, Smith Scott Prosty Plan (SCAN dal 924) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Na haku wisiał jeden jedyny krawat; niebieski, z haftowanym jeleniem.Znalazłem też dwie pary trampek, parę zimowych butów, kilka czapek, rękawice, czarną kominiarkę, kąpielówki, kilka kurtek na różne pory roku oraz szare spodnie i buty z brązowej skóry, które nosił tamtego ranka, gdy odwiedził mnie, prosząc o pomoc w kupnie farmy ojca.Wypełniałem kolejne pudła i znosiłem je do samochodu.Skończywszy z ubraniami, wziąłem się do łazienki: spakowałem przybory toaletowe, ręcznik, maszynkę do golenia, plastikowy pistolet na wodę i stertę czasopism „Mad”.Z łazienki przeszedłem do kuchennej wnęki, by znaleźć w niej dwa garnki, patelnię, tacę pełną zdekompletowanych naczyń, cztery szklanki, sześć ta­lerzy, wystrzępioną miotłę i pustą puszkę po jakimś środku czyszczącym.Wszystko było brudne, zatłusz-czone i lepkie.Jedzenie: puszkę ravioli, pudełko płat­ków kukurydzianych, karton śmierdzącego mleka, nie tkniętą paczkę czekoladowych pączków, bochenek spleśniałego chleba, trzy plasterki żółtego sera i pomar­szczone ze starości jabłko - wyrzuciłem.Potem usunąłem z mieszkania wszystkie śmieci: butelki po piwie, stare gazety, papierki po cukierkach i batonach oraz puste torby po suchym żarciu dla psa.Następnie zająłem się łóżkiem.Ściągnąłem prześciera­dła, stojące na stoliku radio z wmontowanym budzi­kiem owinąłem w kalesony i to wszystko wepchnąłem do kartonu.Poduszkę rzuciłem w stronę drzwi.Pach­niała Jakubem.Meble należały do właściciela mieszkania, więc kiedy spakowałem prześcieradła i poduszkę, uznałem, że zrobiłem swoje.Pozostał tylko kufer.Był to stary wojskowy kufer z czasów drugiej wojny światowej; Jakub dostał go od wuja-żołnierza na dziesiąte urodzi­ny.Zamierzałem znieść go do samochodu bez otwiera­nia, ale w ostatniej chwili zmieniłem zdanie.Zataszczyłem kufer na łóżko i dźwignąłem wieko.Ku swemu zdziwieniu stwierdziłem, że w środku panuje wzorowy porządek.Po lewej stronie leżała sterta starannie złożonych prześcieradeł i ręczników kąpielowych.Należały do naszych rodziców.Natych­miast je rozpoznałem: błękitne, nieco wytarte ręczniki były ozdobione monogramami matki, a prześcieradła - maleńkimi różyczkami.Po prawej stronie kufra zobaczyłem czerwony przybornik do robótek ręcznych, starą Biblię, rękawicę baseballową, pudełko nabojów do strzelby i maczetę.Maczeta należała kiedyś do tego samego wuja, który sprezentował bratu kufer; musiał ją kupić gdzieś na wyspach Pacyfiku.Była długa, miała grubą, lekko zakrzywioną klingę i rękojeść z jasnobrązowego drewna.Wyglądała paskudnie, prymi­tywnie i groźnie, jak eksponat w muzeum etnograficz­nym.Pod maczetą leżała wielka, stara księga.Zaciekawio­ny wyjąłem ją z kufra i położyłem na brzegu łóżka.Słońce zdążyło już zajść i w mieszkaniu panował mrok.Światło paliło się tylko w łazience, więc musiałem wytężyć wzrok, żeby odczytać tytuł wytłoczony zło­tymi czcionkami na zniszczonej okładce: „Rolnictwo od A do Z”.Otworzyłem księgę i na pierwszej stronie zobaczyłem nazwisko ojca wykaligrafowane ołówkiem.Tuż pod nim Jakub naskrobał piórem swoje.Przypuszczałem, że jest to jeden z tych bezwartościowych drobiazgów, które ojciec zapisał bratu w testamencie, żałosny sub­stytut straconej farmy, lecz gdy zacząłem przerzucać kartki, stwierdziłem, że ta część spadku wiele dla Jakuba znaczyła.Na wszystkich stronicach widniały liczne podkreś­lenia, a marginesy były upstrzone notatkami.Znalaz­łem tam rozdziały traktujące o irygacji i nawodnianiu pól uprawnych, o konserwacji maszyn rolniczych, o na­wozach sztucznych, o rynku zbożowym, o ustawach podatkowych, o stawkach przewozowych, o rzeczach, których Jakub - tak przynajmniej uważałem - nigdy nie rozumiał.Tymczasem on cały czas się uczył.Chciał zostać farmerem.Wróciłem do początku księgi i sprawdziłem datę wydania.Wydano ją w roku 1936, ponad pięćdziesiąt lat temu.Ani słowem nie wspominała o pestycydach, o środkach chwastobójczych, o opylaniu roślin, a prze­pisy podatkowe, tak szczegółowo przedstawione i omó­wione, zdążyły się wielokrotnie zmienić.Mój brat prze­dzierał się przez stary, bezwartościowy podręcznik.Między kartkami książki tkwił duży arkusz papieru złożony na pół - plan naszej rodzinnej farmy.Sądząc po koślawych liniach i charakterze pisma, wyrysował go Jakub.Pokazywał usytuowanie stodoły, szopy na maszyny rolnicze i elewatora, wytyczał granice pól i łąk, pociętych siecią maleńkich, precyzyjnych strza­łek, które tworzyły dokładny schemat irygacyjny całej posiadłości.Do prawego górnego rogu arkusza papieru brat przypiął fotografię naszego domu; w oknach nie było firanek, więc zrobiono ją chyba tuż przed rozbiórką budynku.Kto wie, może Jakub pojechał tam specjalnie po to, żeby zobaczyć, jak go burzą?Trudno mi dokładnie opisać, jak się czułem, patrząc na szkic, na zdjęcie naszego domu i na księgę z odręcz­nymi notatkami brata.Najpierw ogarnął mnie żal, że byłem na tyle głupi i zajrzałem do kufra, miast trzymać się pierwotnego planu i znieść go do samochodu bez otwierania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl