, Smith Lisa Jane Wizje w mroku Opętany 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Anna wzięła koszulkę Kaitlyn, żeby przemyć ranę Roba i zatamować krwawienie.- Potrzymaj - odezwała się do Kait i zaczęła wspinać się W górę.Po chwili wróciła zpękiem zielonych liści.- Igły cykuty - wyjaśniła.- Są dobre na oparzenia, może pomogą też narozcięcie.- Przyłożyła je do czoła Roba. Lewis przyglądał się ociekającym drzewom, kręcąc w dłoniach bejsbolówką.Naglewypalił:- Słuchajcie, co się właściwie stało? Wpadliśmy w poślizg czy.- Nie, to moja wina - odezwała się Kaitlyn.- Nieprawda - upierał się Rob.Zrobiony z koszulki bandaż zakrywał mu jedno oko ichłopak wyglądał jak pirat. Na drodze pojawiła się koza.Lewis przestał kręcić czapką.- Koza?- Tak.Szara koza.- Rob urwał i spojrzał na Kaillyn - Szara - powtórzył.-Właściwie bezbarwna.Kaitlyn wpatrywała się w niego i zamknęła oczy.- Och.Aj- Myślicie, że to była zjawa, jak te szare postacie? - zapytała Anna.- Oczywiście - zgodziła się Kaitlyn.Była tak roztrzęsiona wypadkiem, że zupełniezapomniała o tym, co wydarzyło się wcześniej.- Jestem taka głupia.Miała czerwoneoczy.Jak moja.och, Rob! - Otworzyła oczy.- Hamulec nie działał.Cały czas gonaciskałam i nic! - Nagle cała zaczęła się trząść.Rob objął ją ramieniem, a ona kurczowo się go złapała i próbowała się uspokoić.- Więc to był atak - ocenił.- Koza była rodzajem iluzji, może projekcjąastralną.W Durham słyszałem opowieści o osobach, które potrafiły ukazywać sięw postaci zwierząt.A przy hamulcach najwyrazniej ktoś majstrował.To musiałabyć psychokineza na odległość.To wszystko było zaplanowane.- A my mogliśmy zginąć - dodała cicho Anna.Gabriel roześmiał się szorstko.- Oczywiście.Traktują to serio.Rob się wyprostował.- Cóż, furgonetki nie warto już ratować.Poza tym lepiej żeby nikt nas tunie widział.Zaczną zadawać pytania, zadzwonią po policję.Kaitlyn poczuła, że serce zabiło jej mocniej.Uniosła głowę i spojrzała na Robarozpaczliwym wzrokiem.- Ale w takim razie co zrobimy?- Pojedziemy do mnie do domu - powiedziała cicho Anna - Moi rodzice nampomogą.Rob się zawahał.- Uzgodniliśmy, że nie mieszamy w to rodziców - przypomniał.- Moglibyśmynarazić ich na niebezpieczeństwo.- Ale nie mamy innego wyjścia - stwierdziła Anna stanowczym głosem.-Zostaliśmy bez samochodu, nie mamy jedzenia.I nie mamy gdzie spać.Posłuchajmnie, Rob.Moi rodzice sami potrafią się o siebie troszczyć.W tej chwili to mymamy kłopoty.- Ona ma rację - zauważył trzezwo Lewis.- Co innego możemy zrobić? Niestać nas na hotel, a nie możemy przecież nie spać.Rob niechętnie pokiwał głową, a Kaitlyn poczuła ulgę.Już sama myśl, że mieli jasnookreślony cel, była pocieszająca.Ale następne słowa Anny zburzyły nieco jej spokój. - Ale to oznacza, że musimy zrezygnować z poszukiwań - dodała Anna.-Iwyruszyć prosto do Sound.Chyba będziemy musieli złapać okazję.- Cała nasza piątka? - zapytał Gabriel.- Kto zabierze piątkę nastolatków?Kaitlyn po cichu przyznała mu rację.Stanie w deszczu i łapanie okazji wydawało siębez sensu.Do tego cały czas musieli uważać na policję.Cóż, nie tak wyobrażała sobiedobrą zabawę.Ale czy mieli inne wyjście?- Musimy spróbować - postanowił Rob.- Może ktoś wezmie przynajmniejAnnę i Kait, a dziewczyny znajdą jakiś telefon i zadzwonią po rodziców Anny.Pomagali sobie nawzajem, kiedy wspinali się po mokrym zboczu.W końcu dotarli dodrogi.Rob zaproponował, by odejść kawałek od furgonetki, żeby nie można ich byłopowiązać z wypadkiem.- Mamy szczęście - powiedział.- Z drogi nie widać strumienia, wokół nie byłonikogo, kto mógłby zauważyć wypadek.Stojąc z uniesionym do góry kciukiem i wpatrując się w opustoszałą drogę, Kaitlyncały czas przypominała sobie, że mają szczęście.Na drodze nie było wiele samochodów.Długa ciężarówka załadowana drewnem, nie zatrzymując się, przemknęła obok.Natępnie jakczarna furgonetka przewożąca pomarańczową i zieloną sieć rybacką.Kaitlyn rozglądała się wokół.Deszcz zamienił się w mżawkę, ale wszystko wokółbyło mokre, a świat wyglądał ponuro.Wszystkie drzewa, nawet olszyny, pokryte byty grubąwarstwą miętowozielonego mchu.Byt to niepokojący widok.Gałęzie nie były białe anibrązowe, ale miały nienaturalnie zielony kolor.Nagle wyczuła jakiś blask [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl