, Bez dogmatu Sienkiewicz 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Nie mogę nie myśleć o wrażeniu, jakie list mój sprawił wPłoszowie.Myślę o tym ciągle, nawet i wówczas, kiedy jestem z Laurą; ciągle widzę Anielkęi ciotkę.Jaka ta Laura szczęśliwa ze swoim wiecznym spokojem! Mnie tak trudno ze sobąwytrzymać.Cieszę się na myśl o zmianie miejsca.Pegli, jakkolwiek są tu kąpiele morskie, jest bardzopuste.Upały nadzwyczajne.Morze leży leniwe, nie poruszając nawet falą u brzegów, jakbyjuż nie mogło oddychać ze spiekoty.Chwilami zrywa się wiatr, ale duszny, unosząc tumanybiałego kurzu, który pokrywa grubą warstwą liście palm, bukszpanu, fig, mirtów i wnikaprzez zapuszczone żaluzje do domów.Oczy mnie bolą, bo wszystkie mury odbijają tak rażącoblask, że w dzień nie podobna na nie patrzeć.Albo do Szwajcarii, albo do Rzymu, byle stąd wyjechać! Zdaje mi się, że wszędzie będziemi lepiej niż tu.Wszyscy zresztą gotujemy się do drogi.Davisa nie widziałem już cztery lubpięć dni.Sądzę, że lada dzień zwariuje.Doktor mówił mi, że biedaczysko ciągle wzywa go,by się z nim próbował na siłę.Ma to być niezmiernie zły znak.Rzym, Casa Osoria, 18 maja.Potrzebowałem widocznie samotności.Jest mi tak, jak było zaraz po przybyciu do Pegli  ismutno, i zarazem dobrze.Jest mi nawet lepiej, niż było w Pegli, bo nie doznaję tego niepo-koju, jakim od samego początku przejmowało mnie towarzystwo Laury.Chodzę po samot-nym, ciemnym domu, odnajduję tysiące szczegółów przypominających mi ojca, i wspomnie-55 nie jego odświeża się w moim sercu.On mi już także był nieco zbłękitniał, a teraz co krokspotykam się z jego dawnym, realnym życiem.Na stole w jego pracowni leżą szkła powięk-szające, przez które przyglądał się okazom; brązowe kolce, za pomocą których wydobywałzeschłą ziemię z odkopanych dzbanów; farby, pędzelki, rozpoczęte rękopisy, notatki dotyczą-ce zbiorów, słowem: tysiące drobiazgów.Chwilami mam wrażenie, że on odszedł tylko iwróci do swej codziennej pracy, a gdy złudzenie się rozprasza, czuję za nim żal prawdziwy,głęboki i kocham go nie tylko jako wspomnienie, ale kocham go także pogrążonego teraz wwiecznym śnie na Campo Santo.Stąd mój smutek, ale jest to uczucie tak wiele czystsze od tych wszystkich, które rządziłymną, jak same chciały w ostatnich czasach, że mi z nim dobrze, bo czuję się lepszy, a przy-najmniej nie tak zepsuty, jak mi się wydawało.Spostrzegłem także, że żadne, najbardziejdesperacka rozumowanie nie odbierze człowiekowi pociechy, jaką mu sprawia obecność wnim jakichkolwiek szlachetniejszych pierwiastków.Skąd to nieprzeparte i niczym nie poha-mowane dążenie ludzi do dobra? Czasem, począwszy snuć nić z tego kłębka, dochodzę bar-dzo daleko.Rozum nasz jest przecie odbiciem logicznej prawidłowości ogólnego bytu, więcmoże i nasze pojęcie dobra jest również odblaskiem jakiegoś absolutnego dobra.Gdyby zaśtak było, człowiek mógłby skończyć naraz ze wszystkimi swymi zwątpieniami i wykrzyknąćnie tylko: eureka!, ale i alleluja! Boję się wszakże, żeby mi się ta budowa nie zapadła jak tyleinnych, i dlatego nie śmiem jej wznosić.To są zresztą raczej moje poczucia niż rozumowania,ale wrócę do nich z czasem niewątpliwie, bo to jest dla mnie kwestia wyciągnięcia sobie cier-nia nie z nogi, ale z duszy.Teraz jednak jestem zbyt zmęczony, zbyt mi jest smutno, a zara-zem zbyt cicho i dobrze.Zdaje mi się, że ze wszystkich istot na świecie jeden człowiek potrafi postępować częstowbrew swej woli.Pokazuje się, że miałem ochotę od dawna opuścić Pegli, tymczasem dzieńza dniem uchodził, a ja siedziałem i siedziałem.Jeszcze w wigilię wyjazdu mego byłem pra-wie pewny, że zostanę; nadspodziewanie przyszła mi w pomoc sama Laura.Zawiadomiłem ją o liście notariusza i o wyjezdzie li tylko dlatego, by zobaczyć wrażenie,jakie to na niej sprawi.Byliśmy sami.Spodziewałem się jakiegoś okrzyku z jej strony, jakie-goś wzruszenia, jakiegoś veto  nic z tego!Usłyszawszy nowinę, odwróciła się ku mnie, zanurzyła z lekka palce w me włosy i przy-sunąwszy mą twarz blisko do swojej, spytała: Ale wrócisz? nieprawda?Dalibóg, jest dotychczas dla mnie zagadką, co to miało znaczyć! Czy przypuszczała, żemuszę bezwarunkowo jechać? czy ufna w moc swej piękności, nie wątpiła ani na chwilę, żewrócę? czy na koniec chwyciła w lot sposobność, żeby się mnie pozbyć?  bo po takim pyta-niu nie pozostało mi nic innego jak wyjechać.Pieszczotliwy ruch towarzyszący pytaniuprzemawia trochę przeciw temu przypuszczeniu, które zresztą wydaje mi się najprawdopo-dobniejszym.Chwilami jestem prawie pewien, że chciała mi powiedzieć: Nie ty mnie, ale jatobie daję odprawę.Przyznaję nawet, że jeśli to było odprawą, to zręczność Laury jest istotnieniesłychana  i tym bardziej zadziwiająca, Im sposób był słodszy, pieszczotliwszy i im bar-dziej pozostawił mnie w niepewności, czy ze mnie zadrwiono, czy nie.Ale po co się mamłudzić? Pytaniem swoim ona wygrała grę.Być może, że w każdym innym razie moja miłośćwłasna czułaby się tym draśniętą, ale teraz jest mi to wszystko jedno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl