, Carolyn Hart Smierc na zadanie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ten morderca jest dla nas za sprytny.Maszynopis wuja musiał zniszczyć miesiąc temu, cichutko, bez śladu.Teraz wymazał dyskiet­kę Elliota.Skąd u licha wiedział, że jestem w jego domu?- Pojęcia nie mam.Gdybyśmy to wiedzieli.Spróbuj sobie przypo­mnieć.Może coś słyszałaś? Może jakiś hałas albo zapach, choćby drob­na wskazówka, która pomogłaby nam ustalić tożsamość mordercy?- Nic.Siedziałam, czytając.Max popatrzył na nią ostro,- To znaczy, że zaczęłaś czytać.Czy coś tam znalazłaś?- Oczywiście, że tak.Max, dlaczego mi nie powiedziałeś, że ukończyłeś prawo?Początkowo patrzył na nią, nic nie rozumiejąc, potem wybuchnął serdecznym śmiechem.- Wstydź się, Annie Laurance.To cała ty.Jesteś o krok od zde­maskowania mordercy i czy w tej sytuacji przeglądasz pliki osób po­dejrzanych? Nie, ty zaczynasz od swojego własnego.Usiłowała nadrabiać miną.- Sądziłam, że zajmie mi to najwyżej chwilkę.- To kolejny dowód na to, że jesteś prawdziwą kobietą, z typową dla swojej płci słabością, polegającą na przedkładaniu plotek nad obowiązki.- Może mam słabości, natomiast ty jesteś oszustem i w dodatku szowinistą.- Czy kiedykolwiek powiedziałem ci, że nie ukończyłem prawa?- Max, bądź poważny.Dlaczego mi nie powiedziałeś, że ukoń­czyłeś?- Och, u mnie jest to skatalogowane jako “informacje dodatko­we".Przecież wiedziałaś o mnie wszystko, co najważniejsze: że je­stem szalenie przystojny, czarujący, obrzydliwie bogaty, nadzwyczaj spostrzegawczy i że nade wszystko cenię sobie intelekt.Mam trzy siostry i letni dom na Long Island.Ja.- Ty odbiegasz teraz od tematu.Masz pełne kwalifikacje, by być prawnikiem.Możesz podjąć prawdziwą pracę zawodową.- Coś ci powiem, Annie.Gdy już znajdziemy mordercę grasują­cego po Broward's Rock, każdą chwilę poświęcę na przemyślenie te­go, co nazywasz prawdziwą karierą zawodową.- Mówisz serio?- Jak najbardziej.Słuchaj, wyświetliłaś indeks i zdecydowałaś się zacząć od swojego własnego pliku.Czy nie rzuciłaś nawet okiem na inne?- Nie, gdy zaś odzyskałam przytomność, dyskietka była już wy­mazana.- Co za łajdak - nachmurzył się Max.- Tak więc ty spoglądałaś na ekran, gdy ktoś zaszedł cię od tyłu i uderzył.- Zrobił krótką przerwę.- Dlaczego zostałaś tyko ogłuszona?- To był jedyny Epson na wyspie i każdy, kto patrzył na indeks, wiedział, że przejrzałam tylko swój plik.- Jak to?- Przy każdym otwieraniu pliku komputer zapisuje datę i godzinę.Przez moment twarz Maxa miała dziwnie zielonkawy odcień.- Gdybym przejrzała wszystkie pliki, zajrzała do pliku mordercy, to wtedy.wyglądałabym jak Harriet.- Harriet musiała natknąć się na mordercę.Chwała Bogu za jej ciekawość.Potem, gdy bolesne pulsowanie w skroniach ponownie dało znak o sobie, poczuła, że wzbiera w niej gniew.- Do licha, nie znoszę dostawać po łbie.No więc nie przeczyta­łam tamtych plików.Będziemy musieli jakoś do tego dojść.- Założę się, że nam się uda.- Max wyciągnął z kieszeni notatki.- Chodź, zabieramy się do roboty.- Co będziemy robić?- Przygotowywać cię.- Przygotowywać mnie do czego? Pochylił się i powiedział jej.XIAnnie poczuła na swoim ramieniu czyjąś dłoń, szarpiącą, nieustępli­wą.Zamrugała niepewnie oczami i odwracając głowę, usiłowała umknąć przed jaskrawym światłem.- No chodź, Annie, otwórz oczy.Muszę sprawdzić twoje źrenice.Mój Boże, ty chyba naprawdę przeszłaś wstrząs mózgu.Chyba łatwiej by mi było obudzić południowoamerykańskiego leniwca.- Idź sobie - wymamrotała, bijąc na oślep rękami.- Jak noc długa sprawdzałeś je równo co godzinę.Zostaw mnie wreszcie w spokoju.- Proszę, otwórz choć jedno oko, tylko jedno.Wreszcie, nieszczęśliwa, otworzyła jedno oko, popatrzyła przez chwilę, po czym zamknęła je i z powrotem opadła na poduszki.Stojąc w kabinie prysznicowej, Annie z rozkoszą wdychała gorące, przesycone parą powietrze.- Może umyć ci plecy? - zaśpiewał Max pod drzwiami łazienki.- Zawołam cię, jeśli będę potrzebowała pomocy - odśpiewała.- Zawsze gotów do pomocy bliźniemu.Annie wytarła się grubym, puszystym niebieskim ręcznikiem, tro­skliwe przygotowanym przez Maxa na wieszaku, ubrała się w żółto-niebieską spódniczkę i miękki, żółty, bawełniany pulower.Starannie wyszczotkowała włosy, starając się nie dotykać opuchniętego miejsca za prawym uchem.Przetarła zaparowane lustro i przyjrzała się swojej głowie.Cóż, wyglądała zupełnie normalnie, bez żadnych widocznych obrażeń.Dotknęła skóry za uchem i skrzywiła się.Ciągle bolało.Nie mogła jednak nie uśmiechnąć się, słysząc, jak Max krząta się po kuch­ni.Gdy weszła, ruchem ręki wskazał jej miejsce przy stole.- Szef kuchni Darling przy pracy.Madame, może się pani przy­glądać i rozkoszować.Ziemniaki i cebulka apetycznie skwierczały na patelni.Max roz­bijał jajka.- Zaraz podam wytworny posiłek.Przenieśli się z talerzami do drewnianego stołu na kuchennej weran­dzie.Max nalał kawy i przelotnie pocałował Annie w czubek głowy.- To tylko przedsmak niezliczonych przyjemności życia małżeńskiego.- Och, Max, dlaczego nie włożysz tyle energii i wysiłku w sprawy zawodowe?- Co za obsceniczne myśli.- Wiesz chyba, że mówię serio.- Wiem.Na tym właśnie polega twój urok i jednocześnie twoja największa wada, kochanie.Jesteś zbyt zasadnicza.- Westchnął.-Czy ty nie wierzysz w dobre wróżki?- Nie.Wierzę w ciężką pracę i wypełnianie swoich obowiązków.Max westchnął raz jeszcze i spróbował ponownie.- Annie, co by było, gdybym tak.to znaczy.gdyby jakaś do­bra wróżka włożyła darmowy bilet do Singapuru na przykład tu, pod tę serwetkę.Czy nie skorzystałabyś z niego i nie pojechała ze mną w szeroki świat?- Nie.- Dlaczego nie?- Bo nie zapracowałam na niego [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl