, Savage Felicity Pokora Garden (SCAN dal 905) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Do nozdrzy Kory doleciał słony zapach gnijącej trawy i świeżej krwi.Daleko za zimowymi bag­nami dostrzegła linie nabrzeża.Budynki Miasta Delta całkowicie pokrywały skalistą wyspę, na której je zbudowano, i zdawały się oklejać brzegi Chromu jak ostrygi.Miasto zachowywało dziwną, zwinną równowagę i przy­pominało ptaka, który obłapiał skałę szponami.Na początku myślała, że płyną wprost na wysoki, skalisty klif, ale prąd rzeki zniósł „Królewski Kwiat” ku wysepkom.Statek pożeglował dalej na zachód wzdłuż brzegu i kiedy w końcu dotarli do klifu, ten zniknął.Byli na przystani.- O bogowie, dajcie mi siłę - wymruczał Beau.Kora przypomniała sobie, że w tym mieście ma on umrzeć.Ota­czał ich wysoki las masztów, nad głowami krzyczały stada czarnych i szarych mew.Nad nabrzeżami niosły się deltańskie głosy, nawo­łując, zachęcając i grożąc w imieniu wszystkich bogów.Śmieci pły­wały po wodzie.Pale podtrzymujące nabrzeża były wielkości ma­łych domów.Mężczyźni zwijali się jak w ukropie, skakali nad oleistą wodą, wołali o cumy, które marynarze z „Królewskiego Kwiatu” posłali nad ich głowami.Potem nastąpiło nie kończące się czekanie, aż kliper przybije do kei.W końcu wysunięto i zabezpieczono trap.Pasażerowie udali się po bagaże pod pokład, ale Kor, Beau, Kora i Siostrzyczka mieli tylko lekkie torby, więc jako pierwsi zeszli na ląd.- Do widzenia, Ollit! Na razie, Ratę! Cześć, Cidity! -wołała Kora do marynarzy, idąc za Siostrzyczką Stanowczość.Domy w mieście miały co najmniej sześć pięter, a nad ulicami wisiało pranie, mosty i ogrody.Każde piętro wysuwało się trochę bardziej nad ulicę niż poprzednie, więc przecinali miejsca, do których słońce nie miało dostępu, bo najwyższe piętra łączyły się ze sobą.Ulice były o połowę węższe niż w Port Taite, a już tamte wydawały się Korze niezwykle ciasne.Nie mogła sobie wyobrazić, że kiedykolwiek przyzwyczai się do życia w takim labiryncie.A to były główne ulice! Uliczki (czy tunele) biegnące między domami były jeszcze węższe i bardziej zakurzone.Nie sądziła, że jej pierwsze spotkanie z „krajem, gdzie wszystko jest zielone” będzie tak wyglądać! Jedyną zielenią, jaką dostrzegła, było futro Deltan.Ślizgali się na gnoju, który leżał na chodnikach.Nie dostrzegła ani jednego powozu czy psiego rydwanu, ale przez tłum śmigało wiele ryksz o wielkich kołach.Panował większy hałas niż w dokach.- Trzymajcie mocno swoje lorby - rzuciła Stanowczość przez ramię.Jakiś mężczyzna potrącił ją i pobiegł dalej, nie przeprosiwszy.Nikt z Deltan nie szanował flamenki: wrzeszczeli jej w twarz jak innym, zachwalając towary, kłócąc się czy flirtu­jąc: mieli nosowy akcent i mówili bardzo niewyraźnie.Kora stuknęła lemana w ramię.- Czy miasto nie powinno.nie powinno być w żałobie? Nie widzę żadnych czarnych wstążek.Kor skrzywił się i podniósł głos.- To dzielnica Christon, mieszkają w niej głównie ateiści.Pobożni zamieszkują inną dzielnicę.Bagnisko.Może tam ludzi obchodzi, że ich Dywinarcha umiera.Tutaj nikt nie zawraca sobie tym głowy, przynajmniej nie publicznie.Kora potknęła się o korzeń wyrastający ze ścieku.Kor schwycił ją i uśmiechnął się blado.Poczuła zapach jedzenia.Krople spadały na nich, gdy przechodzili tunelem.Wyciągnęła język i złapała jedną.Na szczęście była to tylko woda z czyjegoś wiszącego ogrodu.- Tutaj - mruknął Kor do Stanowczości.- Tutaj! - zawołała flamenka przez ramię i zniknęła na wąskich schodach.Buca, który całą drogę pozbawiony nadziei spoglądał w ziemię, ruszył za nią.Kiedy Kora stanęła na pierwszym stopniu, zdjęła j ą ciekawość, więc spojrzała w górę na znak nad drzwiami.Wymalowano na nim łóżko i półmisek.Z jakiegoś powodu świadomość, że dotarli do gospody, odebrała jej zdolność ruchu.Musiała poczekać przed drzwiami, aż jej serce przestanie walić.Jednak kiedy przyjrzała się uważniej, półmisek przestał przypominać półmisek: im dłużej się wpatrywała, tym bardziej wyglądał jak źle namalowana głowa.- Koro! - zawołała ją Stanowczość.- Nie stój na zew­nątrz! To niebezpieczne nawet za dnia!- Idę! - ruszyła szybko po schodach.Dotarła nimi do holu oświetlonego świecami, gdzie Buca, Stanowczość i Kor stali naprzeciw jakiegoś obcego.- Panie Larch - Kor uścisnął rękę mężczyzny.- To jest Pokora Garden, towarzyszka naszego ducha.Koro, pan Larch.- Powierzam ciebie i twojego kuzyna jego opiece.Koro - powiedziała Stanowczość.- Jestem przekonana o jego wartości.Przewodzi on cechowi upiększaczy, którzy służyli flamenom od początków Dywinarchii.- Nic muszę się więc przedstawiać, Siostrzyczko - rzekł Larch z błyskiem w oku.Skłonił się Korze.- Jesteśmy Domem Larch, jednym spomiędzy tuzinów podobnych znajdujących się w Mieście Delta, ale Dom Larch i flamenów łączy długotrwała więź [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl