,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Przysięgniesz mi? -Tak!Podeszła bliżej.- Już raz przysięgałeś wyszeptała tak cicho, że Ullen ledwie jąusłyszał.-Nie. Jego pełne rozpaczy spojrzenie niepowstrzymanieprzyciągał panujący na zewnątrz tumult, wrzaski i krzyki rannych.-Błagam! Dla moich ludzi! Tak, przysięgam!- Swe życie? Posłuszeństwo? -Tak! Przysięgam.Twarz Laseen nie wyrażała żadnych uczuć, choć bruzdy wokół jejwąskich ust pogłębiły się znacznie.Ullen nie zauważył innej reakcji.-Zgoda, Urko.Przyjmuję.- Spojrzała na kapitana dowodzącegotowarzyszącym jej oddziałem.- Wyślij pięść D'Ebbina z setką ciężkiejpiechoty.- Tak jest - odparł, salutując.- Ja miałem dowodzić! - sprzeciwił się Urko.- Na to się nie zgodziłam warknęła Laseen.- Mam rację? Urkoporuszył szczękami, zastanawiając się, co odpowiedzieć.- Masz - przyznał wreszcie z niechęcią.- Idz do nich przemówić.- Tak jest.Uniósł rękę w powolnym salucie.Laseen skinęła głową do swoich ludzi, którzy go przepuścili.Pojawił się oddział konnicy dowodzony przez Korbolo Doma.Miecz Imperium obrzucił spojrzeniem wozy i rozdawanie broni, apotem potrząsnął głową.- To nic nie da.- Nieważne odparła Laseen.- To tylko bezużyteczny gest.Jadę po jego głowę!Włożył hełm i popędził konia kopniakiem.Oddział podążył za nim.- Niech ci Oponn towarzyszą - zawołała za nim cesarzowa.Ullenzwrócił się w stronę V'thella.Dowódca Moranthów anina moment nie odrywał spojrzenia od barykady.- Nadal walczą - zauważył ze zdziwieniem.- Mimo wszystko.Wiedzą, że to dla nich jedyna nadzieja.- Mogą uciec.- Nie.Bezradni cywile mogliby to zrobić, ale wasi żołnierzewiedzą, że ich siła leży w zwartym szyku.W grupie.Pod tymwzględem przypominacie Moranthów.To jeden z powodów naszegosojuszu.Ullenowi nasunęła się myśl, że w najbardziej nieoczekiwanymmomencie można się dowiedzieć zdumiewających rzeczy.- Nie wiedziałem o tym.Hełm V'thella zwrócił się w jego stronę.- Myślę, że bardzo niewielu wie.- Błagałem cesarzową o wycieczkę i zgodziła się! ryknął Urko,stając przy barykadzie.- Nadciąga odsiecz! Imperialna piechota! Ma zazadanie was bronić i walczyć u waszego boku! Uhonorujcie to!Słyszycie? Uhonorujcie to!Do najbliższej bramy podbiegła kolumna ciężkiej piechoty.Cesarzowa zdążyła już zebrać ludzi.Ullen mógł tylko potrząsnąćgłową.Jakie szanse mieli z tak przewidującym przeciwnikiem? Amimo to niewiele zabrakło.Co by się stało, gdyby Seti ich niezdradzili? Gdyby.Przerwał tę myśl.Gdybanie nie miało końca ani sensu.Ważne byłotylko to, co wydarzyło się naprawdę.Pogódz się z tym, człowieku, amoże będziesz miał szansę zachować zdrowe zmysły.Zza barykady dobiegł radosny, chóralny krzyk.Ullen wyobraziłsobie ciężką piechotę w pełnym rynsztunku stającą na drodze bestii ipróbującą ją zmusić do odwrotu.Z pewnością Ryllandaras zabijewielu, ale będzie mu znacznie trudniej i zapłaci zdecydowanie większącenę.Odgłosy bitwy zmieniły charakter.Było słychać mniejprzerazliwych wrzasków ludzi rozrywanych na strzępy przez kły ipazury.Na czoło wysunął się szczęk zbroi i tarcz.W powietrzu unosiłysię sfrustrowane warknięcia.Do zgiełku dołączył tętent kopyt iprzenikliwe rżenie rannych koni.Walka trwała.W pewnej chwilitarcza wzbiła się w górę niczym latawiec.Nim spadła na tłum, Ullenzdążył zobaczyć nadal ściskającą ją rękę.W końcu jednak przewagaliczebna przeciwnika zmusiła bestię do odwrotu.Tak przynajmniejpowtarzał sobie Ullen.Być może Ryllandaras po prostu się nasyciłalbo doszedł do wniosku, że gdzie indziej znajdzie łatwiejsze ofiary.Tak czy inaczej, odszedł.Z gardeł wszystkich żołnierzy, w obozie i nazewnątrz, wyrwał się chóralny, ochrypły krzyk.Ullen wrzeszczał,Urko unosił pięści nad głowę.Ludzie potrząsali barykadą.Potwórodszedł.Zdołali powstrzymać grozę.Urko wrócił od bariery i zasalutował komuś stojącemu za plecamiUllena.Ten odwrócił się zdziwiony.Laseen przez cały ten czas nieruszyła się z miejsca.- Nadal żałuję, że nie ja dowodziłem tą wycieczką - warknął Urko.- Będziesz mi jeszcze potrzebny.Zciągnął brwi i przymrużył mocnopowieki.- Gwardia.Laseen skinęła głową.Na wilgotnych od deszczu ramionach Ullena pojawiła się gęsiaskórka.Bogowie, Gwardia! Laseen spodziewa się ataku.Ale po co? W imiękogo? Nie mają sponsorów.Liga Taliańska została rozbita.Pokonanietej armii, nawet zabicie Laseen, nie zniszczy imperium.Nie możnazawrócić historii, wrócić do czasów sprzedkonsolidacji.Czemu to wszystko służy? Ale z drugiej strony,czemu służyła dzisiejsza bitwa?Dotknął spoconego czoła i zaczerpnął głęboko tchu.Przestań! Jestem taki zmęczony.Nawiedzają mnie corazmroczniejsze myśli.Ullen poderwał się nagle.Z oddali dobiegł łatwy do rozpoznaniahuk eksplodujących pocisków Moranthów.W pierwszej chwili zwróciłsię do V'thella, który pokiwał skrytą pod hełmem głową.- Znakomicie - rzekł.- Zwiadomość, że na pewno tu przyjdzie,umożliwiła przygotowanie zasadzki.Pokłonił się Laseen, okazując podziw.Urko spojrzał na cesarzową.Na jego twarzy malowało się za-skoczenie.- Na bramę Kaptura, Gbur.Laseen.Widzę, że wciąż cię niedoceniamy.- Podobnie jak wielu innych - odparła z roztargnieniem w głosie.Wjej ciemnych, wpatrzonych w noc oczach pojawiły się błyski.-Chciałabym móc przypisać sobie zasługę, ale to nie moja robota.-Skinęła na jednego ze swych sztabowców, kobietę.- Dowiedz się, ktoza tym stał.Kobieta zasalutowała i pobiegła do konia.- A teraz - ciągnęła Laseen - sugeruję, byśmy spróbowali się trochęprzespać przed świtem.Urko, V'thell, możecie porozmawiać zeswoimi żołnierzami.Ale tylko przez barykadę.Do jutra.V'thell pokłonił się.Urko skinął głową.Potem obaj ruszyli kubarykadzie.Ullen wytarł twarz w dłonie i podążył za nimi.Ghelel obudziło pukanie w centralną tyczkę namiotu.Wstała,znalazła sztylet w pochwie, leżący obok łóżka, i okryła się grubym,ciepłym płaszczem, chowając nóż pod nim.- Słucham?- Wybacz, rotmistrzu - rozległ się głos markiza.- Nadeszły wieści [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|