, Stanislaw Lem Pokoj na Ziemi (4) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dla takich gazet zwariowany milioner byłby szlagierem.Milionerzy nie życzą sobie jednak rozgłosu, ani kiedy są jako tako normalni, ani kiedy wariują.Porządny obłęd może nawet dopomóc gwieździe filmowej w karierze, ale nie milionerowi.Gwiazda filmowa nie przez to jest sławna, że świetnie gra w licznych filmach.Tak może było dawno temu.Gwiazda może grać jak noga, może mieć chrypkę z przepicia, bo zdublują jej głos, może po dokładnym myciu okazać się cała piegowata i niepodobna do siebie z afiszów i filmów, ale musi mieć “coś" i ma “coś", jeżeli wciąż się rozwodzi, ma roadster obklejony gronostajami, bierze 25 000 dolarów za gołe zdjęcie w “Playboyu", miała romans z czterema kwakrami naraz, a gdyby popadłszy w nimfomanię uwiodła syjamskie bliźnięta w starszym wieku, może liczyć na murowane kontrakty co najmniej przez rok.Także polityk winien być dziś znany głównie z tego, że ma głos Carusa, gra w polo jak szatan, uśmiecha się jak Ramón Novarro i kocha przez telewizję wszystkich wyborców.Natomiast milionerom mogłoby to tylko zaszkodzić, podcinając kredyt, a co gorsza budząc panikę na giełdzie.Milioner musi być zawsze daleki, spokojny i obliczalny.Jeżeli nie jest, musi się razem ze swą nieobliczalnością należycie schować.Ponieważ jednak obecnie przed prasą schować się jest nadzwyczaj trudno, sanatoria milionerów są niewidzialnymi twierdzami.Niewidzialnymi, to znaczy ich niedostępność jest zamaskowana i nie rzuca się z zewnątrz w oczy.Żadnych umundurowanych strażników, spienionych psów na łańcuchu, drutu kolczastego, bo to właśnie podnieca, a nawet rozjusza dziennikarzy.Takie sanatorium powinno wyglądać raczej nieciekawie.Przede wszystkim nie śmie się nazywać sanatorium dla umysłowo chorych.To, do którego się dostałem, było azylem dla przepracowanych wrzodowców i sercowców.Jakże więc poznałem na pierwszy rzut oka, że to tylko fasada, za którą kryje się obłęd? Wszystkiego chcielibyście się naraz dowiedzieć.Nie mogliśmy dostać się do środka, dopóki nie przyszedł po nas doktor Hous, zaufany Tarantogi.Poprosił, żebym przespacerował się trochę po parku, kiedy będzie rozmawiał z Tarantogą.Pomyślałem więc, że ma mnie za pomylonego.Widać profesor nie zdążył go poinformować jak należy, zresztą całkiem rozsądnie, boż chcieliśmy opuścić Australię szybko i bez hałasu.Hous zostawił mnie samego pośród klombów, fontann i żywopłotów, naszym bagażem zajęły się dwie przystojne dziewczyny w eleganckich kostiumach wcale nie wyglądające na pielęgniarki i to też dało mi do myślenia, a reszty dokonał brzuchaty starzec w piżamie, który widząc mnie, posunął się, żeby zrobić miejsce na kanapowej huśtawce.Odpłacając grzecznością za grzeczność przysiadłem się do niego.Jakąś dobrą chwilę huśtaliśmy się milcząc, po czym spytał, czy mógłbym oddać na niego mocz.Wyraził to zresztą dosadniej.Byłem tak zaskoczony, że zamiast odmówić, spytałem, po co.To bardzo go poruszyło.Zlazł z wyściełanej huśtawki i odszedł, utykając na lewą nogę, mówiąc głośno do siebie, zdaje się, że o mnie, ale wolałem się w to nie wsłuchiwać.Rozglądałem się po parku, co jakiś czas patrząc odruchowo na lewą rękę i nogę, trochę tak jak się patrzy na otrzymanego niedawno w podarunku rasowego psa, który zdążył już przelotnie pogryźć parę osób.To, że zachowywały się biernie, huśtane wraz ze mną, wcale mnie nie uspokajało i wspominając ostatnie przejścia myślałem zarazem, że tuż obok tego mojego myślenia czai się, wewnątrz głowy, inne myślenie, też niby moje, lecz całkiem niedostępne, i że to nie jest lepsze od schizofrenii, bo z niej leczą, ani od choroby świętego Wita, bo taki chory wie, że najwyżej ewentualnie zatańczy, ja natomiast byłem dożywotnio skazany na wybryki we własnym jestestwie.Pacjenci spacerowali alejami, za niektórymi poruszał się w pewnej odległości cichobieżny wózek podobny do golfowego, pewno na wypadek, gdyby spacerowicz się zmęczył [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl