,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Jeżeli zdejmie te europejskie buty i pończochy i powlecze się dalej boso, może uda się jej uniknąć zdemaskowania.Cnotliwie zasłonięta Arabka, nawet obdarta i biedna, jest nietykalna.Wszelka zaczepka ze strony mężczyzny byłaby najwyższym uchybieniem.Ale czy to przebranie zamydli oczy Europejczykowi szukającemu jej z samochodu? W każdym razie i tak była to jedyna szansa.Była tak zmęczona, że nie mogła podjąć marszu.Strasznie chciało jej się pić, ale na to nie było rady.Zdecydowała, że najlepiej położyć się na stoku pagórka.W razie czegousłyszy stąd samochód, a jeżeli położy się na brzuchu w małym parowie na stoku, zorientuje się mniej więcej, kto siedzi w samochodzie.Może też kryć się, przemieszczając po stoku, tak by nie widziano jej z drogi.Z drugiej strony odczuwała wielką potrzebę powrotu do cywilizacji, żeby to jednak zrobić, musiała zatrzymać jakiś pojazd wiozący Europejczyków i poprosić o zabranie jej z sobą.Tylko jak się upewnić, że ludzie w samochodzie są właściwymi Europejczykami?Zmagając się z tymi ponurymi myślami, Victoria, wyczerpana ciężkim marszem i trudami, niespodziewanie usnęła.Kiedy się obudziła, słońce stało w zenicie.Było jej gorąco, zesztywniała, miała zawroty głowy.Cierpiała katusze z pragnienia.Jęknęła, a kiedy jęk dobywał się z jej spieczonych, obolałych warg, zamarła i zaczęła nasłuchiwać.Doszedł ją słaby, ale łatwo rozpoznawalny odgłos samochodu.Ostrożnie uniosła głowę.Samochód nie nadjeżdżał od strony miasteczka, jechał z przeciwnego kierunku.A więc nie pościg.Na razie był to mały czarny punkcik daleko na horyzoncie.Victoria leżała w swoim ukryciu i obserwowało go.Jakże żałowała, że nie ma lornetki.Samochód zniknął jej na chwilę z oczu w jakimś zagłębieniu, po czym pojawił się niedaleko, na wzniesieniu.Prowadził Arab, a obok niego siedział mężczyzna ubrany po europejsku.“Teraz - pomyślała Victoria - muszę podjąć decyzję".Czy miała spróbować? Czy powinna wybiec na drogę i zatrzymać samochód?Kiedy już, już miała to zrobić, obudziły się w niej wątpliwości.A jeżeli istniała najmniejsza nawet możliwość, że stanie oko w oko z nieprzyjacielem?Skąd mogła wiedzieć? Trakt był z pewnością rzadkouczęszczany.Nie pojawił się na nim dotąd żaden pojazd.Nawet ciężarówka.Nawet stado osłów.Samochód mógł jechać do miasteczka.Co miała zrobić? Stała przed straszliwą decyzją, którą musiała podjąć w mgnieniu oka.Jeśli to nieprzyjaciel, nadchodzi koniec Victorii Jones.Jeśli nie, może to dla niej ostatnia deska ratunku? Gdy znów ruszy przed siebie, albo ją złapią, albo umrze z pragnienia.Co zrobić?I kiedy tak miotała się między jedną a drugą decyzją, warkot samochodu się zmienił.Pojazd zwolnił, zboczył z drogi i podjechał po kamieniach pod pagórek, na którym przykucnęła Victoria.Dostrzegli ją! To był pościg!Ześlizgnęła się w głąb parowu i zaczęła czołgać się po stoku, byle dalej od zbliżającego się niebezpieczeństwa.Samochód zatrzymał się i rozległ się trzask zamykanych drzwiczek.Potem ktoś powiedział coś po arabsku.I cisza.Nagle w polu widzenia Victorii pojawił się jakiś mężczyzna.Okrążał pagórek w połowie stoku i bacznie wpatrywał się w ziemię.Od czasu do czasu przystawał i coś podnosił.Jeżeli czegoś szukał, to na pewno nie Victorii Jones.Poza tym, był bez wątpienia Anglikiem.Z okrzykiem ulgi Victoria poderwała się na równe nogi i podbiegła do nieznajomego.- Och, proszę pana - zawołała - tak się cieszę, że pan przyszedł.Patrzył na nią szeroko otwartymi oczami.- Na litość boską.- zaczął.- Jest pani Angielką? Przecież.Victoria wybuchnęła śmiechem i zrzuciła abę.- Tak, oczywiście, jestem Angielką - powiedziała.- Czy może mnie pan zawieźć do Bagdadu?- Nie jadę do Bagdadu.Właśnie stamtąd przyjechałem.Ale co pani tu robi, na Boga, sama, na pustyni?- Zostałam porwana - powiedziała Victoria jednym tchem.- Poszłam umyć głowę i uśpili mnie chloroformem.A kiedy się obudziłam, byłam w jakimś arabskim domu, tam, w miasteczku.Pokazała ręką na horyzont.-W Mandali?- Nie wiem, jak się nazywa.W nocy uciekłam [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|