, Smith Scott Prosty Plan (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Co? - mruknąłem, wracając z krainy snu.- Powinniśmy je spalić, prawda?Podparłem się łokciem i spojrzałem na nią przez mrok.Zamrugała.- Taki numer nigdy nie przejdzie, Hank.Wysunąłem rękę spod koca i odgarnąłem włosy z jej twarzy.Skórę miała tak bardzo bladą, że niemal świe­cącą.- Przejdzie, Saro, zobaczysz.Wiemy, co robić, to najważniejsze.Pokręciła głową.- Nie, Hank.Jesteśmy normalnymi ludźmi.Ani zbyt przebiegłymi, ani zbyt bystrymi.- Przekonasz się, Saro.- Pogłaskałem ją po twa­rzy, a gdy zamknęła oczy, wcisnąłem głowę w Jasiek, chłonąc ciepło bijące z jej ciała.- Nie wpadniemy.Nie wiem, czy naprawdę wierzyłem, że jesteśmy nietykalni.Tak, z pewnością zdawałem sobie sprawę przynajmniej z niektórych niebezpieczeństw czyhają­cych na drodze, którą świadomie obraliśmy.Przecież był Jakub, był Lou, był Carl Jenkins, był samolot, były setki innych jeszcze nie znanych zagrożeń, przez które mogliśmy wpaść.W głębi serca musiałem odczuwać prymitywny strach wynikający z samego faktu popeł­nienia przestępstwa.Bo nie dostrzegając mrocznego cienia kary wiszącej nad moim czynem, zrobiłem coś, nad czym się nigdy dotąd nawet nie zastanawiałem, coś, co wykraczało poza moje życiowe doświadczenia, bez możliwości uchwycenia istoty postępku jako takie­go.Lecz patrząc wstecz, nie przypuszczam, żeby tego rodzaju myśli były wtedy równie ważkie jak dzisiaj.Nie, sądzę, że czułem się szczęśliwy i bezpieczny.Wkraczaliśmy w nowy rok.Skończyłem trzydzieści lat, byłem zadowolony z małżeństwa, niebawem miało przyjść na świat nasze pierwsze dziecko.Przed chwilą skończyliśmy się kochać, leżeliśmy przytuleni „na ły­żeczkę”, a pod nami, ukryta niczym skarb, którym przecież była, spoczywała torba: cztery miliony cztery­sta tysięcy dolarów w używanych banknotach.Jak dotąd, wszystko szło względnie gładko i życie uśmie­chało się do nas uśmiechem pełnym nowych obietnic.Spoglądając na tę chwilę z perspektywy lat, mogę powiedzieć, że osiągnąłem wtedy swoje apogeum, punkt, od którego prowadziła tylko jedna droga, droga na szczyt; lecz był to jednocześnie moment, od którego wszystko zaczęło się psuć.Nie sądzę, bym mógł wów­czas przypuszczać, że kiedyś dosięgnie nas kara: nasz postępek wydawał się zbyt trywialny, nasze szczęście zbyt wielkie.Sara długo milczała.Nagle chwyciła mnie za rękę i znowu położyła ją sobie na brzuchu.- Obiecaj - zażądała stanowczo.- Obiecaj! Uniosłem głowę i szepnąłem jej do ucha:- Nigdy nas nie złapią.Obiecuję.Potem zasnęliśmy.Rozdział 3Obudziłem się koło ósmej rano.Sara już wstała; słyszałem, jak bierze prysznic w łazience.Zwinięty pod ciepłymi kocami, jeszcze trochę śpiący, wsłuchiwałem się w buczenie i popiskiwanie rur.Rury w domu rodziców wydawały podobne dźwięki, ilekroć odkręciło się kran.Gdy byliśmy małymi dzie­ćmi, Jakub powiedział mi, że w ścianach są uwięzione duchy, że buczą tak i jęczą, bo chcą się stamtąd wydostać, a ja mu uwierzyłem.Pewnej nocy matka i ojciec wrócili do domu pijani i zaczęli tańczyć w kuchni.Miałem wtedy sześć, mo­że siedem lat.Obudzony hałasem, zszedłem na dół w chwili, gdy spleceni ramionami rodzice wpadli na krzesło i wraz z krzesłem runęli na podłogę.Ojciec grzmotnął głową w ścianę i wybił w niej dziurę wielko­ści pięści.Przerażony, ze zmierzwionymi od snu wło­sami, wbiegłem do kuchni ze zmiętą gazetą w ręku i zacząłem zatykać tę nieszczęsną dziurę, żeby nie uciekły przez nią duchy.Na widok chudego, zner­wicowanego dzieciaka w piżamie, rozpaczliwie łatają­cego pękniętą ścianę, matka i ojciec wybuchnęli his­terycznym śmiechem.Pamiętam, że byłem zażenowa­ny i zawstydzony, i to bardzo.Lecz nie wtedy, gdy myślałem o nich tego ranka, wtedy nie odczuwałem goryczy.Ogarnęła mnie za to dziwna nostalgia i tęsk­nota.Tak, zdałem sobie sprawę, że za nimi tęsknię i leżąc skulony pod ciepłymi kocami, ni to na jawie, niwe śnie, wyobraziłem sobie, że jakimś cudem zajęli miejsce moje i Sary: matka, młoda, energiczna i w ciąży, bierze w łazience prysznic, podczas gdy ojciec leży w przyciemnionym pokoju, spoglądając na żaluzje w oknach i wsłuchując się w jęk rur buczących w ścianie za głową.Właśnie tak o nich zawsze myślałem, a przynajmniej próbowałem: jak o ludziach młodych - w naszym wieku - jak o trzydziestolatkach rozpoczynających wspólne życie.Oczywiście więcej w tym było wyobra­źni niż prawdziwych wspomnień.Urodziłem się na długo przed tym, kiedy rodzice zaczęli mieć kłopoty, więc wspomnienia, te prawdziwe, te, które napływały nieproszone, same z siebie, dotyczyły okresu znacznie późniejszego, gdy ojciec i matka byli już starsi, za dużo pili, a farma popadła w długi.Kiedy widziałem ojca po raz ostatni, był pijany [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl