, Swietlisty Kamien 03 Paneb Og Jacq Christian(1) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To byłoby jeszcze niebezpieczniejsze - stwierdził Nubijczyk.- Odnoszę wrażenie, że nam nie ufasz.- Jeśli będziecie mieli broń i natkniecie się na wrogich nam ludzi, to do czegomoże dojść?- No to daj eskortę policyjną - zaproponował Renupe Wesołek.- Byłby to najlepszy sposób, żeby ściągnąć na was uwagę - odparł Sobek.-Skoro już się upieracie, to radzę wam wyglądać na zwykłych wieśniaków.- No to naprzód! - z niecierpliwością zawołał Paneb.- Dość już tego gadania!A jeśli wypadnie się bronić, wystarczą nam siekiery.- Doradzałbym jak największą ostrożność - zalecił Nubijczyk.Didia znał lasek tamaryszkowy odległy od miasteczka o trzy kwadranseszybkiego marszu.Korzenie tych okrytych brunatnoczerwoną korą drzew wposzukiwaniu wody wrzynały się w ziemię aż do głębokości trzydziestumetrów i rozprzestrzeniały się w promieniu pięćdziesięciu metrów.Tamaryszki dawały miły cień, rosły szybko, a posadzone na skraju póluprawnych rozrastały się w zbity gąszcz, osłaniający uprawy przed wiatrem.Pierwsze drzewo do ścięcia wybrał Paneb.- Dobrześ wybrał - uznał Didia.- To drzewo przeszkadzało innym rosnąć.Młody olbrzym z takim zapałem przystąpił do pracy, że towarzysze niemogli za nim nadążyć.Renupe Wesołek zaczął wkrótce popijać wodę zbukłaka, którego nie omieszkał ze sobą zabrać, i domagał się przerwy.Panebnie zgodził się.- Nie ociągajmy się, Renupe.Jak najszybciej natnijmy tyle drewna, ilepotrzeba, i wracajmy.Wyszukanie drugiego drzewa było trudniejsze, ale Paneb, ku zdziwieniucieśli, nie popełnił błędu, Renupe zaś zaczął pracować z większym zapałem ikosze szybko napełniono.- Na miski i łyżki dla naszych żon już wystarczy - uznał Didia.- Cokolwiekbyśmy robili, najważniejsza rzecz to materiał.Paneb innym okiem spojrzał na kawałki tamaryszku.Czyżby kierownik robót, zarządzając wyprawę poza miasteczko, chciał mupokazać, że to skromne drewno ma nieocenioną wartość?Nie warto było pytać o to cieśli.W jaki jednak sposób malarz możewykorzystać drewno tamaryszkowe jako materię?- Ktoś się zbliża - uprzedził Renupe Wesołek.Ścieżką wiodącą do lasku tamaryszkowego szło dziesięciu żołnierzy, aprowadził ich oficer z gębą zbója.12- Co tu robicie? - zapytał oficer.Renupe Wesołek uśmiechnął się szeroko.- Tniemy trochę drewna.Tylko suche gałęzie.Młode drzewka będą bez nichlepiej rosły.- Podatek opłaciliście?- Nie wiedzieliśmy o żadnym podatku.Przecież ten lasek należy dowszystkich.- Mylisz się, wieśniaku.Wprowadziłem podatek, żeby was obronić przedrabusiami.W dzisiejszych niespokojnych czasach muszę patrolować tenobszar, ale przecież nie bezpłatnie.Paneb odsunął Renupego.- Czy namiestnik Zachodniego Brzegu wie o twoich działaniach?Oficer zrobił się agresywny.- Chcesz mi może wmówić, że go znasz? On nie zadaje się z takimi golcamijak ty.- Mimo wszystko uważaj.Zaszczyca mnie swoją przyjaźnią, więc mógłbymmu powiedzieć, że jacyś wojskowi ściągają okup z biednych ludzi.Oficer wyjął sztylet z pochwy.- Spokojnie - rzekł Renupe.- Przecież nie będziemy się zabijali z powodukilku gałązek.Ile wynosi ten podatek?- Za dużo jak dla ciebie.Będziesz musiał odrobić mi go na polu.- Ostrzegam cię - zapowiedział Paneb głosem prawie spokojnym.- Ani niejest was tak wielu, ani nie grzeszycie odwagą.Ja na twoim miejscu dałbymsobie spokój.- Jak nie masz broni, to nie podnoś głosu, wszarzu! - zawołał z szyderstwemw głosie oficer.- Usłuchaj go lepiej, przyjacielu - wmieszał się dobrotliwie Didia.- Bo jak sięrozgniewa, nie wyjdziecie cało z tego lasku.Potężna postura Paneba robiła na oficerze wrażenie, ale przecież jedenczłowiek nie poradzi sobie z całą drużyną.- A co, jest może pod opieką bogów?Ogromny kot z czarno-biało-rudymi cętkami zeskoczył z gałęzi na ziemięmiędzy Panebem a oficerem, zjeżył sierść na grzbiecie i szczerząc zęby,spojrzał wściekłym wzrokiem na oficera.- Zarżnę cię, ty głupi bydlaku!Wmieszał się jeden z żołnierzy.- Nie rób tego, panie, to nie jest zwykły kot.To z pewnością ten, co ucinagłowy wężowi ciemności i jego sprzymierzeńcom.- Tak, to on - potwierdził inny żołnierz.- To musi być ten straszliwy kot,wcielenie słońca.Będzie bronił tego olbrzyma.Uciekajmy, panie, bo inaczejspotka nas nieszczęście.I żołnierze umknęli, nie czekając na rozkazy.Książę Amenmes najpierw myślał o zarządzeniu powszechnej mobilizacji,potem odstąpił od tego zamiaru, a teraz znów do niego wrócił.Taki brak zdecydowania doprowadzał Mehiego do wściekłości [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl