, Strugaccy A. i B Lot na Amaltee. Stazysci (SCAN 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Kapitan i nawigator wpatrywali się w niego zdumieni.Bykow zbliżył się do nich.- Kto z was jest kapitanem? - Spytał.- Kapitan Korf- przedstawił się rudy mężczyzna.- Kim wy są? Dlaszego?- Jestem Bykow, kapitan „Tachmasiba”.Proszę o pomoc.- Cieszę się - rzekł kapitan Korf i popatrzył na Żylina przy radiostacji.- Dwóch naszych towarzyszy weszło w Pierścień - poinformował Bykow.- O! - Na twarzy kapitana pojawiła się konsternacja.- Jaka nieostroszność!!- Potrzebny mi statek.Proszę was o niego.- Mój statek - chciał wiedzieć zdezorientowany Korf - iść w Pierścień?- Nie - zaprzeczył Bykow.- W Pierścień tylko w ostateczności.Jeśli zdarzy się nieszczęście.- A gdzie wasz statek? - spytał Korf podejrzliwie.- Mam fotonowy frachtowiec - odparł Bykow.- A - powiedział Korf.- Tak, to nie moszna.Na mostku rozległ się głos Jurkowskiego:- Poczekaj, ja zaraz wyjdę.- A ja ci mówię, siedź, Wołodieńka - odezwał się Michaił Antonowicz.- Długo się z tym grzebiesz.Michaił nie odpowiedział.- To oni? W Pierścieniu? - spytał Korf, wskazując palcem radiostację.- Tak - powiedział Bykow.- Zgadzacie się? Żylin podszedł i stanął obok.- Tak - rzekł kapitan Korf w zadumie.- Trzeba pomóc.Nawigator zaczął mówić tak szybko, że Bykow rozumiał tylko pojedyncze słowa.Korf słuchał i kiwał głową.Czerwony na twarzy odwrócił się do Bykowa:- Nawigator nie chce lecieć.Nie ma obowiązku.- Niech zejdzie - powiedział Bykow.- Dziękują, kapitanie Korf.Nawigator powiedział jeszcze kilka zdań.- Mówi, że idziemy na pewną śmierć.- Powiedzcie mu, żeby wyszedł - powiedział Bykow.- Musimy się.spieszyć.- Może lepiej by było, gdyby pan Korf też zszedł? - spytał ostrożnie Żylin.- Ho, ho! - zawołał Korf.- Ja jestem kapitanem!Machnął nawigatorowi ręką i podszedł do pulpitu sterowniczego.Nawigator wyszedł, nie patrząc na nikogo.Po chwili huknął zewnętrzny luk.- Dziefczyny - stwierdził kapitan Korf, nie odwracając się.-One robią nas słabymi.Słabymi jak one.Ale trzeba stawiać opór.Przygotujmy się.Sięgnął do bocznej kieszeni, wyciągnął fotografię, postawił na pulpicie przed sobą.- O tak - powiedział.-1 tylko tak.Inaczej nie można.Na miejsca, panowie.Bykow usiadł przy pulpicie obok kapitana.Żylin przypiął się pasami przed radiostacją.- Dyspozytor! - zawołał kapitan.- Dyspozytor, słucham - odezwał się dyżurny obserwatorium.- Proszę o pozwolenie na start!- Pozwalam!Kapitan Korf nacisnął starter i wszystko się przesunęło.I wtedy Żylin przypomniał sobie o Jurze.Przez kilka sekund patrzył na radiostację, wzdychającą głosem Michaiła Antonowicza.Nie wiedział, jak postąpić.Tankowiec już opuścił strefę obserwatorium i kapitan Korf, manewrując sterami, wyprowadzał statek na namiar.Nie panikujmy, myślał Żylin.Jeszcze nie jest źle.Na razie nie stało się nic strasznego.- Michaił! - usłyszeli Jurkowskiego.- Długo tam jeszcze?- Zaraz, Wołodieńka - powiedział Michaił Antonowicz.Jego głos brzmiał dziwnie, jakby był zmęczony czy roztargniony.- Hej! - rozległ się z tyłu głos Jury.Żylin odwrócił się.Na mostek wszedł Jura, zaspany i bardzo ucieszony.- Wy też na „Pierścień 1”? Bykow spojrzał na niego dziko.- Himmel Donnerweter! - wyszeptał Korf.On też zupełnie zapomniał o Jurze.- Pasażer! Do kajuta! - krzyknął groźnie, a jego rude bokobrody zjeżyły się.Michaił Antonowicz nagle głośno powiedział:- Wołodia.Bądź tak dobry, odsuń kosmoskaf na trzydzieści metrów.Będziesz umiał?Jurkowski mruknął coś z niezadowoleniem.- Spróbuję - powiedział.- A po co to?- Tak mi będzie wygodniej, Wołodia.Proszę cię.Bykow nagle wstał i szarpnął na sobie zapięcie kurtki.Jura popatrzył na niego z przerażeniem.Twarz Bykowa, zawsze czerwonoceglasta, nagle zrobiła się sinobiała.Jurkowski krzyknął:- Kamień! Misza! Kamień! Wracaj! Rzuć wszystko!Dał się słyszeć słaby jęk i Michaił Antonowicz powiedział drżącym głosem:- Odejdź, Wołodieńka.Szybko.Ja nie mogę.- Prędkość - wychrypiał Bykow.- Co to znaczy - nie mogę? - zawył Jurkowski.Słychać było, jak ciężko dyszy.- Odejdź, odejdź, tu nie można - mamrotał Michaił Antonowicz.- Nic z tego nie wyjdzie.Nie trzeba, nie trzeba.- Więc o to chodzi.- powiedział Jurkowski.- Czemu nie mówiłeś? Nic nie szkodzi.Zaraz.Chwila.Ale ci się zachciało.- Prędkość, prędkość - ryczał Bykow.Kapitan Korf wykrzywił piegowatą twarz i zawisł nad klawiaturą sterowania.Wzrastało przeciążenie.- Zaraz, Miszeńka, zaraz - mówił raźnym głosem Jurkowski.-O, tak.Ech, żeby tak mieć łom.- Za późno - powiedział niespodziewanie spokojnie Michaił Antonowicz.W ciszy, jaka zapadła, słychać było jak ciężko, ochryple dyszą.- Tak - powiedział Jurkowski.- Za późno.- Odejdź - powiedział Michaił Antonowicz.-Nie.- To nie ma sensu.- To nic - rzekł Jurkowski.- Szybko pójdzie.Rozległ się suchy śmieszek.- Nawet nie zauważymy.Zamknij oczy, Misza.Po krótkiej przerwie ktoś - nie wiadomo, kto - cicho i żałośnie zawołał:- Alosza.Aleksiej.Bykow w milczeniu odepchnął kapitana Korfa jak kociaka i wpił się palcami w klawisze.Tankowcem szarpnęło.Żylin, wciśnięty w fotel strasznym przeciążeniem, zdążył tylko pomyśleć: Dopalanie! I na sekundę stracił przytomność.Po czym przez szum w uszach usłyszał krótki, urywany krzyk bólu i przez czerwoną zasłonę zobaczył, jak strzałka autonamiaru drgnęła i zaczęła się kołysać.- Misza! - krzyknął Bykow.- Chłopaki!Opadł głową na pulpit i głośno zapłakał.Jura źle się czuł.Mdliło go, bardzo bolała głowa.Męczył go jakiś dziwny podwójny koszmar.Leżał na swoim łóżku w ciasnej, ciemnej kajucie „Tachmasiba” i jednocześnie to był jego duży jasny pokój na Ziemi.Do pokoju wchodziła mama, kładła mu na policzku przyjemnie chłodną rękę i mówiła głosem Żylina: Nie, jeszcze śpi.Jura chciał powiedzieć, że nie śpi, ale nie mógł.Jacyś ludzie, znajomi i nieznajomi, przechodzili obok niego i jeden z nich - w białym fartuchu - nachylił się i bardzo mocno uderzył Jurę w bolącą, rozbitą głowę, a po chwili Michaił Antonowicz żałośnie powiedział: Alosza.Aloszeńka., a Bykow, straszny i blady jak trup, schwycił rękami pulpit i Jurę rzuciło na korytarz, na twarde kanty.Grała przejmująco smutna muzyka i czyjś głos mówił: Podczas badania Pierścienia Saturna zginęli inspektor Międzynarodowego Zarządu Kosmicznej Komunikacji Władimir Siergiejewicz Jurkowski i najstarszy nawigator, kosmonauta Michaił Antonowicz Krutikow.I Jura płakał, jak płaczą we śnie nawet ludzie dorośli, gdy przyśni im się coś smutnego.Gdy Jura doszedł do siebie, zobaczył, że leży w kajucie „Tachmasiba”, a obok stoi lekarz w białym fartuchu.- No proszę - powiedział Żylin, uśmiechając się smutno.- Dawno tak trzeba było.- Oni naprawdę zginęli? - spytał Jura.Żylin w milczeniu skinął głową.- A Aleksiej Pietrowicz? - Żylin nic nie powiedział.- Głowa bardzo boli? - spytał lekarz.Jura zastanowił się.- Nie - odpowiedział.- Nie bardzo.- To dobrze - rzekł lekarz.- Poleżysz pięć dni i będziesz zdrów.- Nie odeślą mnie na Ziemię? - spytał Jura.Nagle bardzo się przestraszył, że go odeślą [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl