, Carey Jacqueline [ Dziedzictwo Kusziela 02] Wybranka Kusziela 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Z pewnością zapamiętałbyś lady Melisandę Szachrizaj  podsunął Remy, uśmiechając się łobuzersko. Uroda, która doprowadza mężczyzn do szaleństwa,włosy czarne jak fale morza o północy, oczy podobne blizniaczym szafirom i głossłowika.Widziałem ją z odległości pięćdziesięciu kroków, lecz nigdy jej niezapomnę!Magister Acco zadygotał. Nie  wychrypiał. Nigdy nie widziałem takiej osoby.Jeśli trafiła doprzyjaciela Gonzago, to na pewno poprzez jego sługę.Przykro mi, ja nic nie wiem.Gwałtowne ruchy, pot, zmiana brzmienia głosu, powtarzanie się  nie dość, żekłamał, to jeszcze kłamał ze strachu.Przemówiłam do niego łagodnym tonem: Mistrzu astrologu, nie żartowałam.Książę Benedykt zapłaci za tę wiadomość.I niezależnie czego się obawiasz, obiecuję, że zapewni ci ochronę. Nie miałamprawa składać takiej obietnicy, byłam jednak pewna, że Benedykt się zgodzi, a jeślinie, mogłam przecież wezwać Kwintyliusza Rousse.Ale moje argumenty trafiły w pustkę. Ja nic nie wiem  powtórzył magister Acco, a desperacja dodała muśmiałości. Słyszysz? Nic! Nawet gdybyś obiecała mi stanowisko nadwornegoastrologa u samej d'Angelińskiej królowej! A teraz wyjdL i zostaw mnie wspokoju, i nigdy więcej nie wracaj!  Drżał ze strachu i gniewu. Czy sądzicie, żenie mogę wyczytać w gwiazdach własnego przeznaczenia? Czy myślicie, że niewidzę nici, która przetnie moje życie, jeśli wejdę jej w drogę? Wyjdzcie stąd,mówię! Magistrze Acco. Precz!  wrzasnął zduszonym głosem, drżącą ręką wskazując drzwi.%7łyłypulsowały na jego skroniach i bałam się, że jeśli zostaniemy, razi go apopleksja.Skinęłam na kawalerów i wyszliśmy w milczeniu.Drzwi zatrzasnęły się za nami, azaraz potem usłyszałam zgrzyt przesuwanego mebla i głuchy łomot.Staliśmy w błocie na małym podwórku i patrzyliśmy na siebie. Cóż  mrukną! Remy z zadumą. Nie ulega wątpliwości, że ten człowiekmiał do czynienia z Melisanda.Tylko co nam to daje? Pójdziemy do księcia Benedykta. Głos, cichy i rozsądny, zupełnie niepasował do Ti-Filipa.Z niechęcią spojrzał mi w oczy, pocierając nos, który już nieprzypominał rozkwaszonego owocu. Pani, pójdę z tobą na koniec świata choćbyw pogoni za tęczą, ale musisz wiedzieć, że jeśli strach tego człowieka nie jestbezpodstawny, to mamy do czynienia ze zbyt poważną sprawą, byśmy mogli zająćsię nią sami.Mamy powody wierzyć, że astrolog wie o Melisandzie coś, co budziw nim obłędne przerażenie.To sprawa wagi państwowej, a ty dałaś słowo admirałowi.Niech książę Benedykt się nią zajmie. Masz rację  powiedziałam i westchnęłam. Wolałabym mieć dowód,solidny dowód.Benedykt nie chce rozmawiać z własnej woli, a nie sądzę, żebyśmymogli sobie pozwolić na dalsze działanie za jego plecami.Remy, jeśli zgodzisz sięzostać na straży, my pójdziemy prosto do Małego Dworu i będziemy się modlić,żeby nazwisko admirała Rousse otworzyło nam drzwi. Tak jest, pani. Remy zasalutował, zajmując stanowisko pod ścianą domuastrologa. Oby za sprawą Elui dopisało wam szczęście.Wtedy usłyszeliśmy drugie łupnięcie, inne niż łoskot przestawianego mebla.Brzmiało jak odgłos upadającego ciała.Ti-Filip zaklął i naparł ramieniem na drzwi.Remy też sie przyłożył iwspólnymi siłami wyważyli je, choć zostały zabarykadowane przez wielki kufer.Gdy chciałam wejść, kazali mi zaczekać. Bezpiecznie, pani, ale nie ma po co chodzić do księcia Benedykta!  zawołałRemy z goryczą. Na pewno chcesz to zobaczyć?Astrolog leżał jak kupa łachmanów pośrodku swojego żałosnego mieszkania.Miał otwarte, wytrzeszczone oczy i trochę piany na ustach.Obok niego walała sięrozbita fiolka.Magister Acco nie żył.Ti-Filip pochylił się nad jego twarzą, potemdotknął kawałka szkła i powąchał palec. Możecie się naśmiewać z mojego nosa, jeśli taka wasza wola  powiedział,wycierając palec o spodnie  ale ta mikstura cuchnie jak trutka na szczury, którąrozkładał mój tata. Otruł się. Przycisnęłam drżącą rękę do piersi. Biedaczysko!^Mypchnęliśmy go do tego kroku.Przecież widziałam, że odchodził od zmysłów zestrachu. Pani. Remy złapał mnie za ramię i odwrócił plecami do trupa. Był chybatrochę obłąkany  powiedział cicho. Pamiętasz, co bełkotał na końcu? Bredził onici i urywaniu żywota.Myślę, że strach przed Melisanda pomieszał się w jegogłowie z goryczą po wydaleniu z pałacu.Wpędził się w szaleństwo, zamiast stawićczoło przeciwnościom losu.Ten człowiek omal nie zabił żony doży.Z pewnościąprześladowało go poczucie winy. Może. Bolała mnie głowa. Ale jeśli stał na skraju przepaści, Remy, to jago w nią popchnęłam.Zastanawiam się, czy wiedział co zamierzamy. Skąd?  zapytał retorycznie Ti-Filip. Na szczęście teraz nie musimy tegorobić.Zciągnę straż księcia na oględziny trupa, choć z wielką niechęcią.Benedyktsam cię zaprosi.Powiesz mu wszystko, co wiesz, i niech on przeprowadzi śledztwo. Nie. Potarłam skronie. Astrolog zabił się własną ręką, a po jego śmiercinie ma tu czego szukać.Nie ma nikogo, kogo Benedykt mógłby przesłuchać.Podnoszenie larum tylko ostrzegłoby Melisandę, jeśli w jakiś sposób była związanaz denatem.Jeśli nie była, postawimy się w niezręcznej sytuacji i na domiar złegozdradzimy naszą grę.Pójdę do Benedykta, kiedy będę miała dowód.Pobieżnie przeszukaliśmy mieszkanie magistra Acco, znajdując tylko narzędziajego profesji oraz teksty i mapy.Przed drzwiami zebrało się kilkuSerenissimczyków i Remy wyszedł do nich z ponurą twarzą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl