, Silverberg Robert Oblicza Wod (SCAN dal 1136) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Zanim zaczniemy piąć się na drugą stronę świata, dotrzemy do Obliczy.- Oblicza - powiedział Tharp ponuro.- Oblicza! Oblicza! Oblicza! Pieprzyć Oblicza!- Prędzej Oblicza nas wypieprzą - powiedział Hen­ders.W końcu bryza nadleciała i odświeżyła powietrze, wiejąc od pomocnego wschodu na południowy wschód, niosąc za­dziwiająco chłodny powiew, podczas gdy morze podnosiło się i burzyło, często przelewając się przez prawą burtę.Na­gle znów pojawiły się ryby, w obfitych, srebrnych masach, a Kinverson wyciągał ciężkie sieci.- Powoli - ostrzegał Delagard, gdy siedli do stołu.- Nie napychajcie się, bo popękacie.Lis przeszła samą siebie, przygotowując posiłki, wy­czarowując tuzin różnych sosów prawie z niczego.Jednak wciąż nie było wody, więc jedzenie stawało się wyczer­pującym zadaniem.Kinverson nakłaniał ich do jedzenia świeżej ryby, aby skorzystać z zawartej w niej wilgoci.Zanurzanie świeżych, krwawiących kawałków w wodzie morskiej podnosiło ich smak, chociaż zwiększało prag­nienie.- Co się z nami stanie, jeśli będziemy pić słoną wodę, doktorze? - spytała Neyana Golghoz.- Czy umrzemy? Oszalejemy?- Już jesteśmy szaleni - powiedział cicho Dag Tharp.- Tolerujemy pewną ilość słonej wody - powiedział Lawler, myśląc o ilości, którą sam konsumował ostatnio.Nie miał jednak zamiaru o tym wspominać.- Gdybyśmy mieli choć trochę słodkiej wody, moglibyśmy zwiększyć jej zapas, dodając do niej dziesięć do piętnastu procent mor­skiej wody.To by nam nie zaszkodziło, a nawet pomogłoby uzupełnić ubytki soli, którą wypacamy z siebie przez cały czas w tym upale.Jednak nie pożyjemy długo na nie roz­cieńczanej wodzie morskiej.Nasze ciała są w stanie przefiltrować ją i zamienić w czystą wodę, lecz nerki nie potrafią pozbyć się nagromadzonej soli, nie odciągając w tym celu wody z innych tkanek ciała.Bardzo szybko wyschniemy.Gorączka, wymioty, delirium, śmierć.Dann Henders zainstalował rząd małych słonecznych kotłów destylacyjnych, napełnionych częściowo wodą mor­ską i przykrytych przezroczystym plastikiem.Każdy kocioł miał wewnątrz naczynie, umieszczone tak, aby zbierało kro­ple świeżej wody, które skraplały się na wewnętrznej stro­nie plastiku.Lecz był to długotrwały proces.Uzyskanie w ten sposób słodkiej wody w ilości wystarczającej dla zaspokojenia potrzeb wydawało się niemożliwe.- Co będzie, jeśli wkrótce nie spadnie deszcz? - py­tała Pilya Braun.- Co poczniemy?Lawler wskazał na ojca Quillana.- Możemy spróbować modlitw - powiedział.* * *Późnym wieczorem następnego dnia, gdy upał trzymał ich w mocnym uścisku, a okręt prawie w idealnym bez­ruchu stał na wodzie, Lawler, wracając na noc do swojej kajuty, usłyszał Hendersa i Tharpa szepczących w pokoju radiowym.Chropowate brzmienie ich głosów było dziwnie irytujące.Gdy Lawler na moment przystanął w przejściu, w dół po drabinie zszedł Onyos Felk i skinął mu głową na powitanie; potem także wszedł do pokoju radiowego.Lawler, stojąc przed drzwiami swej kajuty, usłyszał, jak Felk mówi:- Na korytarzu jest doktor.Chcecie, abym go zaprosił do środka?Lawler nie słyszał odpowiedzi, ale musiała być po­zytywna, ponieważ Felk odwrócił się, skinął do niego i rzekł:- Może zaszedłby pan tutaj na minutkę, doktorze?- Już późno, Onyos.O co chodzi?- Tylko na chwilę.Tharp i Henders siedzieli ramię przy ramieniu w maleń­kim pokoju radiowym, a kapiąca świeca rzucała na nich ponury blask.Na stole stała butelka brandy z winnych wodorostów i dwie filiżanki.Tharp zazwyczaj nie pije, przy­pomniał sobie Lawler.Henders powiedział:- Napijesz się, doktorze?- Raczej nie, dziękuję.- Wszystko w porządku?- Jestem zmęczony - powiedział Lawler, trochę nie­cierpliwie.- O co chodzi, Dann?- Rozmawialiśmy o Delagardzie.Dag, ja i Onyos.Mó­wiliśmy o tej idiotycznej, pieprzonej awanturze, w jaką nas wrobił.Co o nim sądzisz, doktorze?- Delagard? - Lawler wzruszył ramionami.- Wie­cie, co myślę.- My wszyscy wiemy, co myślą inni.Znamy się cho­lernie długo.Powiedz nam jednak.- To bardzo zdeterminowany człowiek.Uparty, sil­ny, całkowicie pozbawiony skrupułów.Niezmiernie pew­ny siebie.- Szalony?- Tego nie mogę powiedzieć.- Założę się, że możesz - wtrącił Dag Tharp.- Uważasz, że postradał zmysły.- To możliwe.A może nie.Czasami nie jest łatwo odróżnić głupotę od szaleństwa.Wielu geniuszy w swoim czasie uważano za szaleńców.- Czy uważasz, że on jest geniuszem? - zapytał Henders.- Niekoniecznie.Jednak to co najmniej niezwykły czło­wiek.Nie mogę powiedzieć, co się dzieje w jego umyśle.Równie dobrze może być szalony.Jednak na pewno potrafi podać wam całkiem rozsądnie brzmiące przyczyny swojego postępowania.Mogę się o to założyć.Ta historia Oblicz Wód jest dla niego zupełnie sensowna.Felk powiedział:- Nie udawaj takiego niewinnego, doktorze.Każdy wariat twierdzi, że jego szaleństwo jest zupełnie normalne.Czy istnieje na świecie człowiek, który kiedykolwiek uwie­rzył, że jest obłąkany?- Czy podziwiasz Delagarda? - spytał Lawlera Henders.- Nieszczególnie.- Lawler wzruszył ramionami.- Muszę jednak przyznać, że ma swoje zalety.Ten człowiek ma wizję.Nie uważam jednak, żeby była ona godna po­dziwu.- Lubisz go?- Nie.Ani trochę.- Przynajmniej jesteś szczery.- Czy ta rozmowa ma jakiś cel? - zapytał Lawler.- Ponieważ jeśli dobrze bawicie się, siedząc tutaj nad bu­telką brandy i opowiadając sobie, jakim paskudnym draniem jest Delagard, to wolę pójść do łóżka?- Chcemy tylko dowiedzieć się, jakie jest twoje zdanie, doktorze - powiedział Dann Henders.- Powiedz nam, czy chcesz, aby ta podróż nadal przebiegała w ten sposób?- Nie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl