jim odprowadził Weinbergera do jego pokoju, po czym odszedł, by złożyć wizyty in-nym klientom, których miał poprowadzić. XSally Costello była dobrze zbudowaną dziewczyną o ciemnych, kręconych włosachspływających połyskliwą falą na ramiona.Ubierała się nieodmiennie w luzne, skrojo-ne w tunikę sukienki z odkrytymi aż po barki ramionami.Na jej ramionach lśniło kil-ka bransolet opinających wstęgami ciało.Miała pyzate jak księżyc oblicze ze śladami poospie, przykrytymi zawsze grubą warstwą pudru.Jej twarz kojarzyła się Jimowi wła-śnie z Księżycem o zrytej kraterami powierzchni pokrytej grubą warstwą pyłu.O samejSally Costello jednak trudno byłoby powiedzieć, że jak Księżyc, miała coś wspólnego zmartwotą: za wyjątkiem oczywiście charakteru jej pracy u boku doktora Menottiego.Sally promieniowała zawsze energią i życiem.Jej oczy lśniły, suknia powiewała, ciem-ne loki wirowały wokół twarzy.Wraz z doktorem Menottim stanowili wyśmienity duet,niczym wyjęty z opery.Z charakteru przypominała nieco Mary-Ann Szczepanski, leczbyła dużo młodsza i pełniejsza.Stała właśnie przy konsoli aparatury medycznej muskając palcami przełączniki,dzwignie i tastery, jak muzyk, który nie zna instrumentu, dopóki nie dotknie osobiściestrun czy klawiszy.Spojrzała na ściany otaczające złotą klatkę i rozpromieniła się.To pułapka na myszy, myślał Jim.Pułapka na myszy z Weinbergerem w środku jakoprzynętą dla Zmierci, kawałkiem syntetycznego gorgonzoli*, którego woni jednak aniJim, ani Sally Costello nie będą w stanie wyczuć. Przynęta ubrana była w szorty i siatkowy podkoszulek.Przebranie to ułatwić miałopracę czujnikom aparatury czuwającej nad aktualnym stanem pacjenta.W tym swoimrynsztunku Weinberger sprawiał wrażenie raczej wygłodzonego sprintera niż naukow-ca.Stał, wymachując ramionami, jakby chciał się rozgrzać. Zaczynajmy  przerwał milczenie Jim odciągając szklaną ścianę z drzwi klatki.Otworzył je.Weinberger bez chwili namysłu wpełzł do środka, uważając jednocześnie, by nie po-plątać cieniutkich i delikatnych niczym pajęczyna przewodów oplątujących ramę klatki.*Gatunek ostrego sera56 Wyciągnął swe chude ciało na materacu i sięgnął po kask naciągając go na głowę.Podwpływem jego ruchów łoże jakiś czas leniwie falowało. Dobrych łowów, Nathan!Weinberger skinął głową, ułożył się wygodniej i zamknął oczy.Jim zamknął drzwiklatki pozłacanym kluczykiem, który Weinberger osobiście zaprojektował i wykonał, poczym zawiesił go na cieniutkim łańcuszku na szyi.Zatrzasnął szklaną płytę.Rozległ się delikatny szum prądu, który po włączeniu zasilania zaczął płynąć przezelektroniczne obwody urządzenia. Działa cyrkulacja powietrza , szepnął do siebie Jim. Wygląda jak strach na wróble udający Królewnę Znieżkę  parsknęła stłumio-nym śmiechem Sally Costello, gdy Weinberger nie mógł już jej słyszeć. Tylko gdzieto zatrute jabłko? Wszędzie.W jego jelitach, w wątrobie, w śledzionie.Metastaza. Też tak myślę  mruknęła skupiając uwagę na czytniku impulsów funkcji wital-nych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl