,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dallas, gdy wresz-cie dostrzegłam ją nieopodal, wydawała się pogrążona w katatonicznym transie.Miała wytrzeszczone oczy i szeroko otwarte usta.Agent nadal wykręcał jej ręce,ale nie stawiała już żadnego oporu.Wpatrywała się tępo w najlepszego przyjaciela, pogrążona w potwornym smutku.W głębi duszy opłakiwałam jej tragedię – Cas byłjedynym człowiekiem, któremu naprawdę umiała zaufać, i oto kim się okazał.Cas domyślił się chyba, co się dzieje w mojej głowie, bo odwrócił się w stronęDallas.Na widok strasznego stanu dziewczyny z jego gardła wyrwał się szloch.– Puśćcie ją! – krzyknął zachrypniętym głosem.– Ona nie jest częścią umowy.Twierdziliście, że chodzi tylko o pigułkę.– Przykro mi, Casanovo – rzekł Roger, przestępując nad nieruchomym ciałem Arthura Pritcharda.– Obawiam się jednak, że nasza umowa właśnie straciła waż-ność.Po dokładniejszych oględzinach doszliśmy do wniosku, że twoi przyjaciele są zarażeni.Wszyscy zostaną zatrzymani.– Nie waż się do niej zbliżać, skurwielu – ryknął Cas, przyjmując bojowąpostawę.Roger zbył jego groźbę wybuchem śmiechu.Chwilę potem inny agent położyłdłoń na ramieniu chłopaka, ostrzegając go, by się nie wtrącał.– No chodź, maleńka – odezwał się Roger, błyskając zębami w uśmiechu.–Znamy się z Dallas nie od dziś, prawda, skarbie?W następnej sekundzie James i Cas obrzucili Rogera gradem najbardziej pluga-wych obelg.Na myśl o sadyzmie agenta zrobiło mi się niedobrze.Kiedy spojrza-łam na Dallas, zamarłam z przerażenia.Wzrok miała utkwiony w Rogerze.Obna-żyła zęby i zmrużyła oczy.Wydawało się, że powraca do życia, nie wiadomo jed-nak w jakiej była formie.Sprawiała wrażenie opętanej.Roger nie zaszczycił jej jednak spojrzeniem.Omiótł wzrokiem pozostałychagentów.Widać było, że powoli traci cierpliwość.– Skonfiskować lekarstwo, dziewczyny umieścić w drugiej furgonetce – zako-menderował, a zwracając się do Casa, dodał: – Casanovo, dzięki za pomoc.Moją głowę i serce rozsadzało miarowe łupanie.Zdradzono nas.Cas rzucił nasna pożarcie Programowi.Nie mieściło mi się w głowie, jakim cudem mu zaufał,skoro wiedział, co wycierpieliśmy przez tę instytucję.W pewnym momencie jeden z agentów podszedł do mnie i pomógł mi wstać.Spojrzeniem odnalazłam Jamesa,który przypatrywał mi się uważnie.Twarz miał mokrą od łez.Wydawał się wykoń-czony beznadziejną szamotaniną.A więc zawiedliśmy.Program znowu był górą, a my lada moment mieliśmy stra-cić wszystko, o co walczyliśmy.Mój ukochany omiótł spojrzeniem parking, jakbypróbował jeszcze szukać drogi ucieczki.Po chwili jednak jego spojrzenie powró-ciło do mnie.Wyzierała z niego desperacja.Skóra wokół lewego oka, tam gdzie spadł któryś z wymierzonych przez agentów ciosów, zaczynała puchnąć.Mogłam sobie tylko wyobrażać, jak wyglądała moja zakrwawiona twarz.W końcu postawiono mnie na nogi.Wiedziałam, że zaraz nas rozdzielą.Niemogliśmy się już nawet ostatni raz dotknąć, nie mogliśmy zamienić paru słów na pożegnanie.– Gdzie pigułka? – rozległ się głos agenta, a po chwili jego dłonie poczęły wędrować po moich kieszeniach.I dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że przecieżto James ma przy sobie lekarstwo.On chyba uzmysłowił to sobie niemal w tej samej chwili.Nie mogliśmy dopuścić, by Program przejął pigułkę.Oznaczałoby to, że poznająjej skład i zakażą produkcji.Jeśli natomiast pigułka by znikła, pozostałby cień szansy, że pewnego dnia inny wybitny naukowiec pokroju Evelyn Valentine opra-cuje jeszcze lepszą recepturę.James wzruszył ramionami, pytając wzrokiem, czy powinien to zrobić.Uśmiechnęłam się smutno.Ta myśl miała słodkogorzki smak,jeśli James zdoła przeżyć szok po zażyciu pigułki, będzie mnie pamiętał.Całą mnie, również taką, jaką byłam kiedyś.Agent zaczął wywracać do góry dnem moje kieszenie, ja jednak wyparłam ze świadomości jego zabiegi.W tej chwili liczyliśmy się tylko James i ja.Zatopiliśmy się w swoich spojrzeniach.W pewnej chwili skinęłam głową, dając mu znak.Agenci skupili całą uwagę na obszukiwaniu mnie, a w tym czasie James zanurzyłrękę w kieszeni swoich spodni.Przez chwilę gmerał w niej, aż wreszcie wydobyłpigułkę.Dostrzegłam, jak błysnęła pomarańczowo w jego palcach.Odczekał jesz-cze sekundę, a potem umieścił tabletkę na języku i połknął bez popijania.Kiedy było już po wszystkim, zamknął oczy i się rozpłakał.Ja za to przestałam łkać.James był już bezpieczny – nie znałam nikogo, kto byłby silniejszy od niego.Zniesie jakoś działanie lekarstwa, a Program nie będzie w stanie skraść jego wspomnień, chyba że posunie się do zabójstwa lub lobotomii.James będzie mógł udawać, że nic nie pamięta.Nikt nie potrafi kłamać lepiej niż on.– Kocham cię – powiedziałam, gdy na mnie spojrzał.Nie mógł słyszeć, comówię.Widział za to, jak poruszają się moje usta, i domyślił się sensu słów.Po chwili on również zapewnił mnie o swojej miłości.– Dziewczyna nie ma przy sobie pigułki – zameldował agent po zakończeniu przeszukiwania.Roger posłał mi zdenerwowane spojrzenie, po czym zwrócił się do Casa:– Gdzie ona jest?Cas jednak nie odrywał ode mnie wzroku.Zaczęłam podejrzewać, że widział, coprzed chwilą zrobił James.– Nie ma jej – powiedział, potwierdzając moje przeczucia.– Dzięki Bogu już jejnie ma.Roger na chwilę stracił rezon i wodził tylko po nas wszystkich wzrokiem.Tak naprawdę jednak – niezależnie od układu, jaki zawarł z nim Cas – agenta nie spro-wadziła tu nadzieja na zdobycie lekarstwa.Nakazał zaprowadzić Jamesa do furgo-netki [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|