, Harrison Harry Planeta Smierci 4 v 1.1 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To wiem.Archie, pytam, ile jeszcze możemy zwlekać.- Nooo.- wahał się młody fizyk z Uctisa.- Wybuch możemy bez konsekwencji przesunąć jeszcze o dobę.Potem nie ręczymy już za skutki.Nieoczekiwanie w salonie zapadła grobowa cisza.Co jeszcze można powiedzieć w takiej sytuacji? Pewnie każdy myślał o czymś innym.Chyba nawet Stan nie wierzył w możliwość nawiązania kontaktu w ciągu sześćdziesięciu kilku godzin.Jason wierzył, ponieważ wiedział trochę więcej niż inni, ale Jasona nie było teraz z nimi i niespodziewanie wszyscy Pyrrusanie odczuli smutek.Kerk poczuł, że jest gotów lecieć na asteroidę samotnie i zginąć tam tak jak przyjaciele.Ale to by było dziecinne posunięcie, więc nawet nie zabrał głosu.Clif, najmłodszy w tym towarzystwie, wysadziłby w powietrze planetkę za osiem godzin, byle nie zagrażała już nikomu więcej.Brucco gubił się w domysłach i żałował straconych możliwości.A doktor Teca cierpiał z powodu nieprzyjemnego przeczucia, że wkrótce przyjdzie mu się pocić w okrętowym lazarecie.Intuicja podpowiadała mu, że ranny Kerk to dopiero początek, a intuicja rzadko zawodziła Pyrrusan.I nagle w tej uroczystej ciszy podniósł się z miejsca Revered Berwick.- Panowie - przemówił członek rzeczywisty Rady Konsorcjum.- Proszę o pozwolenie ogłoszenia decyzji władz nadrzędnych o przekazaniu nadzwyczajnych pełnomocnictw w sprawie naszego projektu osobiście w moje ręce.Daną mi władzą mam prawo do wykonania właśnie takiego kroku.- Przepraszam - zainteresował się Dorf, pełniący podczas nieobecności Mety obowiązki kapitana okrętu - czy nie mógłby pan sprecyzować, jaką właściwie władzę ma pan na myśli?- Oczywiście - powiedział Berwick - ale najpierw objaśnię panom moją decyzję.Rozkaz zniszczenia Obiektu 001 mogę wydać wyłącznie ja i tylko wtedy, gdy uznam to za konieczne.- Czy to znaczy, że odwołuje pan własne zlecenie? - nie wytrzymał Kerk.- W takim razie, zgodnie z umową, mamy prawo do połowy wynagrodzenia określonego w rozdziale piątym i natychmiastowego wycofania się na ojczystą planetę.- Nie słucha mnie pan uważnie, Kerk.Wcale nie odwołuję zlecenia.Pański statek i cała jego potęga są mi nadal potrzebne do wykonania zadania, ale w jeszcze większym stopniu jest mi niezbędny Jason dinAlt i póki istnieje nadzieja na uratowanie go, będziemy badali tę asteroidę, nie zaś niszczyli.- Ale - przypomniał mu ponownie Brucco - kto upoważnił pana do podejmowania takich decyzji?- Korpus Specjalny Ligi Światów - uroczyście oświadczył Berwick i wyjął z kieszeni duży plastikowy certyfikat, na którym jaskrawy hologram przedstawiał mieniącą się tęczowo pięcioramienną gwiazdę.- Tylko tego nam brakowało - mruknął Kerk.I dodał w duchu: Już po naszej forsie! Jasonie, gdzie jesteś!Ocknęli się w zupełnych ciemnościach.Pachniało wilgocią, O było zimno i brakowało tlenu, by odetchnąć pełną piersią.Jason obmacał się i odkrył, że na mocno uszkodzonym lekkim skafandrze, na szczęście, zachowało się całe niezbędne wyposażenie.Nawet pistolet.Jason zaczął od włączenia latarki.Zobaczył, że leżąca obok niego Meta drgnęła, a Troy usiadł i rozejrzał się nieprzytomnie.Jego skafander ucierpiał najmocniej metalizowana tkanina dosłownie wisiała w strzępach.Pomieszczenie było malutkie, szorstka podłoga płynnie przechodziła w równie szorstki sufit, a wszystko przypominało nie tyle celę więzienną, co norę zwierzęcia.Ale po chwili udało mu się odkryć idealnie równą szczelinę, obrysowującą regularny owal.Najprawdopodobniej drzwi, które zaczęły się otwierać, jakby się cofały pod spojrzeniem Jasona.Zasada ich działania była niezrozumiała.Otwór drzwiowy nie tylko uwalniał się od przegrody, wstawionej niczym korek w butelkę, ale również jakoś dziwnie się rozszerzał.Jak płatki przesłony w obiektywie.Ciąg dalszy dziwnych przygód.A kiedy człowiek nie wie, według jakich reguł działa wróg, walka z nim nie ma sensu.Jason nawet nie próbował.Marzył tylko o jednym: wyjaśnić, przynajmniej częściowo, co tu się dzieje.Wtedy pojawi się szansa na ucieczkę.Na razie takiej szansy nie widział, unikał więc wszelkich energicznych działań.Może nawet niepotrzebnie włączył latarkę, ale wyłączenie jej byłoby jeszcze mniej rozsądnym pomysłem.Jason cierpliwie czekał, walcząc z lękiem, do którego już niemal przywykł i który nie wywoływał już nawet bólu głowy.Meta wciąż znajdowała się w szoku.Może nie było to takie najgorsze, bo przynajmniej nie planowała żadnych gwałtownych mchów w najbliższej przyszłości.Czego nie można było powiedzieć o Troyu.Jason nie zdążył powstrzymać młodego pyrrusańskiego uczonego, który strzelił w otwierające się drzwi strugą oślepiającej plazmy.W odpowiedzi błyskawicznie wsunęły się do ciasnego pomieszczenia błyszczące stalowe ręce.Manipulatory - było ich pięć albo sześć - rzeczywiście przypominały kościste, nadmiernie wydłużone ludzkie kończyny z pięciopalczastymi dłońmi.Stalowe ręce błyskawicznie rozbroiły Troya, zdarły z niego resztki skafandra, cisnęły na podłogę i unieruchomiły, wprawnie uciskając kilka stref bólu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl