, Petersin Thomas Ogrodnik Szoguna ( 18) (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Abystłumić dźwięk choć trochę, rzuciła się na łóżko i wbiłagłowę w poduszkę.Nie wiedziała, jak długo tak ryczała,nie usłyszała otwieranych drzwi.Dopiero gdy poczuła rękęIriny Michaiłownej na ramieniu, podniosła głowę, nie wie-dząc, o co chodzi. – Czy coś się stało? – spytała gospodyni zatroskanymgłosem. – Nic, nic.Zostawcie mnie w spokoju – wymamrotała,a raczej wybuczała przez łzy.Irina jednak nie odeszła.Usiadła na jej łóżku i spraco-wanymi dłońmi skłoniła ją, by złożyła głowę na jej podo-łek.Milczała.Teraz Oksana moczyła jej granatowy fartuchw białe groszki.Minęły długie minuty, zanim Oksanie wróciła zdolnośćmyślenia.I pierwszą myślą było, że jest zazdrosna.Zazdro-sna o dyrektora Abla.A bez zazdrości nie ma miłości, jakktoś niedawno powiedział.„Kto to był?” – jej rozum nie pra-cował normalnie, myśli raczej błąkały się po jego obrzeżach,ale w końcu sobie przypomniała: „Agniessa! I ten jej Ge-nadij, który ją bija na wszelki wypadek.Kochają się.On jąbije, a tej to się podoba, bo to miłość.Dziwne”.Nie tak sobiedotąd wyobrażała miłość.To Abel też ją kocha? Bo przecież274 ⁄275#Infover WM wu6vqulaasjcdnnzp6x6jyugfqrgpos4fa2o28sq#sprał ją wtedy, w ten czwartek.I dzisiaj chciał.No, dzisiaj to raczej nie z miłości.Dzisiaj to naprawdę zasłużyła – bezdwóch zdań! Żeby taką scenę zrobić! I to komu – dyrekto-rowi! Tak jakby co najmniej był jej narzeczonym.To sobienagrzebała! Ale dyrektor mówił coś o karze, że zakończysprawę.Niby, że jej nie wyrzuci.Dużo mówił, tylko nie mo-gła sobie przypomnieć dokładnie co.Podniosła głowę z fartucha gospodyni.Ta, widząc, że łzyjuż nie płyną, otarła jej twarz rąbkiem w groszkowy wzoreki z uśmiechem zafrasowania spytała: – I co, lepiej ci? – Nie wiem, Irino Michaiłowna.Strasznie narozrabiałam. – Co się stało, to się nie odstanie.Ale może nie jest tak źle,jak myślisz? A może i jeszcze co dobrego z tego wyniknie? – Dobrego, mówicie? Naubliżałam dyrektorowi, scenęzazdrości odstawiłam – i to wszystko niesłusznie, bez po-wodu.Idiotkę z siebie zrobiłam. – Zazdrościsz? Znaczy kochasz go… „No tak.Na to by wyszło” – przytaknęła w myślach.Jakieto proste, gdy ktoś nazwie rzecz po imieniu! Ona go kocha, bozazdrości.On ją kocha, bo ją bije.Ale to wcale proste nie jest. – A jaki on jest, ten twój dyrektor? „No, dalej, powiedz jej, jaki on jest.Powiedz, że prawy,wykształcony, że nie pije, nie pali nawet, samotny, przystoj-ny, zamożny – istny książę z bajki.Istny królewicz.A onakopciuszek.Tylko gdzie ta wróżka, gdzie ta karoca z dyni?Gdzie te stroje zaczarowane, ten pantofelek?” Bo na razie totenisówkę może mu na schodach zgubić.Po co gubić – prze-cież leżą tam u niego, w szafce na korytarzu, obie, cała para.Ten obrazek otrzeźwił ją do reszty – nie ma to jak zło-śliwa autoironia.Wyprostowała się na łóżku i zdobyła sięna uśmiech.Należał się Irinie – dobra z niej kobieta. – Całkiem w porządku, Irino Michaiłowna.Uścisnęła jej pomarszczone dłonie.#Infover WM eo2o1npopy4blzkhv8kekcjg1ytwvurny0uwftds# – Teraz muszę zakupy rozpakować.Pójdziecie ze mną do kuchni? Mam dla was te pół kostki margaryny – zarazodkroję.Przypomniała sobie wyrzut dyrektora, że zbyt rzadkodziękuje.Dając, powiedziała: – Dziękuję bardzo.Nie mogłam trafić na lepszą gospo-dynię; jesteście dla mnie jak matka – tacy mili i w ogóle…A mną się nie martwcie, jakoś się ułoży.Jeszcze nie wiemjak, ale coś wymyślę.A jak nie ja, to dyrektor Abel.To prawyczłowiek i krzywdy mi nie zrobi. „Chyba” – dodała w myślach.Wykładając chleb, margarynę, kiełbasę, kilka plasterkówszynki, ser, jajka i konserwy z plecaka, a z torby proszek,płyn do naczyń, golarki, mydła, piankę i pastę do zębów,nadal w myślach analizowała szczegóły zajścia z dyrekto-rem.„Od czego to się zaczęło? Aha, powiedział coś o grzaniu,że mu dom ociepla.Hmm… A ty, ostatnia kretynko, na to –jakbyś się jakichś prochów nałykała – że Zinaida mu grzejełóżko, że zimny, że szydzi z ciebie i nie okazuje wdzięczno-ści.Kilka razy zapraszał, byś zjadła z nim kolację, a ty co? –odmawiałaś.Skoro notorycznie się wymigujesz, to czegowłaściwie chcesz? Miał się na ciebie rzucić? To nie on tujest zimny, tylko ty, głupia cipo.Więc nawet jakby teraz pla-nował wieczór z inną, to twoja wina [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl