, Pagaczewski Stanislaw Gabka i latajace talerze (SCAN 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ale kierowca miał ochotę na pogawędkę.Wysiliwszy swą znajomość języka włoskiego zdołał wystękać:- Roma.Milano.Zofia Loren.Bellissima! Dopiero gdy poczuł między łopatkami lufę pistoletu, zapuścił silnik i mruknął:- Jakie te ludzie teraz nerwowe.Przybywszy do celu, Killy wręczył mu dwa fałszywe dolary i nie czekając na resztę, ruszył ku Jamie.Miał szczęście.Jej mieszkaniec plewił właśnie grządkę czerwonych tulipanów.Ubrany w ogrodniczy kombinezon, z głową nakrytą słomkowym kapeluszem i z nieodłączną fajką w zębach, wyglądał bardzo sympatycznie i wcale nie przypominał groźnego potwora.Killy, który przed tygodniem zdał egzamin z języka polskiego, skłonił się i powiedział:- Dzień dobry.Jaka piękna kwiaty.Szeroką twarz Smoka okrasił radosny uśmiech.- Prawda? Pan jest ogrodnikiem?- Nie, piratem - odparł Killy i ugryzł się w język.O mało co nie popełnił fatalnego błędu! Ale Smok nie dosłyszał słów gościa, bo w tej samej chwili wawelskie zegary jęły wydzwaniać południe.Na wszelki wypadek Killy dodał:- Och przepraszam.Ale w czasie lecieć czytałem książka o piratach.Uścisk smoczej łapy był przerażająco mocny.Killy przez dłuższą chwilę musiał rozcierać swą prawicę.- Proszę do środka - rzekł potwór.- Czym chata bogata, tym rada.Czego się pan napije? Jest woda źródlana, kefir i sok malinowy.Zrobię panu doskonały cocktail.- Thank you.Ja tylko na krótka chwila.Jestem specjalny wysłannik ONZ do spraw badania opinii.Zechce pan odpowiedzieć na jedenaście pytań zamieszczonych w ankieta.Dla pana to drobiazg, a dla nas ogromnie cenna informacja.- Przesada - rzekł Smok wręczając gościowi szklankę z napojem.- Nic podobnego.Mamy już 299 milionów 999 tysięcy i 999 odpowiedzi.Brak nam tylko tej najważniejszej, pochodzącej od jedyny smok na kula ziemska.- Skoro tak, to zgoda.Ale chwileczkę.Musi pan spróbować kruchych ciasteczek, zrobionych własnoręcznie przez Bartoliniego.Odwrócił się plecami do gościa i zajrzał do lodówki.Korzystając z tego Killy wykonał szereg zdjęć Jamy przy pomocy aparatu ukrytego w guziku marynarki.Jednocześnie błyskawicznym ruchem przykleił pod stołkiem niezwykle czuły mikrofon.W ten sposób spełnił najważniejszy rozkaz swego szefa.- Na szczęście są jeszcze cztery ciasteczka - rzekł Smok.- To niewiele, ale wystarczy, żeby się pan poczuł zachwycony.- Ja już jestem zachwycona z poznanie tak sławna osobistość - powiedział Killy, kładąc dłoń na sercu.- Ale bardzo mnie dziwi, czemu taka sławna osoba mieszka w takie prymitywne warunki.Pan jest jaskiniowiec XX wieku! Brak światło dzienne, mnóstwo chłód, wilgoć i kamienna podłoga.Czy nie mogli dać porządnego mieszkania w drapacz chmur?- Mogli - odparł szczerze Smok.- Ale ja nie chciałem.Strasznie lubię tę norę.Czy słyszał pan kiedy, żeby smoki mieszkały gdzie indziej niż w jaskini? Killy przecząco pokiwał głową.- A widzi pan - zatriumfował gospodarz.Przybysz wyciągnął z teczki drukowany formularz, rozłożył go na stole i wygładził dłonią.- Będzie szybciej, jeżeli sam przeczytam pytania, a pan udzieli odpowiedź.Nie chcę zabierać zbyt mnóstwo czasu.Można zaczynać?- Proszę.- Jeszcze jedna uwaga: odpowiedzi powinny być krótkie i zdecydowane.Zaczynam.- Co jadasz na śniadanie?- Chleb z masłem i jajko na miękko.- Czy lubisz piesze spacery?- Ogromnie.- Jaki masz numer kołnierzyka?- Pięćdziesiąty czwarty.- Ulubiony kolor?- Niebieski.- Czy grasz w szachy? - Słabo.- Do ilu rachujesz?- Do pięciuset.Dalej już mi się nie chce.- Czy istnieją latające spodki?- Nie wiem.Musiałbym zapytać się Lema.- Ile masz zębów?- Czterdzieści osiem.I wszystkie prawdziwe.- Co to jest poezja?- Obiad sporządzony przez Bartoliniego.- Czy lubisz zespół Abba?- Bardzo.- Stan cywilny?- Kawaler.Killy włożył arkusz do teczki, a długopis do kieszonki.- To byłoby wszystko.Na razie - zastrzegł się.- Opracowanie ankieta należy do komputer.Wyniki prześlemy listem ekspres.- Tylko nie ekspresem- przeraził się Smok.- Dlaczego?- Bo te idą najdłużej.Przynajmniej u nas.Najlepsza będzie zwykła kartka pocztowa.- W porządku - zgodził się Killy, uradowany, że poszło mu tak łatwo.- Życzenie klienta jest dla nas rozkazem.I jeszcze jedno, Mr Smok.Bardzo dziwne, że wytrzymuje pan to okropne krakowskie powietrze.Ja twierdzić, że to dlatego, bo macie za mało samochód.Zdumienie Smoka nie miało granic.- Jakim cudem? Nie rozumiem.- Widzi pan - ciągnął Killy - im więcej samochody na ulice, tym lepsze powietrze w miasto.Samochody robić wiatr, a każda samochóda spoza miasto przywozi trochę wiejskie powietrze.No nie? Gdybym był władcą od Kraków, to przeprowadziłbym przez miasto dwa ogromne autostrady, po osiem pasy każda.Jedna Wschód-Zachód, druga Północ-Południe.Zaraz byłoby czym oddychać.- Pan chyba żartuje?- Ja mówić całkiem poważnie.Wkrótce wystąpić z taką tezą na zebranie Komiteta Ochrony Środowiska w ONZ.No, ale na mnie już czas.- Good-bye mr Smok!- Good-bye! I szczęśliwej drogi.Po odejściu gościa Smok wrócił do plewienia grządki tulipanów.Nagle zerwał się, podskoczył i wybiegł na drogę.Niestety, po miłym wysłanniku ONZ nie było już śladu.To straszne - pomyślał mieszkaniec Jamy.- Pomyliłem się z tym numerem kołnierzyka.Noszę przecież pięćdziesiąty piąty, a nie czwarty.Ale może to nic ważnego.Rozdział XIWYPRAWA PO GAZW tym samym czasie, gdy Smok rozmawiał z rzekomym wysłannikiem ONZ, Baltazar Gąbka, wraz ze swymi asystentami Piotrem i Markiem, zbliżał się do pamiętnego otworu, w którym po raz pierwszy od dwunastu stuleci znów ujrzał światło słoneczne.Profesorowi i jego pomocnikom towarzyszyło kilkunastu studentów dźwigających różne aparaty naukowe oraz bańki do pobierania próbek gazu.Na wieczną rzeczy pamiątkę należy zaznaczyć, że pojemniki te ofiarowała Instytutowi - i to w drodze czynu społecznego - Centrala Spółdzielni Mleczarskich!Tego dnia, podobnie jak w Krakowie, panowała w górach nadzwyczaj piękna pogoda.Z Kalatówek przez Halę Kondratową dążyły na Giewont tłumy turystów, znaczących swą drogę papierkami z cukierków i skórkami pomarańcz.Dźwięk gitar przeplatały się z tonami jazzu płynącymi z niezliczonych tranzystorów.Ta bardzo hałaśliwa, a jednocześnie pstrokata wędrówka ludów wywarła jak najgorsze wrażenie na profesorze, pamiętającym ciszę i pustkę Gór Skalistego Południa.- Przecież oni wypłoszą wszystkie niedźwiedzie - rzekł do młodszego z swych asystentów, Piotra.- Już dawno je wypłoszyli - odparł Piotr.- O ile mi wiadomo, w całych Tatrach zachowało się tylko kilka niedźwiedzi, i to w najbardziej niedostępnych miejscach.Jeden z nich jest całkiem głuchy, a pozostałe cierpią na przytępienie słuchu.- Biedaki - westchnął profesor.- Ale co to? Widzę jednego tam na skale, po prawej stronie.A więc nie jest tak źle z nimi.Piotr przyłożył dłoń do czoła i spojrzał we wskazanym kierunku.- To jest człowiek przebrany za misia - powiedział po chwili.’ - Turyści chętnie się z nim fotografują.On nawet nieźle zarabia.- Ach tak - rzekł profesor ze smutkiem.- No, to chodźmy dalej.Wąska i coraz bardziej stroma ścieżka wiła się między potężnymi głazami, na których tu i ówdzie zieleniły się czapy mchu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl