,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Parujące kropelki deszczu szemrały wokół nich, pluskały z niezliczonych szpar w dachu, mgiełka spowijała ich zgarbione postacie.Czekali na dzienne światło, na powrót poety.Cień strachu, który spadł na tę noc, sprawił, że wywołanie mrocznej muzy wydawało się odległe i nierealne.Dotknięci przez ducha ciemności, który nawiedził te ruiny, czekali, każdy pogrążony w swych myślach.Blade światło świtu dotykało ołtarza, kiedy Kane wyrwał ich z drzemki swym okrzykiem.- Patrzcie - zawołał wskazując w kierunku jasnego kręgu.Potoki opalizującej mgły; nie był to deszcz ani blask wschodzącego słońca, zgromadziły się na nagich kamieniach, opryskiwane przez przejrzyste krople deszczu.Wirująca mgła zwolniła, zaczęła się skupiać.Złączyła się.Znikła.Na wypolerowanych i błyszczących od deszczu kamieniach leżał mężczyzna.Mężczyzna, który wydawał się być pogrążony we śnie.Obok niego spoczywała naga figurka z czarnego onyksu.Jej rzeźbiona twarz uśmiechała się, obiecując nieznane cuda, oczy błyszczały tajemniczym okrucieństwem.- Opyros! - zawołała Ceteol biegnąc ku niemu.Dotknęła jego ramienia.Oczy poety zabłysły.Szarpnął się w tył, strach zniekształcił jego twarz.Jego oczy o rozbieganym spojrzeniu były zupełnie bezmyślne.- Opyros? - głos Kane'a zadrżał.Puste oczy poety patrzyły gdzieś obok Kane'a.Wysilił gardło jakby do krzyku, ale tylko jęk nieprzezwyciężonego przerażenia wydobył się z jego wykrzywionych ust.Zajęczał ponownie, a potem zaczął szlochać bezrozumnie.Kiedy usiłowali go podnieść, wyrwał się i uciekł z przerażonym skomleniem w zaciemniony kąt ruin.Tam wczołgał się na brzuchu ze zdumiewającą szybkością pod skalne rumowisko.Mieli olbrzymie trudności, by go stamtąd wydobyć.VOKRUTNA TAJEMNICA JEJ UŚMIECHUPrzynieśli Opyrosa z powrotem do Enseljos.Przez wiele tygodni leżał w zamkniętym pokoju w swej rezydencji, doglądany tylko przez Ceteol, bowiem jego okropne wycie przepłoszyło całą służbę.Jedynie poczucie obowiązku zdawało się zatrzymywać dziewczynę przy głównym sprawcy wszystkich nieszczęść.Tylko dzięki narkotykom, które pozostawił Kane, mógł poeta zasnąć i przez wiele dni leżał zagrzebany w brudnej i poplamionej pościeli, wstrząsany dreszczami i atakami płaczu.Niekiedy mamrotał urywki słów w jakimś dziwnym, obcym języku - jeśli był to język - a raczej sylaby, których nikt nie mógł rozpoznać.Kane wsłuchał się w nie kiedyś uważnie i musiał coś zrozumieć, bo opuścił pokój wzdrygając się z lękiem.Przypuszczalnie jakikolwiek inny człowiek trwałby do końca swych dni w tym stanie bełkotliwego szaleństwa.Może świadomość Opyrosa była bardziej odporna, a może liczne wyprawy jego wyobraźni w krainę mroku zahartowały go do pewnego stopnia i przygotowały do spotkania z grozą, która mogłaby całkowicie zniszczyć duszę innego człowieka.I choć część jego jaźni zakrywały jeszcze duszące opary obłędu, Opyros zaczął powoli dochodzić do siebie.W narkotycznych snach dręczyły go ciągle nocne zmory, ale w chwilach przebudzenia zachowywał się już spokojnie, był w stanie jeść samodzielnie i troszczyć się o siebie.Po kilku miesiącach zaczął snuć się milcząco po swym pałacu, przerzucając książki, biorąc do ręki przedmioty, jak gdyby wspomnienia, zepchnięte w najgłębsze warstwy jego świadomości, z wolna wydobywały się na powierzchnię.Jak podróżnik, który wraca z dalekiej podróży po wielu latach i znajduje mgliście pamiętany dom dzieciństwa, oczekujący go, nietknięty przez czas, który upłynął, odkąd po raz ostatni trzymał w ręku swe zabawki.W końcu zaczął mówić, niewyraźnie wymawiając słowa, jakby posługiwał się obcym, czy zapomnianym językiem.Ale w miarę jak tygodnie mijały, jego bełkotliwe frazy stawały się starannie wymawianymi zdaniami, a w końcu normalną rozmową.Odważył się wyjść na ulice Enseljos i powitać swych starych znajomych, którzy w tajonym zatrwożeniu spostrzegli, jak bardzo ostatnie nerwowe załamanie postarzyło poetę.Tak więc, po wielu miesiącach rekonwalescencji, Opyros na nowo objął zarządzanie swymi interesami i czynił to z większym niż kiedykolwiek przedtem zapałem.Ale dużo wcześniej zaczął pisać.Kane powitał Opyrosa pewnej nocy, kiedy poeta złożył mu niespodziewaną wizytę na nowej kwaterze.Kane rzadko widywał teraz przyjaciela, gdyż od czasu swego wyzdrowienia Opyros zamykał się na długie godziny i dni w pracowni, w tajemnicy pracując nad swoimi poematami.Nie przychodził już do Kane'a z fragmentami wierszy i na pół ukształtowanymi ideami skończyły się długie nocne rozmowy - teraz pisał wyłącznie sam.Kane miał nadzieję, że żadna ukryta choroba nie drąży duszy poety.Opyros nie wyrażał żalu z powodu swych bolesnych doświadczeń, ale też nigdy o nich nie mówił.Kane nie mógł też wyczytać żadnych sekretnych myśli w oczach poety.- „Nocne Wiatry" są skończone - zadeklarował Opyros ze zmęczonym uśmiechem.Kane ciepło pogratulował przyjacielowi.- Jesteś przynajmniej z nich zadowolony'?Opyros zadumał się, podczas gdy Kane wręczył mu kielich.- Myślę, że tak.Moja podróż z mroczną muzą opłaciła się, Kane, znalazłem inspirację, której szukałem - choć trzeba było za to zapłacić [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|