, Smith Neil L Lando Calrissian i Mysloharfa S 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- To właśnie w tobie najbardziej lubię - rzekł Calrissian.-Spieszysz z pomocą, kiedy jej szczególnie potrzebuję.Oto dzieje się nic!Stało się dokładnie, jak powiedział.Lando przyłożył Klucz do wizerunku w ścianie w taki sposób i pod takim kątem, który wydawał mu się najodpowiedniejszy i najlogiczniejszy.Odniósł jednak wrażenie, że jego trud przypomina umieszczanie modelu statku we wnętrzu butelki - a przynajmniej tak mu się wydawało w pierwszej chwili.Później - w taki sposób, że nawet tego nie zauważył - Klucz znalazł się we wnętrzu Zamka.Słońce świeciło.Wiał wiatr.Piasek zalegał u podstawy pira­midy.Lando popatrzył na Mohsa, który chyba jeszcze nie skończył wzruszać ramionami.Kiedy ramiona starca wreszcie opadły, hazardzista spojrzał na Vuffi Raa.Mały android odwzajemnił jego spojrzenie.Później robot i prastary szaman wymienili spojrzenia.A potem obaj przenieśli je na Calrissiana.- Wygląda mi to na kompletną klapę.No cóż, Mohsie, wydaje mi się, że już jadłeś śniadanie, ale jeżeli chodzi o mnie, chętnie bym coś przekąsił.Co powiedziałbyś na to, żebyśmy podreptali do statku i.Vuffi Raa?Nie przestając zwracać się do starca, zauważył, że z małym robotem stało się coś dziwnego.Vuffi Raa zniknął.- Mohsie, widziałeś to? Mohsie?W tej samej chwili, kiedy Lando odwrócił głowę i stracił Śpiewaka z pola widzenia, Mohs także zniknął, tak samo jak.android - bez jakiegokolwiek dźwięku ani ruchu.Słońce świeciło.Wiał wiatr.Piasek zalegał u podstawy pira­midy.ROZDZIAŁ 14Lando Calrissian nie należał do młodych ludzi robiących często użytek z fizycznej siły.Wiedział, że jego utrzymanie i dobrobyt za­leżą od sprytu i opanowania, a także umiejętności zręcznego mani­pulowania wrażliwymi przedmiotami i oceniania charakterów ludzi.Mimo to wyciągnął rękę, zacisnął palce w pięść i huknął nią w ścianę piramidy.I aż skulił się ze zdumienia.Poprzednie zetknięcie się ze ścianą budowli przypominało wy­stawianie głowy na podmuchy silnego wiatru - było czymś trud­nym do opisania, ale niewątpliwie realnym.Teraz jednak to, co mu się przydarzyło, zakrawało na fantazję.Jego dłoń przeszła przez ścianę i nie napotykając żadnego oporu, zniknęła, jakby cała budowla była jednym gigantycznym hologramem.Lando cofnął rękę, po czym uniósł do oczu i obej­rzał.Na próbę rozprostował i zacisnął palce.Przyjrzał się ścia­nie, ale jej nie dotykał.Materiał, z którego ją wykonano, spra­wiał wrażenie jednolitego i gładkiego, a także odpornego na działanie czynników atmosferycznych i czasu.Nie dawał się ry­sować ani odłupywać.Mimo to na jego powierzchni widniała bardzo cienka warstewka kurzu, a może jakiegoś smaru czy ole­ju, która pokrywała także chyba wszystkie inne przedmioty na planecie.Lando wyraźnie widział pojedynczy cienki włos - z pew­nością nie należący ani do niego, ani do Mohsa; zapewne po­zostawiony przez jakieś zwierzę albo przyniesiony z wiatrem - który przykleił się i pozostał.Ponownie wyciągnął rękę i zagłębił w rzekomo nieprzenikliwej ścianie- i dłoń zniknęła, jakby ucięta na wysokości nadgarst­ka.Lando postąpił krok do przodu, ale kiedy przekonał się, że w taki sam sposób zniknęło całe przedramię aż do łokcia, wzdrygnął się i cofnął.Okazało się jednak, że podobnie jak poprzednio, jego ręce nie stała się żadna krzywda.Lando Calrissian był osobą roztropną i ostrożną.Możliwe, że ktoś inny natychmiast puściłby się na poszukiwania Vuffi Raa i Mohsa, gdyż wszystko przemawiało za tym, że i oni zniknęli we wnętrzu piramidy.Ale jakiż los mógł ich tam spotkać? Gdyby twój najlepszy przyjaciel nagle zniknął ci z oczu, a ty podejrzewałbyś, że wpadł przez drzwi zapadowe do piwnicy, czy natychmiast sko­czyłbyś tam za nim, nie upewniwszy się, czy z podłogi nie wystaje las stalowych szpikulców?Lando jeszcze raz zagłębił rękę w ścianie, ale przekonał się, że i tym razem nie napotkał żadnego oporu, tak jakby ściana w ogóle nie istniała - oczywiście, jeżeli nie liczyć wrażeń, ja­kie odbierał jego zmysł wzroku.Zamknął oczy i zaczął prze­mieszczać rękę w prawo i w lewo.Na zewnątrz piramidy nie czuło się na tyle silnych podmuchów wiatru, aby mógł ocenić, czy ściana wywierała jakiś wpływ na ruchy powietrza.W każ­dym razie nie wpływała na temperaturę.Lando mógł poruszać palcami, a także zaciskać je w pięść i rozwierać.Na próbę nimi pstryknął.Poczuł, jak palce ocierają się o siebie, ale nie usłyszał żadnego dźwięku.Umieścił w ścianie drugą rękę i chwycił pierwszą.Obie za­chowywały się zupełnie normalnie.Klasnął w dłonie i poczuł, jak się stykają, ale znów nie usłyszał odgłosu klaśnięcia.To było dziwne.Objął palcami prawej ręki nadgarstek lewej, po czym powoli zaczął przesuwać w górę, w kierunku ramienia.Ob­serwował, jak ręka się pojawia, zupełnie jakby wynurzała się spod powierzchni wody.tyle że owa powierzchnia przy­pominała pionową ścian?.Pochylił się i nabrał garść piasku, a potem zanurzył znów rękę w ścianie i zaczął przesypywać pia­sek z jednej dłoni do drugiej.Wyciągnął obie ręce i odrzucił piasek.po czym przeszedł przez ścianę piramidy.Czasami trzeba zdecydować się na podjęcie ryzyka.Nie pomyślał o tym nigdy przedtem.Kiedy Posiadacz umieszczał Klucz we wnętrzu Zamka, starzec Mohs, sędziwy i poważany Naczelny Śpiewak zamieszkujących system Rafy Toków, opierał się o ścianę piramidy.Nagle odniósł wrażenie, że ściana zniknęła.Ogarnęły go nieprzeniknione cie­mności i zorientował się, że spada.Na szczęście trwało to dosyć | krótko, ale mimo to poczuł, że jego przepaska niemal się rozwiązała.Przez całe długie, bardzo długie życie Mohs godził się z lodowatymi podmuchami, które jakoś wpadały pod skraj osłaniającej biodra przepaski.Teraz - pomimo iż znajdował się w ciem­nościach, w budzącym grozę świętym miejscu, nagle doszedł do wniosku, że przecież może związać długi, zwisający luźno ko­niec materiału, wepchnąć go między nogi i w ten prosty sposób | zlikwidować szczelinę, przez którą dostawało się powietrze.j Dlaczego nie pomyślał o tym wcześniej? Dlaczego nie pomyś­lał o tym nikt spośród jego ludzi? Przyłapał się na cynicznym stwier­dzeniu, że już sama ta błaha informacja jest warta setek śmiesz­nych Pieśni.O nie! To było bluźnierstwo! Mohs skulił się i próbował przeniknąć spojrzeniem otaczające go ciemności.Oba­wiał się.właściwie czego? Zaczął się zastanawiać.W ciągu ostatnich kilku minut nie robił niczego innego, tylko się zastanawiał.W końcu doszedł do wniosku - co mogło być pierwszą prawdzi­wą decyzją w jego życiu, jaką podjął samodzielnie - że zaczeka, aż oczy przyzwyczają się do ciemności.Usiadł na jakiejś twardej, wytrzymałej powierzchni i cieszył cię ciepłem, jakie przenikało członki.I uczuciem, że jego umysł działa sprawnie jak nigdy przedtem.Upłynęło wiele godzin!Mierząc wewnętrznym chronometrem, cztery godziny, dwa­dzieścia trzy minuty i pięćdziesiąt pięć sekund.Vuffi Raa nie mu­siał nigdy sprawdzać, ile czasu upłynęło - po prostu to wiedział [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl