, Tom Clancy Suma wszystkich strachow t.1 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zadin z zadowoleniem ujrzał, jak twarz jednego z Arabów eksploduje krwią.Przywódca (Zadin znał tę twarz z wcześniejszych starć) wstał i wydał rozkaz, którego izraelski policjant nie dosłyszał.Znaczenie słów Musy prędko się wyjaśniło, kiedy Arabowie zaczęli śpiewać znacznie głośniej niż dotąd.Nastąpiła kolejna salwa.Jeden z policyjnych snajperów musiał być już porządnie wściekły, bo kapitan ujrzał, że Arab trafiony przedtem w twarz dostał drugą kulę w wierzch głowy i bezwładnie zwalił się martwy na ziemię.Zadin nadal nie rozumiał, że utracił panowanie nad podwładnymi.Co gorsza, nie zdawał sobie sprawy, że traci panowa­nie nad sobą.Haszemi Musa nie widział nawet, jak umiera jego kolega, zbyt przeję­ty atmosferą chwili.Z bliskiej odległości wyraźnie obserwował konster­nację, malującą się na twarzach rabinów.Policjanci kryli twarze pod przyłbicami, lecz z ich ruchów i zachowania także można się było zorien­tować, co czują.W nagłym przebłysku Musa pojął, że zaczyna wygrywać, krzyknął więc na manifestantów, by zdwoili wysiłki.Widać było, że mimo kul i śmierci nie ustąpią na krok.Kapitan Beniamin Zadin zerwał z głowy hełm i stanowczym krokiem ruszył w kierunku arabskiej grupy, mijając rabinów, owładniętych nagle niemożnością podjęcia decyzji.Czy wola Pana powinna ustąpić pier­wszeństwa krzykliwemu zawodzeniu bandy brudasów?- Ejże! - poderwał ekipę Pete Franks.Po gazowej salwie z oczu ciekły mu teraz rzęsiste łzy.- Kręcę - uspokoił go kamerzysta, robiąc obiektywem najazd na ma­szerującego policjanta.- Chyba poleci pierze! Ten gość jest strasznie wpieprzony, Pete.Boże, tylko nie to - przeszło dziennikarzowi przez głowę.Sam był żydowskiego pochodzenia i w tej skalistej, jałowej krainie czuł się dziw­nie u siebie.Wiedział jednak, że po raz kolejny na jego oczach zaczyna dziać się historia, i w myślach układał już dwu- trzyminutowy komentarz, który towarzyszyć będzie materiałowi kręconemu przez kamerzystę na użytek potomności.Pete zastanawiał się, czy i tym razem spadnie mu za reportaż jedna z dorocznych nagród Emmy, w charakterze rewanżu za świetną robotę w arcytrudnych warunkach.Kiedy jednak kapitan podszedł prosto do prowodyra Arabów, wszystko potoczyło się bardzo prędko, zbyt prędko.Haszemi zorientował się już, że jeden z przyjaciół zginął od kuli, która, choć wystrzelona z “bez­piecznej” broni, wgniotła czaszkę ofiary.W duchu zaczął zmawiać krótką modlitwę za duszę towarzysza, w nadziei, że Allach doceni, jak wielkiej odwagi trzeba, by zginąć bez walki.Allach potrafi to docenić, tego Haszemi Musa był najzupełniej pewny.Izraelczyk, który się do niego zbliżał, wyglądał znajomo.Zadin, tak brzmi jego nazwisko, zapamiętane z niejednej akcji, podczas której twarz kryła się za leksanową przyłbicą i karabinem.Zadin, jeszcze jeden z tych, którzy traktują Arabów jak podludzi, a słowo “muzułmanin” kojarzą wyłącznie z maszyną do miotania kamieni i butelek z benzyną.Ha, dziś kapitan się wreszcie przekona, że może być inaczej.Dziś, szepnął w myślach Haszemi, policjant ujrzy przed sobą ludzi zdecydowanych i odważnych.Ben Zadin widział jednak tylko uparte zwierzę, coś w rodzaju oporne­go muła, albo.Zabrakło mu nagle porównań, dość na tym, że nie miał do czynienia z człowiekiem, z Izraelczykiem.Brudasy zmieniły taktykę, i tyle, zamiast walczyć, zawodzą jak baby.Może myślą sobie, że w ten sposób uda im się powstrzymać jego, kapitana Zadina? Upokorzyć go, jak uczyniła to żona, kiedy oświadczyła, że odchodzi do kogoś, kto jest lepszy w łóżku, i niech Ben nie odgraża się, że ją uderzy, bo to tylko słowa, wiadomo, że się nie ośmieli, ładny mi mężczyzna, który nie potrafi rządzić we własnym domu.Zadin znów ujrzał w myślach piękną, pozba­wioną wyrazu twarz Elin i po raz kolejny zapytał sam siebie, czemu jej nie udzielił nauczki.Stała przecież niecały metr od niego i gapiła się z uśmiechem, by wreszcie roześmiać się na widok męża, który nie umie podjąć męskiej decyzji.Tak to słabość i bierność przemogły siłę.Więcej się to nie powtórzy.- Jazda stąd! - warknął Zadin po arabsku.- Nie.- Zabiję cię.- Nie przejdziecie.- Ben! - zakrzyczał któryś bardziej przytomny policjant.Było jednak za późno.Dla Beniamina Zadina, któremu Arabowie zamordowali obu braci, którego opuściła żona i który trząsł się z furii na sam widok mani­festantów, przebrała się miara.Jednym płynnym ruchem podniósł do góry służbowy pistolet i strzelił Haszemiemu prosto w czoło.Arab zwalił się twarzą do ziemi, a śpiewy i klaskanie ucichły.Jeden z manifestantów zerwał się z miejsca, lecz dwaj inni pochwycili go mocno i zmusili, by znowu usiadł.Pozostali zaczęli odmawiać modlitwę za obu poległych.Zadin skierował lufę w kolejnego demonstranta, lecz choć już naciskał na spust, jego palce dziwnie osłabły.Może sprawiły to arabskie spojrze­nia, odwaga siedzących i bijący z nich.Nie, na pewno nie upór, prędzej już stanowczość, a oprócz niej także litość, gdyż na twarzy Zadina malo­wała się teraz męka straszliwsza od najgorszego bólu.Policjant zrozu­miał bowiem nagle, co takiego uczynił.Oto stracił panowanie nad włas­nymi uczynkami i z zimną krwią zabił człowieka.Zabił kogoś, kto ani przez chwilę nikomu nie zagrażał.Popełnił morderstwo.Zadin spojrzał na parę rabinów, jak gdyby szukał czegoś, sam nie wiedział czego.Jeśli jednak czegoś szukał, to nie znalazł, a kiedy się odwrócił, za jego plecami znów rozległy się śpiewy.Sierżant Mosze Lewin wyszedł przed szereg i odebrał kapitanowi pistolet.- Chodźmy, Ben, nic tu już po nas.- Co ja takiego zrobiłem?- Już się stało, Ben.Chodź ze mną.Lewin zaczął odprowadzać dowódcę, lecz nagle odwrócił się i spoj­rzał na dzieło poranka.Ciało Haszemiego zwiotczało w kałuży krwi, cieknącej między kamieniami bruku.Sierżant czuł, że powinien coś zrobić, powiedzieć coś.Wszystko miało być inaczej.Rozdziawił jednak tylko usta i pokręcił smutno głową.W tej właśnie chwili uczniowie Ha­szemiego Musy zrozumieli, że ich prowodyr zwyciężył.Telefon w sypialni Ryanów zadzwonił trzy minuty po drugiej nad ranem czasu wschodniego USA.Jackowi udało się podnieść słuchawkę po drugim brzęczyku.- Co tam?- Mówi Saunders, z centrali operacyjnej.Proszę włączyć telewizor.Za cztery minuty CNN ma puścić sensacyjny materiał.- Coś jeszcze? - Jack namacał pilota od telewizora i włączył odbiornik- I tak mi pan nie uwierzy, szefie.Nagraliśmy sygnał prosto z łącza satelitarnego CNN, w Atlancie montują jeszcze nagranie przed emisją.Nie wiem, jakim cudem przepuścili to izraelscy cenzorzy.Chodzi o to.- Dobra, już nadają.- Ryan w samą porę przetarł oczy.Nie włączył dźwięku, nie chcąc wyrywać żony ze snu, lecz żaden komentarz i tak nie był potrzebny.- Jezus Maria.- Tyle właśnie można o tym powiedzieć - zgodził się dyżurujący ofi­cer operacyjny.- Natychmiast wyślijcie po mnie kierowcę.Proszę zaraz zadzwonić do dyrektora, niech też pędzi do centrali.A pan spróbuje złapać dyżur­nego oficera w biurze transmisji w Białym Domu, niech zawiadomi ludzi po swojej stronie.Chcę natychmiast widzieć u mnie dyrektora pionu rozpoznania i kierowników działu izraelskiego, Jordanii [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl