, Savage Felicity Pokora Garden (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wtedy zobaczymy, kto wejdzie na cokół, a kto będzie się płaszczył.- To straszne żyć z taką świadomością - wyznała szczerze Kora.- Jakoś nam się udaje.- Uro napiła się wina.- Nie mów o tym nikomu, Koro.Ja.ja nigdy tego nie mówiłam.I Sto też nie.Nie podobałoby mu się, że ci powiedziałam.- Kora współ­czująco pokiwała głową.- Byłoby łatwiej - w głosie Uro zabrzmiał gniew - gdyby Łusza od razu powiedziała, kogo z nas zabrała tylko do towarzystwa.I dopiero później zaczęła traktować nas tak samo, ale ona nie puści pary z ust.- Może ona sama nie.- Uro, kolacja! - Sto zajrzał do pokoju.- O, cześć.Koro.- Uśmiechnął się przyjaźnie.- Goda wróciła jakiś czas temu.Szukała cię.Pomaga Rycie nakryć do stołu.Znajdziesz je w ku­chni Kielicha.Kora zrozumiała aluzję.- Do zobaczenia, Uro - powiedziała, wstała i wyszła z poko­ju.Kiedy usłyszała trzask drzwi, wróciła i przyłożyła do nich ucho.- Co jej powiedziałaś? - zapytał ostro Sto.- Nic, czego sam byś jej nie powiedział - zaczęła się bronić Uro.- Nie martw się! Jest słodka, kocham ją! Chcę, żeby była naszą przyjaciółką!- Rozdzieli nas - rzucił gorzko jej brat.- Nie może w żaden sposób zrozumieć tego, co jest między nami.- Jesteśmy bratem i siostrą.Nigdy nas nie rozdzieli! A poza tym martwi się innymi rzeczami.Jak myślisz, jak się czuje uczennica Gody?- Widzisz, już myślisz tylko o niej! - Szelest i ciężki oddech.Potem Sto odezwał się szorstko: - Nie mogę się pogo­dzić z tym, że cię stracę.Uro.Rozumiesz? Nie mogę.- Ciebie też kocham! - Ku przerażeniu Kory Uro zaczęła płakać.- Obiecuję, że już nie będę z nią rozmiawiać!Cisza.Kora poczuła się nagle strasznie samotna.Nie zazdrościła im bliskości, ale z jakiegoś powodu chciało jej się płakać.Pobiegła przed siebie.Łusza siedziała przy oknie w promieniach zachodzą­cego słońca i szkicowała dwoje wyrostków siedzących w oknie naprzeciw i palących wspólną fajkę.Kiedy Kora ją mijała, Łusza podniosła głowę i uśmiechnęła się jak ciężko doświadczona mat­ka, która cieszy się, że jej dzieci wreszcie się z kimś zaprzyjaźniły.ROZDZIAŁ TRZYNASTYTego ranka Goda dostała wiadomość od Dywinarchy, przy­słaną gołębiem pocztowym.Wstała wcześnie i starała ubrać się, nie budząc Kory.Miała przyjść sama.Goda nie wiedziała, dla­czego zwróciła się do Szczęsnego.Być może chciała coś z nim dzielić.Czuła, że nie są już tak blisko, jak niegdyś.Kiedyś byli dwojgiem twórców z Pirady, związanych zawodem i pochodze­niem, tak podobnych do siebie, że potrafili wzajemnie kończyć swe zdania.Kiedy byli razem w łóżku, miała przedziwne wraże­nie, że są jedną osobą, że nie mogła wykonać ruchu, aby Szczęsny o tym nie wiedział.Ta bliskość zaczęła się, gdy Goda przybyła do Miasta Delta, młoda i pełna życia.Przetrwała Hema, ateizm Gody i nawet przyjaźń z Goquisite.Ale wyglądało, że odebranie Kory Ziniquelowi było kroplą, która przepełniła czarę.Zabrała Szczęsnego ze sobą, aby pokazać, że nadal mu ufa.Podeszli do dębowych drzwi, przed którymi czekała cała kolejka Deltan.- Mamy ważne spotkanie - powiedziała kobiecie przed drzwiami i weszli do Sali Tronowej.Gwardziści zatrzasnęli wro­ta.Kryształowe żyrandole rzucały kolorowe plamy światła na ściany.Olbrzymia salą sprawiała, że Tron wydawał się maleńki.Ludzkie dzieło, tysiącletni hołd dla pierwszego Dywinarchy, wydawał się zbyt wielki dla ciałka obecnie panującego.Obwie­szono go poczerniałymi ze starości frędzlami i fetyszami z każ­dego zakątka sześciu kontynentów i Archipelagu.Na dwunastu cokołach stała Boska Gwardia: Miło, Pli, Nadzieja, Przetrącony Ptak i Brązowa Woda.„Nawet Inkarnacje muszą robić to, co im rozkaże ten stary idiota!”, pomyślała Goda z niesmakiem.Kiedy się kłaniali, ścisnęła Szczęsnego za rękę.- Przepraszam, że się spóźniliśmy.Kilka ulic Christonu było zablokowanych przez żebraków.Przewrócili i obrabowali wozy z żywnością.To wstyd, ilu biednych mamy tego roku.- Od Samaal do Rukarow jest lak samo - odparł Dywinarcha.W przeciwieństwie do większości bogów nie zadawał sobie trudu zniżania głosu przy śmiertelnikach.- Wielu, wielu z mych poddanych, którzy potrafili wcześniej sami się wyżywić, teraz jest pozbawionych środków do życia.Ziewnął, przeciągnął swe małe ciało i zeskoczył z Tronu: przedziwna różowa małpcczka z olbrzymimi kłami i oczami.Wąsy podskakiwały mu radośnie; najwyraźniej miał dobry dzień.- Możecie odejść - rzekł, patrząc na bogów stojących na cokołach.- Wszyscy.Głosy bogów wybuchły jak fajerwerki:- Panie!- Zostawić cię samego z twórczynią i buntowniczką? Nig­dzie nie pójdziemy.Starszy!- Er-serbalu, iye fash graumir?- Owszem, pójdziecie! Wynoście się.Już.Ty też, Pli!- Myślisz, że mu odbiło, Godo? - szepnął Szczęsny.- Nie oszalał - odpowiedział Pli z białą twarzą, łopocząc skrzydłami.Bogowie mieli dobry słuch.- Tylko bredzi.Nie wiem, co planuje, ale lepiej się strzeżcie.Oboje.- Zniknął [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl